Kilka
lat później...
Pomalutku otworzyłam oczy. Pierwsze co
zobaczyłam, twarz mojego Jaya, mojego męża już od sześciu lat.
Te same loczki, starsza już twarz, dwudniowy zarost. Przystojny jak
zwykle.
Obróciłam się na plecy i westchnęłam.
Eva
siedziała w więzieniu, więc mieliśmy spokój. Nie odzywała się,
nie dzwoniła, nie pisała. Nawet nikogo z nas nie przeprosiła. Na
ostatniej rozprawie jeszcze zaśmiała się Maxowi prosto w twarz.
Myślałam, że ją wtedy uduszę na oczach zebranych w sali ludzi.
Powstrzymał mnie tylko Jay, który zorientował się w dobrym
momencie.
Dokładnie dziewiętnastego grudnia dwutysięcznego
dwunastego roku Eva wyniosła się z naszego życia.
Co z
Adamem? Posiedział w więzieniu rok i wrócił do Londynu. Można by
nawet rzec, że jesteśmy sąsiadami. Związał się z Włoszką,
którą poznał na jednym z koncertów chłopaków z The Wanted. Mają
dwójkę dzieci, dziesięcioletniego Kacperka i półtora roczną
Milenę, której jestem chrzestną.
Emma i Nathan rok temu
wzięli ślub, a teraz spodziewają się dziecka. Blondynka, jak to
kobieta w ciąży, ma swoje różne zachcianki, a chłopak, a w
zasadzie, to już mężczyzna, biega wokół niej jak piesek.
Monika i Tom pobrali się jeszcze szybciej niż Vicki i Siva, co
bardzo zaskoczyło resztę. I to jeszcze gdzie? W Vegas! Także
zaproszenia dostaliśmy na późniejszy ślub, już ten
„rzeczywisty”. Po ich mieszkaniu już biegają dwa trzyletnie
brzdące. Bliźniaki do tego, także podwójne szczęście.
Vicki i Siva. Tym to się dzieci namnożyło. Dwójka już drepta, a
kolejne w drodze.
Co z Maxem? Niedawno związał się z Meg.
Pamiętacie Meg? Tak, to moja przyjaciółka z czasów dzieciństwa.
Postanowiłam odnowić z nią kontakt, ale z matką nie. Nie wiem
nawet, co u niej słychać. Niektórych rzeczy się po prostu nie
wybacza. Wracając do Maxa i Meg. Wszystko rozwija się bardzo
powoli. Dziewczyna rozumie, że jest on mężczyzną z wielkim
bagażem doświadczeń i nie chce go w niczym poganiać.
A co u
mnie i Jaya? Wybudowaliśmy dom, mamy wielki ogródek, dziewczynkę i chłopczyka biegających po domu od wczesnych godzin porannych i
siebie. Wszystko o czym marzyłam. O nic więcej nie proszę. Jest mi
dobrze tak jak jest.
Obróciłam się w stronę
Niebieskookiego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Nie pozwolił
mi się od siebie oderwać. Chwycił mnie w tali i przewrócił tak,
że teraz leżałam na nim.
- Dzień dobry – wyszeptał tuż
przy moich ustach.
- Jak zwykle przy tobie – zaśmiałam się.
- Ej, słyszysz to? - spytał nagle, a ja umilkłam.
Nic
nie słyszałam.
- Ale co? - zmarszczyłam czoło.
-
Ciszę – wyszeptał i namiętnie mnie pocałował.
Czułam
jak jego zwinne palce zsuwają ramiączko mojej koszuli nocnej z
ramienia.
- Dzień doberek! - ryknął Michael, nasz
pięcioletni syn, a my oderwaliśmy się od siebie.
W mik na
łóżku pojawił się Michael, a po chwili Lily, nasza trzylatka,
która imię odziedziczyła po zmarłej narzeczonej Maxa.
- A
miało być tak pięknie... - mruknął pod nosem Jay, a ja walnęłam
go lekko w głowę.
- Zamknij się – warknęłam jeszcze na
męża i przytuliłam do siebie syna.
