piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 18

  Obudziłam się obok Jaya z wielkim uśmiechem na ustach. Od czasu, kiedy poznałam chłopaków, uśmiechałam się więcej niż przez całe swoje życie.
  Chłopak spał w najlepsze, pochrapując lekko.
  Usiadłam na łóżku i jak idiotka, wpatrywałam się w niego. Brązowe włosy, które miał nasunięte na czoło, lekko rozwarte, różowe usta, jego nagi tors. Zastanawiałam się, co on takiego we mnie widzi, a do tego byłam narkomanką, która w mgnieniu oka mogła zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę jego i chłopaków. Ale jednak, kochał mnie. Nie chciałam, żeby było inaczej. Dzięki niemu, mój świat zmienił się na lepsze i wreszcie mam dla kogo żyć.
  Niebieskooki wyczuł, chyba przez sen, że ktoś go obserwuje, bo otworzył oczy. Zaśmiał się, co trochę mnie zdziwiło.
  - A jednak to nie sen! - odezwał się zadowolony, a ja, podobnie jak on, roześmiałam się.
  Usiadł po turecku, tak, że nasze kolana się stykały.
  - Dasz mi się wreszcie pocałować? - spytał rozbawiony.
  - A czy ja oponuję? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przy okazji wspierając się na dłoni, a serce biło mi jak oszalałe.
  Chłopak przybliżył się, patrząc mi głęboko w oczy. Zanim jego wargi napotkały moje, myślałam, że minęły wieki, ale kiedy wreszcie to się stało, byłam w siódmym niebie. Jego usta były ciepłe, miękkie i lekko dotykały moich. Wiedziałam, że ten lekki dotyk mi nie wystarczy. Nie wiem nawet kiedy, moje dłonie zatopiły się w gęstości jego włosów, a język powędrował głębiej. Kilka sekund później, leżałam już na łóżku, przygniatając Jaya ciężarem swojego ciała.
  Chłopak gładził mnie jedną dłonią po policzku, a drugą powędrowała w moje blond włosy. Czułam szybkie bicie serca niebieskookiego. Moje serce nie pozostawało dłużne, myślałam, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.
  - Nie zrobiła tego! - usłyszałam gdzieś w oddali głos Nathana. Odskoczyłam od Jaya, jak oparzona, a w dodatku czułam jak cała robię się czerwona. Chłopak patrzył na nas w osłupieniu i nie wiedział, co powiedzieć.
  - Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?! - zapytał niebieskooki.
  - Sorki... - uniósł ręce w geście poddania się.
  - Możemy się cieszyć. - do pokoju wleciał uśmiechnięty od ucha do ucha Max. Widząc moją minę zapytał szybko. - Nie w porę?
  - Niech Nathan nauczy się wreszcie pukać!
  - Oj, młody! - zaśmiał się Max.
  - Siema wam! - do pokoju wpadli roześmiani Siva i Vicki.
  Czy ten pokój zawsze cieszył się, tak dużą popularnością?, przemknęło mi przez głowę.
  - Miałeś rację – najstarsza blondynka zwróciła się do niebieskookiego. - W żadnej gazecie nie ma wzmianki o The Wanted i narkotykach – odetchnęłam z ulgą, lecz mój wzrok podążył w stronę Sivy. Uśmiechał się, był miły, nie mógł uderzyć Evy. To nie było możliwe.
  - A gdzie jest Tom? - spytałam nagle.
  - Też bym chciał to wiedzieć.
  Usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
  - Chyba mamy odpowiedź – zaśmiała się Emma.
  - Tom, gdzie byłeś?! - Max wybiegł z pokoju.
  - Yyy.... Na spacerze... - usłyszałam zakłopotany głos chłopaka.
  - Coś czuję, że Lisa odgrywała tutaj rolę – stwierdziła uśmiechnięta Vicki.
  - Macie zamiar spędzić cały dzień w pościeli? - zdziwiła się najmłodsza dziewczyna.
  - Kusząca propozycja, nie sądzisz? - odezwał się niebieskooki, a ja się zaśmiałam.
  - Ubierajcie się! - trajkotała dziewczyna, jakby w ogóle nie słyszała słów Jaya. - Dzisiaj spędzamy dzień na świeżym powietrzu! Nie ma wymówek! Chcę zwiedzić Londyn, a mając takich przewodników, nie będzie można się nudzić!
  - Nathan, z kimś ty się związał?! - Jay złapał się za głowę.
  - Z największą wariatką na świecie! - cmoknął ją w nos.
  - Nie mogę się nie zgodzić! - chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
  Vicki i Siva wyszli za nimi uśmiechnięci od ucha do ucha, a ja zostałam z Jayem sama.
  - Na czym my to skończyliśmy? - spytał przybliżając swoją twarz do mojej.
  - Na tym... - moje usta szybko dotknęły jego warg.
  - Ej, zapomnia... - usłyszeliśmy głos najmłodszego członka zespołu.
  - Nathan! - wydarł się niebieskooki, a ja wybuchnęłam śmiechem widząc zakłopotaną minę chłopaka.

    Po zjedzonym śniadaniu i po tym jak Max wylał na Nathana colę, wyszliśmy uśmiechnięci z domu. Przy zwiedzaniu miasta było naprawdę dużo zabawy. Biegaliśmy po całej ulicy śmiejąc się jak wariaci. Chłopaki rozdali przy okazji kilka autografów i robili sobie zdjęcia z fanami.
  Najmłodsza blondynka latała z cyfrówką swojego chłopaka i robiła zdjęcia w najmniej odpowiednim momencie. Vicki powiedziała tylko „Lepiej żeby te zdjęcia nie ujrzały światła dziennego, bo będzie z tobą krucho”, na co tamta tylko się zaśmiała i cyknęła jej fotkę.
  Do domu wróciliśmy strasznie zmęczeni, ale dobry humor nas nie opuszczał. Emma wymyśliła, żeby pobawić się w chowanego. Żaden z chłopaków nie miał nic przeciwko, więc zaczęliśmy grę. W czasie zabawy Siva zbił lampę, przewrócił się kilka razy, potykając o jakieś przedmioty, które dziwnym trafem wyrastały mu pod nogami, kiedy tylko biegł.
  Po godzinnej zabawie zachciało nam się jeść. Postanowiliśmy zamówić pizze i obejrzeć jakąś komedię. Oglądając śmialiśmy się w każdym momencie, niekoniecznie z filmu.
  Kiedy tak z nimi siedziałam nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Kochający przyjaciele i kochający Jay. Nic dodać nic ująć. Nikomu nie pozwolę tego zniszczyć, a już szczególnie Evie. Nie pozwolę, obiecuję, przemknęło mi przez myśl, kiedy Jay bardzo głośno roześmiał się z żartu, który opowiedział Max.
  Około dwudziestej drugiej wszyscy byli już w swoich pokojach, a ja postanowiłam wyciągnąć niebieskookiego na jeszcze jeden spacer, ale już tylko we dwoje. Z wielką chęcią przystał na mój pomysł.
  Szliśmy wtuleni w siebie z uśmiechami na ustach. Dopiero teraz zorientowałam się jaki jest wysoki. Był jakieś dwadzieścia pięć centymetrów wyższy ode mnie.
  - Jesteś szczęśliwa? - zapytał nagle.
  - Jestem, ale wiesz, że niedługo muszę wracać...
  - To przeprowadź się do nas – powiedział od razu.
  Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie równie uważne, jak ja na niego.
  - Nie chcę wam siedzieć na głowie, a tak w ogóle mam tam pracę...
  - Nie musisz pracować.
  - Ale chcę. Muszę coś robić, chcę czuć, że jestem potrzebna.
  - To jaki problem, znaleźć coś tutaj?
  - Nie mogę – pokręciłam głową. - Może kiedyś... - westchnęłam, ale już po chwili leżałam na jego kolanie, a głowa przechylała się do tyłu. - Co ty robisz?!
  - Może kiedyś?! - oburzył się.
  - Dobra, dobra. Na pewno! - zaśmiałam się i mało co spadłam, na szczęście Jay mocno mnie przytrzymał. Po chwili stałam już o własnych nogach.
  - Mówił ci ktoś już kiedyś, że niezły z ciebie wariat?
  - Hmm... - zastanowił się. - Bardzo dużo ludzi – zaśmiał się i przerzucił mnie sobie przez ramię.
  - Puść mnie! - śmiałam się.
  - Przecież cię nie trzymam – puścił moje nogi, a ja niebezpiecznie się zachwiałam i krzyknęłam. Po sekundzie znów czułam jego palce na swoich nogach.
  - Nigdy nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
  - Postaw mnie na nogi! - zażądałam.
  - Nie.
  - Proszę cię!
  - Pod warunkiem, że mnie pocałujesz – powiedział, a ja uniosłam do góry brwi.
  - No dobra... - zgodziłam się niby niechętnie. Chwilę później uciekałam już przed nim śmiejąc się w niebo głosy.
  - Mnie się nie oszukuje, zapamiętaj! - krzyknął tylko i ruszył biegiem w moim kierunku.
  Był naprawdę szybki, albo ja taka wolna, gdyż dogonił mnie w niecałe trzydzieści sekund.
  - Mam cię! - obrócił mnie i nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
  - Ach... ta młodość – usłyszałam głos jakiejś starszej pani i uśmiechnęłam się.