- Mamo? - odezwała się
Lily.
- Tak, skarbie? - popatrzyłam na nią z troską.
-
Kupicie mi kotka? - spytała słodko.
Popatrzyłam na Jaya,
który wlepiał niedowierzający wzrok w małą blondyneczkę o
kręconych włosach.
- Nie było dobrym pomysłem to, że Nath
został twoim ojcem chrzestnym – burknął. - Jedyne co ci mogę
zaproponować to pies, nic więcej – odparł stanowczo.
- Tez
może być – rzuciła mu się na szyję.
- To ja chcę kolejną
jaszczurkę – odezwał się Michael, a ja lekko się skrzywiłam.
Mimo że mieliśmy już dwie jaszczurki, ja dalej nie przekonałam
się do nich.
Jęknęłam i zakryłam twarz poduszką.
-
No to kupujemy psa i jeszcze jedną jaszczurkę – wyszczerzył się
Jay ściągając materiał z mojej buzi.
Skrzywiłam się, ale
lekko mnie pocałował.
- No niech będzie... - jęknęłam.
Zdecydowanie za szybko mu ulegałam...
No to żegnamy się z Liz i Jayem ;)
Dziękuję za liczne odwiedziny, komentarze, masę nominacji i za poświęcony dla mnie oraz opowiadanie, czas ;*
Trzymajcie się ciepło :D
I gdyby ktoś dalej chciał śledzić moje opowiadania, to zapraszam na nowy blog: Walcze nadal. Bo warto. Bo jest dla Kogo. Do napisania! ;*
Sąd
orzekł, że odbędzie się jeszcze jedna rozprawa za tydzień.
Mecenas wynajęty przez Jagodę powiedział, że jesteśmy na dobrej
drodze do niższego wyroku dla Adama. Sąd opuściliśmy w dobrych
humorach. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę z Jagodą i
wróciliśmy do mieszkania, aby zacząć przygotowywać się do
koncertu.
Chłopaki latali po mieszkaniu i przymierzali
ubrania, które nadesłali im styliści, a my z dziewczynami
usiadłyśmy sobie spokojnie na kanapie i oceniałyśmy stylizacje.
Trochę się uśmiałyśmy, gdyż chłopaki robili dziwne miny. Było
śmiesznie z czego się cieszyłam. Teraz na Maxa można było
popatrzeć i stwierdzić, że wreszcie jest z czegoś zadowolony.
Do dwudziestej było jeszcze dużo czasu, więc dziewczyny
postanowiły, że pójdą na zakupy. Ja zostałam w domu, jakoś nie
miałam ochoty na zakupy, tylko na poczytanie jakiejś książki.
Seev dał mi jakąś do poczytania z walizki Vicki. Była to opowieść
o jakimś szpitalu psychiatrycznym, więc z zaciekawieniem położyłam
się na łóżku i zagłębiłam się w lekturze.
Godzinę
później.
- Gdzie jest ta pieprzona kamera? - zdenerwowany Jay
biegał po całym pokoju i przewracał wszystko do góry nogami.
- Po co ci kamera na koncert? - podniosłam wzrok znad książki.
- Nieważne – nawet na mnie nie spojrzał.
- Wiem, że Polki
są ładne, ale żeby od razu je nagrywać? - uniosłam lewą brew do
góry.
- Nie będę kamerował widowni, no może trochę –
odburknął wyrzucając z szuflady całą moją bieliznę.
-
Więc co? - zamknęłam książkę i wbiłam z niego wzrok.
-
Zabiją mnie – szepnął do siebie.
- O co chodzi?
-
Dowiesz się na koncercie – odpowiedział wrzucając bieliznę z
powrotem na swoje miejsce.
- Siva już na pewno powiedział
Vicki – uśmiechnęłam się.
- Nie mógł jej powiedzieć –
odparł pewnym głosem.
- Skąd to wiesz? - dopytywałam.
- Bo chodzi o nią? - spojrzał na mnie i zakrył sobie usta dłonią.