  Kiedy obudziłam się następnego ranka, Jaya przy mnie nie było. Na poduszce była za to żółta róża. Po chwili zadzwonił telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni, odezwałam śmiejącym się głosem.
  - Halo?
  - Cześć Liz – usłyszałam syczący głos Evy.
  - Czego chcesz? - uśmiech zszedł mi z twarzy.
  - Wyjdź przed dom, musimy porozmawiać.
  - Nie mamy o czym – ucięłam krótko.
  - Wręcz przeciwnie. Mam kilka artykułów i zdjęć, które mogą cię zainteresować... - rozłączyła się, a ja popatrzyłam na telefon rozgniewana. A dzień tak przyjemnie się zaczął, pomyślałam.
  Szybko ubrałam się i wyszłam poza pokój, w domu była cisza, jak makiem zasiał. Otworzyłam drzwi i ujrzałam czarnowłosą dziewczynę.
  - Czego chcesz?
  - Nie zaprosisz mnie do środka?
  - Do tego domu suki mają zakaz wstępu – powiedziałam z zimnym wzrokiem, ale tamta roześmiała się tylko.
  - Posłuchaj... Nie zaniosłam do redakcji tych tekstów – podniosła rękę, a ja ujrzałam kilka zadrukowanych kartek A4. - dlatego, że myślałam, że Jay jednak zmieni zdanie. Nie zmienił. Ale teraz wszystko zależy od ciebie. Odejdziesz – te papiery nie ujrzą światła dziennego, zostaniesz – cały kraj znienawidzi chłopaków, a do tego będą mieć proces w sądzie, a ty razem z nimi. Wszyscy za posiadanie narkotyków, ty za pobicie niejakiej Lauren, a Siva za pobicie Felixa i może ciebie.
  - Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałam zdziwiona. Nic nie rozumiałam.
  - Nieważne. Teraz wszystko zależy od ciebie. Masz czas do jutra. Jeżeli  wyniesiesz się z Londynu, i zostawisz chłopaków w spokoju, niszczę te papiery, a jeżeli nie... no cóż... będę zmuszona rozesłać to do różnych redakcji.
  - Jesteś...
  - Nie kończ. Wiem – roześmiała się. - Więc jak? Wygrałam. - stwierdziła widząc moją minę. - Dobry wybór, inaczej chłopaki byliby skończeni – chciała się odwrócić, ale o czymś sobie przypomniała. - A, jeszcze jedno. Nie próbuj kontaktować się ani z chłopakami, ani z tymi twoimi przyjaciółeczkami, bo pożałujesz. To na razie – uśmiechnęła się i zbiegła ze schodów, a ja trzasnęłam drzwiami.
  Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zniszczyć twoje szczęście, przypomniały mi się słowa, które powiedziała do mnie kiedyś matka. Nie sądziłam, że kiedyś, pomyślę albo powiem, że miała rację.
  Walnęłam głową w drzwi; po chwili poczułam ból. Świetnie! I co teraz. Czas na kolejną ucieczkę? A może zostać? Gdybym została zniszczyłabym wszystko, karierę chłopaków. Mieliby do mnie ogromny żal, chociaż niektórzy w prost by tego nie powiedzieli.
  Co ja takiego zrobiłam, że Bóg tak mnie ukarał?, pomyślałam i poczułam pod zamkniętymi powiekami napływające łzy. Teraz nie jest ważne twoje szczęście, tylko szczęście Jaya i reszty.
  Wbiegłam na górę i wyciągnęłam torbę spod łóżka. Otworzyłam szafę i wrzuciłam do niej wszystkie rzeczy, jakie tylko tutaj miałam. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, więc szybko otarłam je wierzchem dłoni. Zapięłam torbę, która ponownie wylądowała pod łóżkiem.
  - Liz! Wstałaś już?! - usłyszałam wołający głos Jaya.
  - Tak, wstałam! - odkrzyknęłam trochę łamiącym się głosem. - Już schodzę!
  Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na chwilę oczy.
  Po chwili byłam już na dole, w kuchni, gdzie Jay rozłożył się z zakupami.
  - Dzień dobry – przywitał podchodząc do mnie i całując lekko.
  Teraz o wiele lepszy ten poranek, przemknęło mi przez głowę.
  - Na co masz ochotę? - odsunął się i pokazał na zakupy rozłożone na wyspie kuchennej.
  Było tam wszystko. Świerze pieczywo, warzywa, owoce, jajka, kawa, herbata, a nawet kilka pojedynczych kwiatów. Chłopak uśmiechał się serdecznie, a ja miałam ochotę uciec jak najdalej się da. Kochałam ten jego uśmiech i chciałam, żeby pozostał w mojej pamięci na wieki. W końcu teraz pozostaną mi tylko wspomnienia. Walczyłam z tym, aby nie popłynęły mi łzy.
  - Może jajecznica? - wypaliłam.
  - Okej! - podszedł do jakiejś szafki i wyciągnął z niej gigantyczną patelnię. - Chłopaki to straszne głodomory, więc przyda się bardzo duża dawka – zaśmiał się, a ja razem z nim.
  - Wcale po was tego nie widać – stwierdziłam.
  - Dużo czasu spędzamy w ruchu. To koncerty, próby i tak dalej – położył patelnię na palnik płyty ceramicznej i nalał sporą ilość oliwy z oliwek.
  - No tak.
  - Siema! - przywitał się Nathan, który wszedł do kuchni przecierając oczy, a do tego w samych bokserkach.
  - Hej – powiedzieliśmy równocześnie z niebieskookim i wymieniliśmy spojrzenia.
  Najmłodszy chłopak podszedł do lodówki i wyciągnął z niej karton mleka.
  - Od kiedy ty gotujesz? - zdziwił się.
  - Od dzisiaj – odpowiedział mu tamten i zaczął kroić jakieś mięso w kosteczkę.
  - Liz, masz na niego aż za dobry wpływ – uśmiechnął się do mnie, a ja przełknęłam ślinę. Ciekawe czy tak samo pomyśli, kiedy dowie się, że ich zostawiłam, przemknęło mi przez myśl. - Ty cuoco (kucharz) tylko niczego nie przypal! - zaśmiał się zniknął zanim zdążyła trafić w niego ścierka, którą wycelował w niego Jay.
  - Czasem zachowujecie się jak małe dzieci – zaśmiałam się.
  - Obawiam się, że my nigdy nie dorośniemy. Cholera! - wrzasnął, a ja podskoczyłam.
  - Co?!
  - Przeciąłem sobie palec! - uniósł palec wskazujący do góry; spływała z niego krew.
  - Włóż pod zimną wodę – nakazałam. - Gdzie macie apteczkę? - spytałam opanowana.
  - Druga górna szafka, po twojej lewej.
  Wyciągnęłam dobrze zaopatrzoną apteczkę. Ranę polałam wodą utlenioną i przykleiłam mu na palec plaster.
  - Czy to konieczne? - jęknął, na co kiwnęłam tylko głową.
  - Słyszałem, że ktoś tu robi śniadanie – do kuchni wkroczył wesolutki Max. Kiedy spojrzał na niebieskookiego nie mógł powstrzymać śmiechu. - Może ty lepiej nie bierz się za to gotowanie? - śmiał się dalej, a na twarzy niebieskookiego pojawił się grymas.
  - Liczą się chęci – powiedziałam uśmiechnięta i cmoknęłam go w policzek, poprawiając mu przy tym humor.
  - Chyba też muszę znaleźć sobie dziewczynę... - westchnął łysy chłopaka, opadając na krzesło. - Wy macie siebie, Nathan Emmę, Siva jest szczęśliwy z Vicki, a Tom zaczyna czuć coś do tej całej Lisy...
  - Nie martw się – usłyszeliśmy wesoły głos Sivy. - Kupimy ci psa – poklepał go po ramieniu. - Najlepszy przyjaciel człowieka, w końcu.
  - Cześć wam – przywitała się Vicki, na co pomachałam jej tylko.
  - Przynajmniej jakieś pocieszenie – westchnął Max, a do kuchni wbiegła Emma.
  - Ktoś podobno robi śniadanie! - wykrzyknęła, a wszyscy, oprócz Jaya wybuchnęli śmiechem.
  - Nasz kochany kucharz został ranny podczas misji – śmiał się dalej Siva, a po chwili ścierką, którą wycelował w niego niebieskooki, wylądowała na jego głowie, wywołując kolejne falsy śmiechu.
  - Co się tu dzieje? - do kuchni wkroczyli Tom i Nathan. Tamten drugi od razu podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją czule w czoło.
  - To co jemy? Umieram z głodu – odezwała się Vicki.
  - To może ja się popiszę? - zaproponowała Emma. 
  - To my za godzinę wracamy – oznajmił Jay i bez ostrzeżenia pociągnął mnie za sobą.
  - Gdzie mnie ciągniesz? - spytałam.
  - Na spacer – chwyci dwie kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w prawą stronę. - Przepraszam.
  - Ale za co? - nic nie rozumiałam.
  - Za to, że nic mi dzisiaj nie wyszło...
  - Oj, daj spokój – uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz wpatrzoną przed siebie. Nie mogłam uwierzyć, że dzisiaj jest ostatni dzień, który z nim spędzę. - Kocham cię – szepnęłam, a on od razu na mnie spojrzał. - Kocham cię – powiedziałam już trochę głośniej. Było mi lżej na duszy. Wreszcie to powiedziałam i nie sprawiło mi to wielkiej trudności.
  - Ja ciebie też – szeroko się uśmiechnął i zbliżył twarz do mojej. Kilka sekund później poczułam jego wargi napierające na moje. Nie liczyło się nic innego, tylko on i ja.

  Po zjedzonym wspólnie śniadaniu, dla mnie ostatnim, chłopaki musieli iść na jakąś sesję zdjęciową, a my zostałyśmy w domu.
  Usiadłyśmy na kanapie.
  - W końcu jestem szczęśliwa – powiedziała Vicki zamykając oczy.
  - Ja też – uśmiechnęła się Emma. - A to wszystko dzięki tobie – uścisnęła moją dłoń; spojrzałam na nią uważnie.
  - Ty poznałaś nas z chłopakami – dokończyła najstarsza blondynka. - Za co bardzo ci dziękujemy – rzuciły się na mnie.
  Przynajmniej one będą szczęśliwe, pomyślałam.
  - Ej! Bo mnie udusicie! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
  Trzeba przeżyć te ostatnie chwile z nimi jakoś szczęśliwie, przemknęło mi przez głowę.
  - Cześć wam – usłyszałyśmy głos jakiejś kobiety. Nasze głowy od razu odwróciły się w kierunku kobiety, która okazała się Lisą. - Pukałam, ale chyba nie słyszałyście, a drzwi były otwarte...
  - Nie tłumacz się! - uśmiechnęła się do niej Vicki.
  - Co prawda, to nie nasz dom, ale zapraszamy! - powiedziała Emma.
  - Nie chcę wam...
  - Oj, daj spokój – najmłodsza blondynka wstała, podeszła do niej, chwyciła za rękę i usadowiła na kanapie.
  Zawsze, kiedy ją widziałam, ubrana była elegancko. Granatowa spódnica, biała bluzka, a na to żakiet i delikatna biżuteria. Byty nie za wysokie, czarne lub odcienie czerni. Ciekawe, czy na randki z Tomem też się tak ubiera?, przemknęło mi przez myśl, jakby to była moja sprawa.
  - Może napijemy się czegoś? - zaproponowała Emma. - Nathan pokazał mi, gdzie trzymają alkohol i...
  - Świetny pomysł! - poparła ją Vicki.
  - Nie dla mnie – zauważyłam i wskazałam na moją głowę.
  - Zapomniałam, przepraszam.
  - Ale wy, nie odmawiajcie sobie – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
  - Na pewno?
  - Tak.
  Po chwili na stole stały już szklanki, kieliszki małe i duże oraz pełno kolorowego alkoholu. O tak dobrze zaopatrzonym barku marzyłby nie jeden facet.
  - Pozwólcie, jestem kelnerką, nie barmanką, ale może coś wymyślę – powiedziała Emma i wzięła się za swoją pracę.
  - O której mają wrócić chłopcy? - spytała Lisa.
  - Nathan ma wysłać sms'a Emmie, kiedy będą kończyli – odpowiedziałam.
  - Byłaś umówiona z Tomem? - spytała Vicki.
  - Nie, chciałam zrobić mu niespodziankę – uśmiechnęła się nieśmiało.
  - Będzie kolejna para! - wykrzyknęła Emma, a Lisa lekko się zaczerwieniła.
  - Trzeba znaleźć kogoś naszemu kochanemu Maksiowi– zamyśliła się Vicki.
  - Lisa, nie masz przypadkiem żadnej fajnej koleżanki? - spytałam.
  - Powiedzmy, że mam -zaśmiała się tamta.
  Wreszcie się rozluźniła, pomyślałam uśmiechnięta.
  - Dobra, mam! - krzyknęła Emma. - Proszę – podała Lisie małą szklankę z kolorowym trunkiem.
  - Nie otruję się? - zapytała.
  - Chyba nie – zaśmiała się. - A tu dla Vicki – podała najstarszej blondynce niebiesko żółty trunek.
  Przez następne pięć godzin wygłupiałyśmy się, śmiałyśmy się i dziewczyny piły. Po pół godzinie nikt by nie przypuścił, że tak krótko znałyśmy Lisę. Robiłyśmy sobie nawet zdjęcia. Jak Emma się na coś uprze, to wątpliwe, że ktoś ją od tego oderwie.
  Dziewczyny były kompletnie piane, gadały jakieś głupoty i co chwila wybuchały niepohamowanym śmiechem. Cud, że w ogóle trzymały się na nogach. Muzyka grała niebyt głośno, ale kiedy poleciała piosenka chłopaków, radio grało na maksa. Sześć butelek po różnorodnym alkoholu walało się po stole, a kilka szklanek było pobitych.
  Niedługo później do domu weszli chłopcy. Ich miny byłe bezcenne, kiedy zobaczyli, że z dziewczynami urządziłyśmy sobie małą imprezkę.
  - Dobra tego się nie spodziewałem... - zająknął się Siva.
  - Lisa? - spytał z niedowierzaniem Tom.
  - Może wcale tego po niej nie widać, ale jest zajebista – zaśmiała się Emma, która opierała się o kominek, żeby tylko nie upaść.
  - Żałujcie, że was nie było – Vicki zaczęła zmierzać w stronę swojego chłopaka, potykając się o własne nogi i gdyby Siva w pewnym momencie jej nie złapał, runęłaby na ziemię jak długa.
  - Tobie już chyba wystarczy – westchnął i spojrzał na nią uważnie.
  Max podszedł do stolika i wziął jedną butelkę do ręki.
  - Przynajmniej mają dobry gust – zaśmiał się.
  - Lisa zostaje na noc – uśmiechnęła się Emma. - Użyczysz jej kawałek łóżka, prawda? - spojrzała na Toma, który tylko podrapał się po głowie i szepnął coś pod nosem.
  - Ja tobie też z miłą chęcią użyczę kawałek materaca. A teraz chodź – Nathan wziął ją na ręce.
  - Na razie dziewczyny – pomachała do nas i zachichotała. - Noc jest jeszcze dłuuuuuga i kto wie, co może się wydarzyć – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i po chwili zniknęła z naszego pola widzenia.
  - Chodź, Lisa – Tom chwycił ją za rękę. - Vicki pożyczysz jej jakąś koszulkę. - zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie, a nie pytanie.
  - A po co jej koszulka? - zdziwiła się tamta, a ja pokręciłam głową.
  - Idziemy – zadecydował Siva.
  - Gdzie chcesz iść? - spytała jego druga połówka.
  - Spać.
  - Nie chce mi się spać...
  Nie patrząc na jej protesty zaciągnął ją na górę, a za nimi poszli Lisa z Tomem. Na dole zostałam tylko ja, Max i Jay. Oboje wpatrywali się we mnie, a ja nie wiedziałam co mam im powiedzieć.
  - Trzeba tu posprzątać...
  - Przepraszam? - na mojej twarzy pojawił się grymas.
  - W porządku – uśmiechnął się łysy chłopak. - Ten dom przeżywał większych pijaków – spojrzał na swojego przyjaciela i oboje wybuchnęli śmiechem.
  - Wolę nie wiedzieć – podniosłam ręce w geście poddania.
  - Może urządzimy powtórkę? - zaproponował Jay.
  - O nie! Przez dwa dni z łóżka wstać nie mogłem! - zaprotestował drugi.
  - Ale było fajnie! Nie zaprzeczysz.
  - Nie mógłbym – uśmiechnął się.
  - Może byście mi pomogli, a nie wzięliście się za wspominanie? - przerwałam im zbierając puste butelki.
  - Spokojnie – zaśmiał się łysy chłopak. - Sprzątanie nie zając. Zaraz wracam – biegiem dotarł do kuchni.
  - Zgadzam się – powiedział Jay i usiadł na kanapie. - Usiądź – poklepał miejsce obok siebie; usiadłam, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
  - Jestem! - krzyknął Max i postawił na stoliku trzy szklanki.
  - Ja, dziękuję – powiedziałam tylko.
  - Jay? - podniósł brwi.
  - Pewnie – po tych słowach w jego literatce znalazła się kolorowa ciecz.
  - Jak tam sesja? - zapytałam.
  - Normalnie – wzruszył ramionami Max. - Jak to na sesjach... Stań tak, przechyl głowę w prawo, w lewo... - usiadł w fotelu z butelką wódki, pociągnął łyk nie zapijając niczym.
  - Dobrze się czujesz? - spytałam; kolejny łyk.
  - Wyśmienicie – wstał i zaczął kierować się ku schodom.
  - Gdzie idziesz? - pytanie padło z ust Jaya.
  - Do siebie. Dobranoc – wbiegł po schodach i usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
  - Wywinął się od sprzątania – zauważył i wziął łyka kolorowego drinka, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Wstał i włączył radio, z którego poleciała wolna piosenka. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. - Mogę prosić?
  - Nie jestem w tym zbyt dobra – ostrzegłam.
  Chwyciłam jego dłoń i wstałam. Zaczęliśmy kołysać się w takt muzyki. Chciałam żeby pozostało tak już na zawsze, ja i on i nasz mały świat. Marzenie nie do spełnienia.
  - Kocham cię – szepnął i spojrzał mi w oczy.
  - Ja ciebie też – pochylił się i nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
  - Chciałbym, żeby to trwało wieki... - powiedział, kiedy nasze wargi oderwały się od siebie. - Nigdy się nie kończyło... - czułam jak oczy mi wilgotnieją. Po chwili po policzku spłynęła mi jedna, samotna łza, którą Jay starł kciukiem i uśmiechnął się lekko. - Nie płacz...
  Zaśmiałam się, ale chciałam teraz płakać. Łzy uśmierzają ból, to pewne. Gdybym teraz zaczęła płakać, zaczęłyby się pytania, a tego chciałam uniknąć. Przecież nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Tak będzie lepiej.
  - Kocham cię i nie chcę, żebyś o tym zapomniał...
  - Nigdy nie zapomnę.
  Przytulił mnie mocno, a ja zamknęłam oczy.
  Najwidoczniej nie mam prawa do tego, aby być szczęśliwą...