- Nic nie wiesz!
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Chłopaki
mnie zabiją, jak im coś powiesz! - jęknął.
- Nic im nie
powiem – obiecałam. - I tak prawie nic nie wiem.
- I niech
lepiej tak zostanie – uśmiechnął się, a ja wróciłam do
książki.
- Kamera leży na telewizorze – mruknęłam do
niebieskookiego i zaczęłam zastanawiać się, co oni wykombinowali.
Musiało to być coś ważnego, skoro chcieli uwiecznić tę chwilę.
Było kilka minut po osiemnastej, kiedy oderwałam się
od książki i zaczęłam szykować na koncert. Wyciągnęłam z
szafy żółtą sukienkę
(sukienka),
tę samą, którą miałam na sobie w przed dzień moich urodzin, i
nałożyłam ją na siebie. Postanowiłam założyć też szpilki,
których dawno na nogach nie miałam.
Wyszłam z pokoju lekko
chwiejnym krokiem. Chłopaki zagwizdali na mój widok, a ja czułam
jak robię się lekko czerwona.
- Ty Jay! Uważaj, żeby ci jej
nikt nie porwał – klepnął niebieskookiego w plecy szczerzący
się Max.
- Nikt mnie nie porwie – uśmiechnęłam się
szeroko do mojego chłopaka.
- Liz jest skazana na mnie do
końca życia – wyszczerzył się.
- I to jest najlepsza
odpowiedź! - zaśmiałam się.
- A jaka nagroda? - zapytał
podchodząc do mnie, a chłopaki zaczęli się śmiać.
- To
jest kwestia do przemyślenia – chłopak oplótł mnie w pasie i
przyciągnął do siebie.
- Dobra, dobra, stop – Nathan
odciągnął ode mnie niebieskookiego, kiedy usta moje i Jaya
dzieliły dwa centymetry. - Po koncercie będziecie mieć mnóstwo
czasu – ciągnął Jaya w stronę drzwi wyjściowych, a reszta
zespołu podniosła tyłki z kanapy.
- Seev, dobrze się
czujesz? - popatrzyłam uważnie na Irlandczyka, a chłopaki
zatrzymali się w półkroku.
Był jakiś taki blady i wydawał
się wystraszony.
- Tak... Pewnie – próbował się
uśmiechnąć.
- Na pewno? - wolałam się upewnić. - Jakiś
taki dziwny jesteś...
- Wydaje ci się – odparł Max i
chwycił chłopaka za ramię. - Ma tremę przed występem, tylko tyle
– uśmiechnął się do mnie.
„ Dziwne”, pomyślałam.
„Przecież Jay zawsze mówił, że to właśnie Siva nigdy nie ma
tremy i jest najspokojniejszy z całej piątki. Co on chce zrobić?!”
- A... - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo przerwał mi
Nathan.
- Wejściówki macie na stoliku! - pociągnął Jaya za
drzwi; mój chłopak zdążył mi tylko pomachać.
- Ta.. To do
zobaczenia! - krzyknęli razem Max i Tom.
Przed oczami mignął
mi obraz ciągniętego przez chłopaków Seeva. Byłam strasznie
ciekawa, co oni takiego wykombinują. Westchnęłam głośno.
Musiałam poczekać jeszcze jakieś trzy godziny.
Dziewczyny wróciły do domu pięć minut później. Były na siebie
złe, że tak późno wróciły z zakupów, musiały się jeszcze
przecież przysłowiowo „ogarnąć”. Okupowały łazienkę przez
kolejną godzinę, a ja siedziałam sobie wygodnie na kanapie i
czytałam książkę.
- Mogłam cię posłuchać i zostać w
domu – powiedziała Vicki grzebiąc w walizce.
- Mogłaś –
uśmiechnęłam się nawet nie podnosząc na nią wzroku. - Dlaczego
nie ubierzesz czegoś, co kupiłaś?
- Nie kupiłam żadnej
sukienki – odpowiedziała dalej grzebiąc w walizce. - Mam! -
ucieszyła się i czmychnęła do pokoju się przebrać.
- I
jak? Mogę tak iść? - zapytała Monika stając przede mną w małej
czarnej (sukienka) i
szpilkach w tym samym kolorze.
- Jasne – uśmiechnęłam się
i pokazałam kciuk, który skierowany był w górę.
- A ja?
Nagle przede mną wyrosła Emma w jasnoróżowej sukience
(sukienka),
która sięgała jej do kolan.
- Jak najbardziej –
wyszczerzyłam się i zamknęłam książkę zaznaczając wcześniej
zakładką miejsce, w którym skończyłam czytać.
- Vicki,
pospiesz się! - krzyknęła do najstarszej blondynki Polka.
-
Mogę tak iść?
Wyłoniła się z pokoju w krótkiej białej
sukience
(sukienka)
i na wysokich obcasach. Włosy lekko podpięła kilkoma wsuwkami, a
gdzieniegdzie wystawały jakieś zbłąkane kosmyki.
Stałyśmy
z otwartymi buziami i wlepiałyśmy w nią wzrok. Wyglądała
najpiękniej z nas.
- Coś nie tak? - popatrzyła na sukienkę.
- Nie! - krzyknęłyśmy od razu.
- Wyglądasz... wow –
Emma zaczęła gestykulować rękami.
- Przepięknie –
uśmiechnęła się Monika.
- Siva padnie z wrażenia, kiedy
cię zobaczy – dołączyłam do przyjaciółek.
Kobieta
uśmiechnęła się szeroko.
- To jak, idziemy? - spytałam
zgarniając wejściówki i małą torebeczkę.
Dziewczyny
pokiwały głowami i udałyśmy się ku wyjściu. Nie zamawiałyśmy
taksówki, postanowiłyśmy, że się przejdziemy.
Droga
minęłam nam w miłej i pozytywnej atmosferze. Śmiałyśmy się za
każdym razem, kiedy jakiś mężczyzna, albo chłopak mierzył nas
wzrokiem. Miałyśmy szczęście, że chłopaków z nami nie było.
Im do śmiechu by nie było, a ja nie chciałam powtórki sytuacji z
restauracji. Choć, nie powiem, było to w jakiś sposób miłe.
Fajnie było poczuć, że ktoś cię kocha i jesteś dla tej osoby
ważna.
Kiedy wchodziłyśmy do budynku, w którym miał się
odbyć koncert, Emma powiedziała:
- Musimy znaleźć kogoś
Maxowi... - Zatrzymałyśmy się i spojrzałyśmy na nią. - Ja wiem,
że to nie będzie dla niego proste, ale przecież sam do końca
życia nie może być...
- W sumie, to coś w tym jest –
westchnęłam.
- Poza tym, to trochę mi głupio... No wiecie,
kiedy my jesteśmy razem z chłopakami, to on może się czuć trochę
jak piąte koło u wozu...
- A myślicie, że on w ogóle chce
mieć kogoś? - zapytała Monika. - On dalej kocha Lily...
-
Kocha, on nigdy nie przestanie jej kochać, ale nie chce być sam –
odpowiedziałam i przypomniałam sobie nocną rozmowę na balkonie.
- No sama widzisz...
- Mamy bawić się w swatki? - Vicki
uniosła brew do góry. - Przecież to nie zadziała.
-
Dlaczego tak uważasz? - najmłodsza w towarzystwie spojrzała na
nią.
- Max jest dorosły. A poza tym, to on będzie
potrzebował czasu, na to, aby kogoś pokochać. Patrz ile on
wycierpiał...
W słowach blondyny była zawarta cała prawda.
Mimo że minęło kilka lat od śmierci Lily, to wcale nie było
takie proste pokochać jakąś inną osobę. Przecież czarnowłosa
dziewczyna zawsze będzie obecna w życiu Maxa. Dla chłopaka to nie
było proste, ale przecież proste nie mogło być dla tej nowej
postaci w jego życiu. Dziewczyna też będzie musiała pogodzić się
z tą sytuacją.