  Tej nocy przyszła do nas jeszcze Emma, która była w szampańskim humorze. Pokazała nam zdjęcia i z naszej małej „imprezki” i ze zwiedzania miasta. Śmiała się non stop, albo z min swojego chłopaka i mówiła jaki on to nie jest przystojny, to z min innych. W pewnej chwili przyszedł po nią Nathan, lecz ta nie chciała iść. Zaczęła przed nim uciekać, a ten ganiał ją po całym pokoju. „Na prawdę z niej wariatka” usłyszałam jak Jay powiedział to pod nosem. „Chciałabym wiedzieć co ty wyrabiasz po pijaku” odgryzłam się i zaśmiałam.
  Emma wylądowała na łóżku i śmiała się, jak nawiedzona. 
  - Zapomniałam! - krzyknęła nagle i wybiegła.
  - Nigdy więcej nie tknie alkoholu – powiedział Nathan i wybiegł za nią.
  Wybuchnęliśmy z Jayem śmiechem.
  - Te blondynki – westchnął po chwili.
  - Masz coś do blondynek? - spojrzałam na niego niby groźnie.
  - Ja? - zdziwił się. - No może oprócz tego, że...
  - Mam coś dla was! - Emma rzuciła się na łóżko i podała nam dwa zdjęcia. Na jednym całujemy się z Jayem, a reszta za nami robi głupie miny, a na drugim jesteśmy wszyscy w ósemkę, śmiejąc się i robiąc głupkowate miny.
  Tego dnia nie zapomnę do końca życia.
  - Emma! - zdenerwował się Nathan.
  - Sorka, muszę lecieć, bo Nath mnie zaraz zabije – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Miłej nocki – cmoknęła mnie w policzek i wybiegła rzucając się na swojego chłopaka mało co go nie wywracając. - Jak ja cię kocham! - usłyszeliśmy jeszcze, zanim zamknęły się drzwi.
  - Ona naprawdę nie powinna pić – roześmiałam się.
  - Jest wtedy niebezpieczna. A to zdjęcie – podniósł do góry fotografię, na której się całowaliśmy - oprawię i powieszę nad łóżkiem – zaśmiał się. - Będzie idealnie pasować.
  - Nathan! - usłyszeliśmy wrzask Emmy.
  - Lepiej to sprawdzę – wyskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju.
  Na korytarzu leżał nieruszający się chłopak, a blondynka nad nim klęczała. Szybko do nich podbiegłam.
  - Coś ty mu zrobiła?! - krzyknęłam na nią.
  - Nie wiem! Szedł i nagle się przewrócił! - Emma, jakby odzyskała świadomość.
  - Buuu! - podskoczyłyśmy obie krzycząc, a Nathan wybuchnął śmiechem.
  - Ty....! - zdenerwowała się blondynka. - Myślałam, że coś ci się stało, idioto! - chłopak dalej śmiał się jak szalony.
  - Co wy wyrabiacie? - z pokoju wyjrzał Tom.
  - Nathan odpalił stary numer – poinformował go Jay.
  - Nadal mi to wychodzi! - wykrzyknął uradowany i ponownie się śmiał.
  - Jesteś nienormalny!
  - Też cię kocham! - pociągnął ją tak, że teraz na nim leżała. Po chwili śmiała się razem z nim.
  - Tylko teraz nie wysadźcie całego domu w powietrze, błagam – powiedziawszy to Tom, zamknął drzwi od pokoju.
  - Zachowujcie się jakoś – nakazał Jay i zniknął za drzwiami pokoju, a ja razem z nim. - Dwójka wariatów – zaśmiał się. - Dobrali się doskonale.
  Resztę nocy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Chciałam, żeby ta noc trwała wiecznie, lecz zleciała zbyt szybko.
  O szóstej nad ranem, kiedy Jay zasnął, wstałam cichutko z łóżka. Ubrałam się i wyciągnęłam torbę spod łóżka. Na biurku znalazłam jakąś czystą kartkę i długopis. Zapaliłam lampkę. Napisałam długi, jak na mnie list, a krople łez zmoczyły kartkę. Z dołu przyniosłam żółtą różę, którą kupiłam, kiedy dziewczyny wysłały mnie po jakiś sok do sklepu.
  Zgięłam kartkę i położyłam razem z różą na poduszce, na której jeszcze niedawno spoczywała moja głowa. Łzy płynęły z moich oczu, jak jeszcze nigdy.
  Pochyliłam się i dotknęłam swoimi wargami ust Jaya. Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak spokojnie oddycha, nie wiedząc, co zastanie, kiedy tylko otworzy oczy.
  Chwyciłam torbę, wiedziałam, że gdybym jeszcze przez chwilę na niego patrzyła zwątpiłabym z moją decyzję. Najciszej, jak tylko się dało zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Łzy płynęły mi po policzkach strumieniem.
  Najszybciej jak tylko mogłam dotarłam na dworzec, kupiłam bilet i wyjechałam z Londynu, czując, że ktoś wyrwał mi cząstkę mojego serca...

(http://www.youtube.com/watch?v=-6lRKGS2Nn8)

   Kochany Jayu
   Teraz mogę śmiało powiedzieć, że przez ten bardzo krótki okres czasu, nauczyłeś mnie kochać. Dzięki Tobie wypowiedziałam po raz pierwszy te dwa magiczne słowa. Kocham Cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile jeszcze razy chciałabym je wypowiedzieć dla Ciebie...
  Muszę odejść, kolejny raz uciec i zmagać się z przeszłością, ale dzięki Tobie, tą lepszą przeszłością. Przepraszam, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz...
  Przez długi czasu zastanawiałam się dlaczego los jest taki okrutny... To nie los, lecz ludzie... Ludzie, którzy potrafią wbić Ci nóż w serce, nawet bez mrugnięcia okiem...
  Vicki zapytała mnie kiedyś, dlaczego nie rzucę narkotyków. Odpowiedziałam jej, że nie mam dla kogo... Pojawiłeś się ty i wiedziałam, że teraz muszę to rzucić, bo znalazłam kogoś dla kogo chcę żyć. Dziękuję Ci, przepraszam, że nie możesz tego usłyszeć...
  Żółta róża, ta, którą dałeś mi po raz pierwszy, po koncercie... (Skąd wiedziałeś, że żółty to mój ulubiony kolor...?) Mam ją do teraz... Jest jeszcze ta, którą ujrzałam, kiedy wczoraj otworzyłam oczy... Zachowam je, aby zawsze przypominały mi o naszej, jakże krótkiej miłości... Będą przypominały te szczęśliwe, niebieskie oczy, kiedy powiedziałam po raz pierwszy, że Cię kocham...
  Tobie też zostawiam jedną... Zrobisz z nią, co zechcesz... Wyrzucisz, spalisz, zachowasz... nie wiem...
  Wiem tylko jedno, kocham Cię i nigdy nie przestanę... Nie zapomnij o tym...
  Jeszcze raz przepraszam...
                                                                                                                                 Twoja Liz


  Niedługo później byłam już pod mieszkaniem Matta. Cała zapłakana nacisnęłam dzwonek. Po chwili mężczyzna otworzył drzwi i widząc mnie zapytał:
  - Co się stało? - wpuścił mnie do środka i usadowił na kanapie.
  - Musiałam odejść... - zaczęłam. - Inaczej zniszczyłabym wszystko...
  - Co byś zniszczyła? Nic nie rozumiem.
  Najszybciej jak tylko mogłam streściłam mu spotkanie z Evą. Po chwili płakałam już w jego ramionach.
  - Ja muszę wyjechać... i to szybko.
  - Ale gdzie?
  - Nie wiem. Dobrze wie, że będę u ciebie.
  - Dlaczego z nim nie porozmawiałaś? Może razem byście coś wymyślili?
  - Jeżeli bym została, mieliby proces w sądzie, a to nie wpłynęłoby dobrze na ich karierę.
  - Jesteś dla niego ważniejsza niż jakaś kariera – zapewnił.
  - Ale miałby do mnie żal, wiem to.
  - Znowu uciekasz – stwierdził.
  - Bardzo dobrze o tym wiem – wychlipałam. - No, ale co miałam robić?
  - Liz! Wróciłaś! - mała dziewczynka wskoczyła mi na kolana i mocno mnie przytuliła.
  - Hej, skarbie – równie mocno ją przytuliłam.
  - Zostaniesz z nami już na zawsze? - popatrzyła na mnie tymi swoimi dużymi oczyma, a z moich oczu ponownie popłynęły zły. - Czemu płaczesz? - otarła mi policzek.
  - Strasznie za tobą tęskniłam – ponownie mocno ją przytuliłam.
  - Ja też. Narysowałam dla ciebie nawet obrazek. Chcesz zobaczyć?
  - Pewnie.
  Amy zeskoczyła z moich kolan i pobiegła do swojego pokoju.
  - Mówiłaś serio o tym, że chcesz wyjechać?
  - Tak. Najlepiej z Anglii. Nie chcę spotkać Jaya, ani reszty na jakieś ulicy, co bym im wtedy powiedziała?
  - Mogę coś zrobić, żebyś zmieniła swoją decyzję? - spytał z nadzieją.
  - Nie. Muszę wyjechać stąd jak najszybciej.
  - Może być Polska? Mam tam kumpla, jest mi winien przysługę, więc nie będzie problemu...
  - Nie wolisz tej przysługi jakoś inaczej wykorzystać?
  - Nie – uśmiechnął się lekko. - Więc, jeżeli chcesz mogę zadzwonić do niego nawet teraz...
  - Byłabym ci bardzo wdzięczna – przytuliłam się do niego. - mimo że znam cię tak krótko, to już traktuję cię jak brata – zaśmiałam się.
  - Mieć taką siostrę, to zaszczyt – zawtórował mi śmiechem.
  - Dziękuję ci za wszystko.
  - Proszę – nagle pojawiła się obok nas Amy i wręczyła mi obrazek, na którym byłam ja, ona i Matt.
  - Dziękuję.
  - Cieszę się, że już wróciłaś – uśmiechnęła się i ponownie wtuliła się we mnie.