- No dobra, masz rację – przyznała
dziewczyna Nathana. - Ale...
- Emma – westchnęła Vicki i
objęła ramieniem. - Jeszcze znajdzie kogoś kogo pokocha –
uśmiechnęła się lekko.
- A jeśli...
- Nie ma jeśli
– poczochrała jej włosy. - Znajdzie i będzie szczęśliwy. Kto
wie, może miłość czeka już na niego?
Uśmiechnęłyśmy
się i ruszyłyśmy w stronę kulis i garderoby chłopaków.
Pokazałyśmy ochroniarzom nasze wejściówki i chwilę później
siedziałyśmy już z chłopakami w garderobie, w której był nie
mały tłok. Bez przerwy przewijali się jacyś nieznani mi ludzie.
Niektórych to nawet sami chłopcy nie znali.
Siva cały czas
milczał, był blady i widać, że coś go stresowało.
-
Wytrzymasz jeszcze trochę – szepnął mi do ucha uśmiechnięty
Jay. Musiał pewnie zauważyć jak uważnie przyglądałam się
Irlandczykowi.
- Aż się boję pomyśleć, co wy
wykombinujecie – powiedziałam patrząc prosto w niebieskie
tęczówki.
- Nic złego, obiecuję – przyłożył sobie
prawą dłoń do serca.
- No ja myślę – chłopak pocałował
mnie czule w czoło.
- Dobra chłopaki! Wchodzimy! - rozległ
się krzyk jakiejś kobiety.
- Powodzenia – pocałowałam
Jaya mocno w usta.
Uśmiechnął się i skierował w stronę
sceny.
Przez kolejne półtorej godziny słuchałyśmy jak
chłopaki śpiewali i podglądałyśmy z boku ich występ. Byli
świetni; jak zwykle, dawali z siebie wszystko. Widownia po prostu
szalała. Vicki z Emmą stwierdziły, ze dawno nie słyszały tak
głośno śpiewającej publiczności, co Monika skwitowała jednym
zdaniem „Polki są największymi fankami The Wanted”.
Byłam
szczęśliwa widząc szalejącego po scenie Jaya, ale jednocześnie
bałam się, aby coś złego się nie stało. Dawno nie występował,
co było spowodowane moją osobą i tym, że został postrzelony
przez Stephana. Lekarz stwierdził, że może wystąpić na
koncercie, ale żeby za bardzo nie szalał, bo może to spowodować,
że trafi znowu do szpitala. Jego serce jeszcze nie było w pełni
sprawne, jeśli można tak to nazwać. Przyglądałam się uważnie,
ale nie zauważyłam, żeby coś złego się z nim działo.
Kiedy koncert zbliżał się ku końcowi, chłopaki wywołali nas na
scenę. Popatrzyłyśmy zdziwione po sobie; żadna z nas nie
wiedziała o co może chodzić.
- Elizabeth, Emma, Monika i
Vicki! - usłyszałyśmy wesoły głos Maxa.
Każda z nas
przełknęła ślinę i nabrała powietrza w płuca. Na chwiejnych
nogach wyszłyśmy na scenę. Poraziły nas reflektory. Emma mało co
nie przewróciła się, ale złapał ją Nathan.
Widownia
szalała. Słyszałam piski, klaskanie i wesołe okrzyki. Złapałam
kontakt wzrokowy z uśmiechniętym Jayem, który stał z kamerą.
Podeszłam do niego, jak najszybciej tylko mogłam i wlepiłam w
niego wzrok.
No to za chwilę dowiem się, co oni
wykombinowali. Czułam jak z każdą sekundą serce zaczyna coraz
szybciej mi bić, o ile tak się jeszcze dało. Myślałam, że zaraz
mi z piersi wyskoczy.
- Cieszymy się niezmiernie, że to
właśnie stanie się przed polską publicznością! - powiedział do
mikrofonu Max uśmiechnięty od ucha do ucha.
Wbiłam wzrok w
chłopaka, a on tylko puścił mi perskie oko i oddał Sivie
mikrofon. Mulat pociągnął Vicki na środek sceny.