  Pół godziny później Matt zadzwonił do swojego kolegi o imieniu Adam. Chłopak zgodził się bez zastanowienia i dodał jeszcze, że rozejrzy się za pracą dla mnie, za co byłam u bardzo wdzięczna i prawie nie wyrwałam Mattowi telefonu z rąk, żeby mu podziękować. Adam zgodził się na to, abym jeszcze dzisiaj znalazła się we Wrocławiu i, że będzie czekał na lotnisku.
  Matt zarezerwował mi również bilet i pomógł spakować się do końca. Kiedy byliśmy już na lotnisku Amy nie chciała mnie puścić, biedaczka rozpłakała się, a ja razem z nią. Kiedy przyszło żegnać Matta, rozryczałam się jeszcze bardziej. „Przecież będziemy do siebie dzwonić, pisać i gadać przez Internet”, po tych słowach uśmiechnął się i mocno mnie przytulił. „Będę za tobą tęsknić”, szepnęłam. „My za tobą też”.
  Kiedy siedziałam w samolocie, wiedziałam, że nie było już odwrotu. Z podręcznego bagażu wyciągnęłam zdjęcie, które wczoraj dostaliśmy od Emmy. Jedno spojrzenie na uśmiechnięte twarze spowodowało potok łez.
  Zawsze myślałam, że byłam silna, a tak naprawdę byłam słaba. Gdybym tylko znalazła w sobie odrobinę siły, stawiłabym czoło tej całej Evie. Poddałam się, kolejny raz. Moje życie to jedna wielka przegrana.
  Spojrzałam na telefon. Pięćdziesiąt nieodebranych połączeń, dwadzieścia wiadomości. „Coś ty najlepszego zrobiła?!”, „Gdzie ty jesteś?!” - wiadomości od Vicki, podobnie były od Emmy. Kilka nieodebranych połączeń od Sivy, Maxa, Nathana, Toma i Jaya. „Zrobiłem coś źle?”, „Proszę odezwij się”, „Przepraszam...” i kilkanaście podobnych wiadomości od niebieskookiego. Ty nie masz za co przepraszać, pomyślałam i wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.
  Przechodząca obok stewardesa podała mi chusteczkę i powiedziała coś, czego nie zrozumiałam. Nie chciałam rozumieć nic. Cały świat miałam gdzieś i chciałam, aby on też nie był mi dłużny.
  Samolot wystartował, a ja poczułam kolejne dwa strumienie łez spływające po moich policzkach...
 


______________________
Po dwutygodniowej przerwie wracam.! ^^ Wycieczka super zajebista ;D Miałam wenę, ale na całkiem inne opowiadanie, ale nawet nie było czasu pisać ;D Po wycieczce jeszcze kilka poprawek na lepszą ocenę, pogoda, że szkoda w domu siedzieć, więc pisałam wieczorami i jest.! ;D
Dziękuję tym Dziewczynom, które o mnie pamiętały i pytały się, kiedy kolejny post ;*
Rozdział z dedykacją dla Mojej Kochanej Siostry Monii ;* Musimy pogadać jak tam do Ciebie wpadnę.! ;D
WAKACJE.! też cieszycie się tak samo jak ja.?! ;D Dwa miesiące bez nauki i wczesnego wstawania.! ;D Fazy z przyjaciółmi, spanie pod namiotami i reszta.! ;D
Wam Czytelnikom życzę, aby te wakacje były niezapomniane, wyjątkowe, abyście poznali mnóstwo nowych ludzi i mieli mega odjechane fazy ;D

Co do następnego rozdziału, będzie chyba po wakacjach. Nie wiem czy będę miała czas, aby pisać. Mam nadzieję, że gdzieś to wcisnę ;D
Jeszcze raz Wam dziękuję i do przeczytania za dwa miesiące.! ;*



niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 17

 - Wymęczyliśmy cię dzisiaj.
  Uśmiechnęłam się.
  - Dawno, tak dobrze się nie bawiłam. Dziękuję.
  - Doktorka mówiła, że mam zbyt długo cię nie męczyć, więc porozmawiamy jutro, dobrze?
  - Dobrze. Ale teraz zaśpiewaj mi coś.
  Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale chciałam usłyszeć jego głos śpiewający tylko dla mnie. Nie dla publiczności, nie dla fanek, tylko dla mnie. Chciałam, aby ta piosenka popłynęła prosto z jego serca.
  Jay uśmiechnął się.
  - Ale co?
  - Coś waszego, coś wolnego...
  Chłopak zamyślił się na chwilę, ale już po chwili usłyszałam pierwsze słowa piosenki. Zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się i wsłuchałam się w jego piękny głos.

I, hear your heart cry for love,
Then you act like there’s no room,
Room for me, or anyone.
Don’t disturb is all I see.
Close the door, turn the key.
On everything that we could be.
If loneliness would move out,
I’d fill the vacancy.
In your heart, in your heart, in your heart,
In your heart, in your heart, in your heart.
(http://www.youtube.com/watch?v=0WUm0dN3Drs&ob=av2e  - piosenka w oryginalnej wersji ;D)

  Kiedy obudziłam się, Jaya przy mnie nie było. Zastanawiałam się, gdzie mógł pójść. Może obudził się głodny i teraz zamawia coś w szpitalnym barze?
  Z zegarka, wiszącego na ścianie dowiedziałam się, że jest już dobrze po siódmej, więc spałam jakieś dwanaście godzin. Nie pamiętałam już, kiedy aż na tak długo pochłonął mnie sen. Chyba jeszcze mieszkałam wtedy w domu rodzinnym.
  Moje rozważania przerwał Jay, który wszedł do sali z pełną tacą jedzenia.
  - Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz – uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam.
  - Dziękuję ci – powiedziałam, kiedy zajął miejsce na krześle obok mojego łóżka. - Dziękuję za to, że zostałeś i za piosenkę.
  - Mam nadzieję, że poprawiłem ci tym choć trochę samopoczucie – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.
  - Mogę się tylko domyślać – ugryzł kawałek kanapki.
  - A jak tam sprawy z Evą? - spytałam, a jego twarz nagle skamieniała.
  - Ma dopiero zadzwonić wieczorem, musimy o niej rozmawiać? - zapytał, widocznie zniechęcony.
  - Nie, nie musimy – chwyciłam go za rękę. - Dzisiaj wracam do Dover... - przypomniałam sobie szarą rzeczywistość, która czekała na mnie po wyjściu ze szpitala.
  - Emma powiedziała, że do pracy musicie wrócić dopiero w poniedziałek – wzruszył ramionami.
  - Jak ona to załatwiła? - zdziwiłam się. - Przecież ja tam dobrze miesiąca nie przepracowałam.
  - Ale masz zwolnienie lekarskie, więc jak na razie musisz leżeć i odpoczywać...
  - A...
  - Nie ma żadnego „ale”. Zostajecie u nas i koniec kropka – ostatnie zdanie powiedział tonem, nie znoszącym sprzeciwu, więc stwierdziłam, że lepiej nic nie mówić.
  - Myślisz, że oni, pomimo tak krótkiego czasu coś do siebie czują? - zapytałam i wzięłam łyka wody, gdyż tylko to miałam na stoliczku, a strasznie chciało mi się pić.
  - Mówisz o Nathanie i Emmie? - kiwnęłam głową. - Wydaje mi się, że tak – uśmiechnął się. - Wcześniej był szczęśliwy, ale, jak każdy z nas czuł, że czegoś, do pełnego szczęścia mu brakuje – popatrzył mi w oczy. - Pojawiłaś się ty i nasze życie, a przynajmniej życie Nathana, Sivy no i... moje, nabrało większej ilości kolorów – uśmiechnął się.
  - A ja znalazłam wreszcie kogoś, dla kogo mogłabym rzucić narkotyki – wyznałam.
  Ile razy mówiłam Vicki, że rzucę tylko wtedy, kiedy będę miała dla kogoś żyć i budzić się rano? Na palcach u rąk i stóp, nie dałoby się tego zliczyć. Ale kiedy pojawił się Jay, moje życie, tak jak i jego rozbłysło większą ilością kolorów.
  - Zrobiłaś to dla mnie? - odstawił kanapkę na plastikowy talerzyk.
  Kiwnęłam głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Nie byłam zbyt przyzwyczajona do wyznawania swoich uczuć. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się stworzyć z Lucasem związek, skoro może tylko raz powiedziałam mu, że mi na nim zależy. Słów „kocham cię” nigdy ode mnie nie usłyszał, ale kiedy odszedł, pozostał we mnie żal, choć ani jedna kropla łzy nie popłynęła z moich oczu po jego odejściu.
  - Mówi się, że jak się kogoś kocha, jest się wstanie dla niego zrobić wszystko... - westchnęłam i również odłożyłam kanapkę na talerz. Twarz chłopaka wyrażała zdziwienie, ale pomału wstępował na jego twarz uśmiech. - Nie wiem o tobie praktycznie nic, ale wiem, że coś do ciebie czuję. Nie jestem zbyt dobra w okazywaniu uczuć...
  - Och siedź już cicho – wstał i pochylił się nade mną, a moje bicie mojego serca przyśpieszyło. - Nic nie jest ważne tylko to, że cię kocham.
  Po usłyszeniu tych słów myślałam, że się rozpłynę. Żadnymi słowami nie dało opisać się tego, jak się wtedy czułam.
  Na twarzy poczułam jego oddech i kiedy jego usta miały napotkać moje, usłyszeliśmy głos Nathana:
  - Hej ludzie, nie uwierzy... - przerwał nagle.
  Jego mina była bezcenna. Wybuchnęłam śmiechem, a niebieskooki razem ze mną. Było mi żal tego, że jednak Jay mnie nie pocałował. Chciał i to było najważniejsze. Powiedział, że mnie kocha. W tamtej chwili byłam pewna już na sto procent, że uczucie, które do niego żywię nazywa się kochaniem i wiedziałam, że kiedy tylko nadarzy się okazja, powiem mu o tym.
  - Chyba wam przeszkodziłem. Jeżeli chcecie, mogę wyjść...
  - Nie, zostań – powiedziałam i poklepałam miejsce obok mnie. Zrobił to co mu nakazałam. - A teraz mów w co nie uwierzymy.
  - Cześć! - usłyszeliśmy zmieszane głosy chłopaków oraz Emmy i Vicki.
  - Tu jest szpital – skarcił ich Jay.
  - Nie przyszliśmy do ciebie – odgryzł się Tom.
  - Jak się czujesz? - spytała Vicki.
  - Już coraz lepiej – spojrzałam ukradkiem na niebieskookiego i puściłam mu perskie oczko.
  - Masz pozdrowienia od Matta i Amy. – poinformowała mnie najstarsza blondynka.
  - Co u niego? - spytałam. Całkiem zapomniałam o nim i o małej Amy. Muszę przywieść im jakieś pamiątki z Londynu.
  - Martwi się o ciebie i mówił żebyś szybko wracała. - Cały Matt, przemknęło mi przez głowę.
  - Dzwonili też Patrick, John, David i Rob. Życzą ci szybkiego powrotu do zdrowia – uśmiechnęła się młodsza blondynka i stanęła obok swojego chłopaka.
  - Jay, a jak się spało? - zapytał uśmiechnięty, od ucha do ucha, Max.
  - Świetnie! Szpitalne łóżka, to jest coś co lubię – dalej trzymał moją dłoń.
  - Wole nie wiedzieć co tu się działo! - Tom uniósł ręce w górę, na znak tego, że się poddaje.
  - Nic się nie działo! - zaprzeczyłam od razu.
  - W szpitalu?! Coś ty brał przed wyjściem? - spytał Jay.
  - Ja? Nic.
  - Całą noc był z tą pielęgniarką, więc kto wie, czy aby przypadkiem nie nauczyła go kilku sztuczek – zaśmiał się Max, za co od razu dostał w łeb.
  - Ona ma na imię Lisa! Ile mam ci jeszcze razy powtarzać, że nie spaliśmy ze sobą?! - oburzył się.
  - Jeszcze – powiedział pod nosem Siva, za co dostał kuksańca od Vicki.
  - Czwórka – powiedział cicho Jay, tak abym tylko ja to usłyszała. - Ciekawe co wymyślisz dla Maxa?
  - Pożyjemy, zobaczymy – odszepnęłam.
  - Liz musisz oddać nam Jaya – oznajmił Siva.
  - Musimy lecieć do studia – dopowiedział Nathan.
  - Ale dziewczyny ci zostawimy – powiedziała dalej śmiejący się Max.
  - Spotkamy się wieczorem – powiedział wnerwiony Tom, pomachał mi i wyszedł.
  - Przestań go denerwować – zwróciła się do Maxa Emma.
  - Dobrze, mamo – kolejny wybuch śmiechu z jego strony. 
  - Jestem jeszcze za młoda, żeby mówić od mnie mamo! - oburzyła się tamta.
  - Lepiej chodźmy, bo zaraz się pobijecie! - szybko powiedział Siva.
  - Przepraszam – szepnął Nathan, kiedy miał już wstawać; uśmiechnęłam się tylko.
  Jay wstał i pocałował mnie w czoło.
  - Tylko tym razem mi nie ucieknij.
  - Nie mam zamiaru.
  - Do zobaczenia później – pomachał nam i wyszedł z tacą w ręku.
  - Wspaniali są, nie? - spytała Emma, a ja i Vicki jednomyślnie się z nią zgodziłyśmy. - Poza tym, mów jak ci minęła nocka – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
  - Dobrze – odpowiedziałam, ale ta dalej świeciła zębami. - O co ci chodzi?
  - Oj, nam możesz powiedzieć! Nie wstydź się!
  - Emma! To zadawanie z Nathanem trochę źle podziałało ci na psychikę – stwierdziłam. -  Wcześniej się tak nie zachowywała – szepnęłam do Vicki.
  - Nie obrażaj Nathana, bo oberwiesz! - oburzyła się, a ja zaśmiałam. Była słodka, kiedy się złościła.
   