„Co tu
jest grane?!”, pytanie malowało się na twarzy mojej i dziewczyn.
- Vicki... - westchnął Seev patrząc dziewczynie prosto w
oczy. - Wiesz jak bardzo cię kocham... - ścisnęłam mocno wolną
dłoń niebieskookiego. - Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia.
Wiem, że z tobą chcę spędzić resztę życia, dlatego... - zaczął
grzebać w kieszeni marynarki, a po chwili wyciągnął z niej małe
pudełeczko i uklęknął przed dziewczyną. Poczułam jak na mojej
twarzy wykwita szeroki uśmiech. - Zostaniesz moją żoną?
Widownia umilkła; każdy czekał na jakiś znak ze strony blondyny.
Dziewczyna stał, jak wryta w ziemię i patrzyła tępym wzrokiem to
na Irlandczyka, to na pierścionek. Sekundy mijały, a ona ciągle
milczała. Nagle po jej prawym policzku spłynęła samotna łza
szczęścia.
- Tak! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła
i rzuciła się chłopakowi na szyję.
Widownia zaczęła
klaskać, wykrzykiwać jakieś hasła, które ciężko było
wychwycić.
Przytuliłam się mocno do Jaya, a on objął mnie
swoim ramieniem; był z siebie strasznie zadowolony.
- To wam
się udało – powiedziałam strasznie szczęśliwa.
- Wiem –
wyszczerzył się i pocałował mnie w czoło.
Siva zaśpiewał
jeszcze jedną piosenkę dla Vicki; widownia w pomaganiu spisała się
na złoty medal. Chłopaki serdecznie podziękowali wspaniałej
publiczności, zapewnili, że na pewno zagrają jeszcze w Polsce, na
co widownia zaczęła krzyczeć i piszczeć. Z dziewczynami
zaczęłyśmy się śmiać i opuściłyśmy scenę.
Bez żadnych
ceregieli rzuciłyśmy się na najstarszą blondynkę i zaczęłyśmy
jej gratulować. Każda z nas była zachwycona pierścionkiem, który
wręczył jej Seev.
(pierścionek).
Vicki stwierdziła, że polubiła Polskę już wcześniej, ale teraz
to ją po prostu kocha, z czego wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
Po dwudziestu minutach siedzenia w garderobie dołączyli do
nas chłopaki.
- Bardzo przepraszam, ale porywam moją
narzeczoną – wyszczerzył się Irlandczyk i wyszli, a raczej
wybiegli razem z blondynką z pokoju.
- I takie zakończenia to
ja lubię – uśmiechnął się szeroko Max i zaczął pić wodę.
Wymieniłam z Emmą porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęłyśmy
się lekko. Chłopak potrafił cieszyć się ze szczęścia
przyjaciół, chociaż w zbyt ciekawej sytuacji nie był.
- A
my, co będziemy robić? - zapytał Tom również przysysając się
do butelki z wodą.
- Trzeba opić szczęście Vicki i Sivy! -
powiedział głośno Max. - Ja stawiam!
Nie mogliśmy się nie
zgodzić. Okazja do świętowania naprawdę super. Pozbieraliśmy
swoje rzeczy i ruszyliśmy do jednego z klubów. „Impreza” była
świetna, tylko gdzieś około pierwszej w nocy urwał mi się film i
nawet nie wiem, jak trafiłam do mieszkania.
No to macie kolejny rozdział ;D Wiem, że krótki, ale ostatnio nie mam czasu pisać zbytnio, gdyż szkoła ;/
Ten epizod zakończony tak mi się wydaje szczęśliwie ;D Ocenicie sami ;) Zapraszam do czytania i wyrażania opinii, które mnie motywują :)
A, zapomniałabym! Gdybyśmy miały tutaj jakiś kibiców siatkówki, to zapraszam na moją dopiero co utworzoną stronę na facebok'u: Kosa i Piter - najlepsi środkowi na świecie :D
poziomkowa ;*