  Dwie godziny później byłam już poza szpitalem. Dziewczyny miały klucze od domu chłopaków, więc zamówiłyśmy taksówkę i tam pojechałyśmy. Wczoraj Emma, Vicki, Nathan oraz Siva pojechali po kilka potrzebnych mi rzeczy do Matta, za co byłam im bardzo wdzięczna.
  Mój bagaż był już na górze, w pokoju Jaya. Dziewczyny kazały położyć mi się na kanapie i przykryły mnie kocem. Protestowałam, że sama sobie poradzę, ale nie chciały mnie słuchać. Zaparzyły mi herbaty, a nawet wyczarowały skądś truskawki.
  Wypożyczyły dwa filmy, więc zaczęłyśmy oglądać jeden z nich, jakiś horror. Niestety nie było mi dane obejrzeć go do końca, gdyż zasnęłam. Obudziła mnie dopiero rozmowa, dochodząca z kuchni. Nie udało mi się zrozumieć o czym rozmawiają, więc wywinęłam się spod koca i poszłam cicho do kuchni.
  - Dzwoń zanim, to ona zadzwoni – usłyszałam zniecierpliwiony głos Sivy.
  - Dobra – westchnął niechętnie Jay. - Eva? - weszłam do kuchni. - Nie mogę powiedzieć, że mi też... Tak, podjąłem już decyzję... Nie... No, nie... Artykuł może się ukazać... Halo? - odstawił telefon od ucha. - Rozłączyła się.
  - Dlaczego mnie nie obudziliście? - spytałam, stając obok Jaya.
  - Po co?
  - Teraz tylko czekać na jutrzejsze gazety – westchnęła zasmucona Vicki.
  - Będzie dobrze – Siva przytulił ją.
  - Jakoś nie wierzę, żeby to się ukazało – powiedział z przekonaniem Jay.
  - Jesteś tego, aż tak pewny? - zapytał Max.
  - Tak myślę – objął mnie ramieniem, a ja poczułam się bezpiecznie.
  - A jak tam piosenka? - odezwała się Emma, aby rozładować atmosferę.
  - Dobrze – odpowiedział Max, ale dalej myślał o jutrzejszych gazetach, w których było bardzo prawdopodobne, że artykuł się ukarze. Każdy o tym myślał. I bał się, co będzie jeżeli ukarze się to w prasie.
  - Idę się położyć – oznajmił Jay przecierając oczy. - Jestem wykończony. Idziesz też? - zwrócił się do mnie.
  - Yyy... Później przyjdę – powiedziałam tylko, a on pocałował mnie w skroń.
  - Ja też idę spać – Siva poszedł w ślad za przyjacielem. - Ty też powinnaś – zwrócił się do swojej dziewczyny.
  - Tak, zaraz przyjdę – chłopak pocałował ją w policzek i wyszedł z kuchni żegnając się ze wszystkimi.
  Nalałam sobie soku do szklanki i napiłam się.
  - Wszyscy powinniśmy się położyć spać – odezwał się Max.
  - Spałam więcej niż dwanaście godzin, więc teraz na pewno oczy mi się nie zamkną  – powiedziałam odstawiając szklankę do zmywarki. - Dajcie mi coś do czytania i idźcie spać.
  - Na pewno nie potrzebujesz towarzystwa? - upewnił się Tom.
  - Na pewno.
  - Dobra to ja lecę po jakąś książkę i zaraz wracam – Max wybiegł z kuchni.
  - Dobranoc – pożegnała się nagle Vicki. Martwiła się, aż za bardzo.
  - Śpi dobrze – westchnęłam i podeszłam do wyspy kuchennej.
  - Liz, masz gdzieś swoje proszki na ból głowy? - spytała Emma.
  - Nie wiem, czy możesz to zażywać...
  - Dlaczego?
  - To bardzo silne leki.
  - Zaraz mi głowa pęknie! - Na nic zdało się moje ostrzeżenie. Dziewczyna wyszła i słyszałam jak rozsuwa zamki mojej podręcznej torby, w której były umieszczone leki.
  - Trzymaj, wziąłem moje dwie ulubione – podał mi książki z uśmiechem. - Mam nadzieję, że ci się spodobają.
  - Dzięki. Idźcie już spać. Jutrzejszy dzień jest pod znakiem zapytania, więc lepiej żebyście byli wyspani – powiedziałam i wysłałam ich na górę.
  W salonie włączyłam lampkę i zasiadłam w fotelu przykrywając się kocem. Zaczęłam czytać, ale po jakiejś godzinie stwierdziłam, że nie zrozumiałam ani jednego przeczytanego zdania. W głowie cały czas miałam Eve, ten artykuł i zdjęcie martwego Alexa.
  Zaczęła boleć mnie głowa, więc stwierdziłam, że nie ma sensu męczyć oczu i czas wybrać się na górę. Do Jaya...
  Złożyłam koc i położyłam na sofie. Zapaliłam lampki, które oświetlały schody i już miałam wspinać się na górę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Jest jedenasta w nocy. Ludzie chcą się wyspać.
  Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz. W świetle lamp ulicznych ujrzałam twarz Evy. No i czego ona tutaj szuka? Jay nie wyraził się jasno?
  - Elizabeth... - wysyczała, a ja poczułam zapach alkoholu. Świetnie.
  - Czego chcesz? - ledwo się odezwała, a już podniosła mi ciśnienie.
  - Wpuść mnie do środka, muszę porozmawiać z Jayem.
  - Chłopaki śpią – poinformowałam, mierząc się z nią wzrokiem.
  - Oj nie pierdol, tylko mnie wpuść! - zaczęła pchać się do domu. Mimo że głowa mi pękała, jakimś cudem udało mi się zamknąć drzwi i nasza rozmowa przeniosła się na taras przed domem.
  - Uspokój się. Jesteś pijana!
  - Wcale, że nie! Daj mi porozmawiać z Jayem!
  - Nie będę go budzić! Jest zmęczony! - Zaraz jej przywalę, pomyślałam.
  - Gówno mnie to obchodzi!
  Ponowne podejście do drzwi i kolejne niepowodzenie. Jak Boga kocham, zaraz dostanie w tą wymalowaną buźkę!
  Dziewczyna przechyliła głową i uważnie mi się przyjrzała.
  - O co ci chodzi? - spytałam nic nie rozumiejąc. Miałam coś na twarzy?
  - Kto cię tak urządził? - prychnęła.
  - Nie twój interes – ucięłam krótko.
  Miałam jej już serdecznie dosyć. W tamtej chwili zaczęłam podziwiać chłopaków, że tak długo z nią wytrzymali. A już szczególnie Jaya. Nie wiem jak mógł udawać, że jest po uszy zakochany w takiej suce.
  - Siva cię tak urządził – zabrzmiał to jak stwierdzenie, a nie pytanie.
  - Siva miałby uderzyć kobietę?! - zdziwiłam się.
  - Nie znasz go tak długo, jak ja – stwierdziła. - Prawie miesiąc chodziłam z podbitym okiem – mówiąc to patrzyła mi w oczy, a ja miałam ochotę już naprawdę jej przyłożyć.
  - Kłamiesz! - byłam tego pewna. - Nie uda ci się nas wszystkich skłócić.
  - Jutro cała Anglia dowie się tego, że twoja przyjaciółeczka miała coś wspólnego z narkotykami. - na jej twarzy wykwitł złowieszczy uśmieszek, a ja zmrużyłam oczy.
  - Faktycznie, niezła z ciebie suka – zaśmiała się tylko.
  - Elizabeth Bley... - zaraz, skąd ona znała moje nazwisko. - Ty również pójdziesz na dno. Tak jak i całe The Wanted.
  - Raczej dna dosięgniesz ty – dziewczyna podeszła do mnie i przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem.
  - Ciekawe czy Jay wie o tym, że ćpasz?
  - Skąd o tym wiesz? - byłam mocno zdenerwowana.
  - Mam forsę, mam wszystko.
  - Oprócz prawdziwej miłości, co?
  Patrzyłam jak cała robi się czerwona. Mniej więcej o to mi chodziło, pomyślałam z uśmiechem.
  - Nigdy nie przyszło ci do głowy, że Jay cię nie kocha?
  - Zamknij się! - Czyli trafiłam w czuły punkt.
  - Zastanów się, kto mógłby kochać taką wredną, bez uczuć dziewczynę, co? Chyba jakiś totalny idiota.
  - Zamkniesz się wreszcie?! Idź po Jaya!
  - Dobra, ale ty tu zostajesz – powiedziałam, a jej mina wyrażała zdziwienie.
  - Tsaaa...
  Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybko przekręciłam klucz. Głęboko odetchnęłam, jeszcze chwila i nie wytrzymałabym. Przyłożyłabym jej w sam środek twarzy.
  - Wpuść mnie! - słyszałam, jak krzyczy i wali w drewno.
  - Nie ma mowy – powiedziałam pod nosem i włócząc nogami poszłam na górę, gasząc przy tym wszystkie światła.
  Kiedy weszłam do pokoju, świeciła się mała lampka, która stała na szafeczce nocnej, a Jay smacznie spał, chrapiąc cicho. Uśmiechnęłam się widząc jego twarz wyrażającą spokój. Zgasiłam lampkę, ale nie zauważyłam szklanki stojącej obok. Naczynie spadło z lekkim hukiem na podłogę budząc przy tym niebieskookiego.
  - Cholera!
  - Liz, co ty robisz? - spytał, lekko rozbawiony.
  - Gasiłam światło i nie zauważyłam szklanki. - chłopak zapalił lampkę, a ja schyliłam się po przedmiot, który rozbił się na kawałeczki. Następnym razem patrz uważnie, zbeształam się w myślach.
  - Daj spokój! Jutro to posprzątamy! - chwycił mnie za rękę i pociągnął tak, że znalazłam się na nim. Zauważyłam, ze bacznie mi się przyglądał, więc zapytałam o co chodzi. - Jesteś piękna – powiedział odgarniając zbłąkany blond kosmyk z mojej twarzy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. - I zastanawiam się, co ty we mnie widzisz?
  - Hmmm... Jesteś sławny, masz dużo kasy, masz bardzo przystojnych kolegów w zespole... – zaczęłam się z nim droczyć.
  - No wiesz! - oburzył się. - Chyba za mocno dostałaś w tą swoją piękną główkę – zaśmiałam się.
  Zaczęło robić mi się zimno w nogi. Był dopiero kwiecień, a ja już założyłam krótkie spodenki, w dodatku byłam na dworze. Brakuje jeszcze tylko tego, żebym się przeziębiła.
  - Jay?
  - Tak?
  - Podziel się kołdrą – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
  - Przepraszam!
  Po chwili leżałam już pod kołdrą, do tego wtulona w chłopaka. Przez minutę nie odzywaliśmy się słowem i słyszałam tylko bicie jego serca.
  - Jay? - odezwałam się.
  - Kocham cię... - usłyszałam cichy szept.
  Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam. Chciałam, żeby usłyszał jak pierwszy raz wypowiadam te magiczne słowa.
  Kiedy zamknęłam oczy ujrzałam śmiejącą się szyderczo Eve. Nie dam jej zniszczyć swojego życia i życia członków zespołu ani Emmy i Vicki. Nigdy.
  Zamknęłam oczy i po kilku minutach zasnęłam z wielkim uśmiechem na ustach, bo w głowie miałam już tylko uśmiechniętą twarz Jaya.


______________________________________
Rozdział wydaje mi się długi i mam nadzieję, że wystarczy wam to do następnej niedzieli albo poniedziałku, gdyż jutro wycieczka do Gdańska i wracam w piątek :D może właśnie nad morzem będę miała wenę.? Zobaczymy.! :D
Wam życzę miłego czytania, a sama idę się pakować.! :D
Pozdrawiam ;*



piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 16

  Pomału zaczynałam otwierać oczy, choć było to trudne, gdyż strasznie raziło mnie białe światło i strasznie bolała głowa. Wreszcie, po wielu trudach otworzyłam oczy i zorientowałam się, że leżałam na jakimś obcym łóżku, byłam podłączona do kroplówki, a na mojej drugiej dłoni spoczywała głowa Jaya. Na dwóch kanapach spali rozłożeni Siva, Max, Tom i Emmę, która zrobiwszy sobie poduszkę z klatki piersiowej Nathana, smacznie spała. Ale gdzie Vicki, i w ogóle, co ja tu robię?
  Podniosłam się lekko wsparta na dłoniach i zaatakował mnie silniejszy ból głowy. Przymknęłam oczy, żeby tylko się nie odezwać. Co się tutaj dzieje? Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Co się stało, ani tego jak się tutaj znalazłam. I dlaczego, do cholery, tak boli mnie głowa?! Zaraz zwariuję.
  Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na śpiącego Jaya. Był taki słodki, kiedy spał. Co prawda widziałam tylko połowę jego twarzy, ale to wystarczyło, by wywołać u mnie lekki uśmiech.
  Z zegarka, na jego prawej ręce dowiedziałam się, że była dziewiąta rano, ale jaki dzień? Poniedziałek, niedziela? Jak długo tutaj jestem?
  Moje rozmyślania przerwała wysoka, miała chyba ze sto osiemdziesiąt centymetrów, kobieta w białym fartuchu, która weszła do sali. Blond włosy miała związane w byle jakiego koka, a zielone oczy, które patrzyły przez okulary w niebieskich oprawkach, wydawały się smutne.
  - Obudziłaś się już – uśmiechnęła się.
  - Może mi pani powiedzieć, jak ja się tutaj znalazłam? - spytałam patrząc dwudziestokilkuletniej pielęgniarce w oczy.
  Poczułam, że Jay podnosi głowę z mojej ręki, więc popatrzyłam na niego. Przetarł oczy i uśmiechnął się do mnie szeroko. Od razu kąciki moich ust powędrowały do góry. Nie mogłam nic poradzić na to, że tak na mnie działał.
  - Jak się czujesz? - spytał.
  - Boli mnie głowa. I nie pamiętam co się stało – westchnęłam. - I w ogóle, jaki mamy dzisiaj dzień?
  - Niedziela – odpowiedziała mi pielęgniarka.
  - Co?! - podniosłam się gwałtownie, ale za chwilę opadłam na poduszkę, gdyż ból głowy o wiele bardziej się nasilił.
  - Nie możesz gwałtownie reagować. Przynajmniej na razie.
  - A praca?
  - Nie zając. Nie ucieknie – uśmiechnął się. - Jak widzisz Emma też została – spojrzałam na smacznie śpiącą na Nathanie blondyneczkę i uśmiechnęłam się. W tamtej sekundzie cieszyłam się bardzo, że ją poznałam.
  - Ale jak ja się tutaj znalazłam? - mój wzrok znowu zatrzymał się na niebieskookim.
  - Nic nie pamiętasz? - pokręciłam głową.
  - Świta mi tylko impreza. Ta... jak jej tam... - nie mogłam sobie przypomnieć imienia byłej „dziewczyny” Jaya.
  - Eva.
  - O właśnie. Potem, że ktoś się kłóci – przymrużyłam oczy próbując przypomnieć sobie między kim zrodził się konflikt, ale na próżno.
  - Siva i ja – kolejne dopowiedzenie ze strony chłopaka.
  - A później... Starszy pan! - mało co nie krzyknęłam, a Jay uśmiechnął się.
  - Tyle?
  - Niestety tak. Kto mnie tak urządził? - zapytałam dotykając obandażowanej głowy. Skrzywiłam się, kiedy moje palce napotkały ranę.
  - Policja już się tym zajęła – oznajmiła pielęgniarka. - Mają przyjść dzisiaj po południu, po twoje zeznania.
  - Ale ja nic nie pamiętam... Ale zaraz... - zamknęłam oczy próbując sobie coś wyobrazić. - Zapach... Zapach, który skądś znam. Zapach męskich perfum.
  - Jakie ostatnie miejsce pamiętasz? - spytał Jay.
  - Ulicę...
  - A las?
  - Jaki las? - zdziwiłam się.
  - Poszliśmy szukać Sivy. Powiedziałaś, że poczekasz aż sobie wszystko wyjaśnimy i odeszłaś na skraj lasu – wyjaśnił.
  - Nie pamiętam, przepraszam...
  - Nie masz za co – uścisnął lekko moją dłoń.
  - Jezu... Moja głowa... - usłyszeliśmy jęczący głos Maxa; spojrzeliśmy na niego. Oczy dalej miał zamknięte, a jego dłoń spoczywała na czole. - Tom, wstawaj – drugą ręką zaczął szturchać chłopaka, który praktycznie nic sobie z tego nie robił. - Tom, do jasnej cholery... Pomóż mi wstać! - łysy chłopak dalej miał zamknięte oczy, a mi chciało się śmiać.
  - Zamknijcie się – burknął śpiący Nathan.
  - Co wy robicie w moim łóżku? - zapytał równie zaspany Siva.
  - Siva bądź cicho! Całą noc nie spałam! - syknęła Emma.
  - Może byście podnieśli tyłki z tej kanapy? - spytał Jay, tonem ni głośnym, ni cichym.
  Pomału wszyscy zaczęli otwierać oczy, oprócz Emmy. Przez chwilę rozglądali się po sali i próbowali połapać, co się stało i gdzie są. Kiedy wzrok Nathana napotkał mój, chłopak o mało nie zrzucił siebie śpiącej Emmy.
  - Liz! Obudziłaś się! - krzyczał radośnie; na dźwięk jego wesołego głosu, Emma otwarła szybo oczy, przy okazji spadając z Nathana na podłogę, co wywołało u nie lekki śmiech.
  - Tak się martwiłam! - podbiegła do mnie i mało co nie zwaliła mnie z łóżka.
  - Em, opanuj się – poklepał ją po ramieniu Max, a kiedy blondynka odsunęła się ode mnie zapytał zatroskany: - Jak się czujesz?
  - Dobrze – uśmiechnęłam się. Wreszcie w pełni czułam, że jestem dla kogoś ważna. Mam bliskich przyjaciół, którzy nie odrzucili mnie, pomimo tego, że brałam narkotyki. Nie mogę tego spieprzyć, pomyślałam.
  - Przestraszyłaś nas – odezwał się Tom, który również stał przy moim łóżku.
  - Przepraszam, nie wiem co się stało.
  - Widział ktoś Vicki? - spytał Siva.
  - Rozmawia przez telefon na korytarzu – odezwała się pielęgniarka, o której istnieniu zapomniał każdy z nas. Spojrzenia wszystkich zwróciły się w jej stronę. Kobieta napotkała wzrok Toma i uśmiechnęła się szeroko, pokazując rząd białych zębów.
  - Lisa?! - krzyknął uradowany Tom. Nie wiedziałam co jest grane, ale sądząc po minach reszty, również nie wiedzieli o co chodzi. - Gdzie ty się podziewałaś?! - podszedł do niej i przytulił.
  - Tu i tam –zaśmiała się. - Trochę dziwne miejsce na spotkanie towarzyskie, nie sądzisz?
  - Taa... Pogadamy później – odwrócił się w moją stronę i widząc zdziwione miny reszty przystąpił do wyjaśnienia – Dobra kumpela z podstawówki – wyszczerzył zęby w uśmiechu. - I największa kujonica jaką znam – tamta palnęła go w łeb. - Jak za starych dobrych czasów – westchnął.
  - Nareszcie się obudziłaś! - do sali wpadła Vicki i podbiegła do łóżka. - Dobrze się czujesz? Może głodna jesteś? - jakby specjalnie, na jej słowa zaburczało mi w brzuchu.
  - Może troszeczkę...
  - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – zaśmiał się Max, a ja razem z nim.
  - Wystarczy mi jakaś kanapka – powiedziałam tylko.
  - Zaraz będziesz miała kanapkę – chłopak wybiegł z sali, a ja spojrzałam na resztę.
  - Liz, domyślasz się kto mógłby cię tak potraktować? - zapytał Siva.
  - Nie wiem – westchnęłam. - Może Felix? - zaproponowałam, choć nie wiedziała dlaczego chciałby mnie skrzywdzić. Pobił mnie, okej, ale więcej mnie na oczy nie widział i nie wiem czym mogłabym mu podpaść.
  - Odpada – odpowiedziała Vicki. - Jest teraz na wakacjach. No co? - spytała widząc podejrzliwe spojrzenie Sivy. - Mam kontakty z koleżankami z byłej pracy – wzruszyła ramionami.
  - A może Eva? - zaproponował Siva.
  - Ona odpada – powiedziałam od razu.
  - Dlaczego? Z zazdrości można robić różnie rzeczy – stwierdził.
  - Tak, ale czułam zapach męskich perfum.
  - Mogła przecież kogoś wynająć – wzruszył ramionami.
  - Siva, aż taką suką to by nie była – wtrącił Tom.
  - A ja bym się nie zdziwił, gdyby to ona za tym stała – odezwał się Nathan, który obejmował Emmę w pasie. - Jest najgorszą osobą jaką poznałem w życiu. Chłopaki dobrze wiecie, że nie cofnie się przed niczym.
  Spojrzałam na Jaya, który nie odzywał się ani słowem. Jego wzrok był wbity w Nathana, a twarz była zaciśnięta. No powiedz coś, modliłam się w duchu.
  - To ja jestem temu winny – odezwał się niebieskooki, jakby na moje życzenie.
  - Oszalałeś?! - widziałam jak znajoma Toma szepcze mu coś do ucha, a tamten jej odpowiada. - Niby czemu? - zdziwił się Siva.
  - To ja naraziłem Liz na niebezpieczeństwo – nie patrzył na mnie, kiedy to mówił. Przełknęłam ślinę.
  - Daj spokój – chwyciłam jego dłoń. - Nikt nie widział napastnika, nie wiemy czy to Eva – powiedziałam. No w końcu taka była prawda. Chociaż, jak to stwierdził Siva „miała motyw”. Ale czy przez zazdrość można chcieć próbować zabić. - To niczyja wina. Po prostu stało się i już.
  - O czym rozmawiacie? - spytał wchodzący Max. W rękach miał dwie tace, na jednej jedną kanapkę i sok pomarańczowy, a w na drugiej niósł masę maleńkich kanapeczek i dużą butlę coli pod pachą. - Pomyślałem, że jesteście głodni – podał mi tacę, więc od razu wzięłam się za jedzenie. - Nie odpowiedzieliście mi na pytanie – zauważył.
  - Myślimy nad tym, kto mógł zaatakować Liz – odpowiedział mu Nathan, który zaczął zajadać się kanapką.
  - I co wymyśliliście? - spytał ponownie, wgryzając się w kanapkę.
  - Naszym głównym podejrzanym jest Eva – powiedział Siva.
  - Też nad nią myślałem – wycelował kanapką w tamtego.
  - Powiem kolejny raz: czułam męskie perfumy – powtórzyłam, zaczynało mnie to już denerwować. Wzięłam kolejny kęs kanapki.
  - Przypominam ci: mogła kogoś wynająć – odgryzł się Siva. Zauważyłam, że strasznie był cięty na brunetkę. Czy powodem tego było, tylko ten artykuł, czy jeszcze coś się za tym kryło?
  - Ej, ej, ej! Spokój. - odezwała się Vicki. - To już sprawa policji. Nam pozostają tylko domysły.
  - Ma racje – zgodził się Tom.
  - A co w końcu z tym artykułem? - zapytała Emma i widząc bladą minę starszej blondynki szybko powiedziała: - Przepraszam, że teraz, ale...
  - Racja. Co robimy? Ma ktoś jakiś pomysł?
  - Odmów jej – zaczął Siva, więc wszyscy na niego spojrzeliśmy. - Odmów, a zobaczymy czy posunie się do tego stopnia, żeby to ukazało się w gazetach.
  - A co jeżeli się ukarze? - Vicki uważniej się mu przyjrzała.
  - Czy ktoś w to w ogóle uwierzy? - wziął łyk picia. - Nie mają żadnych zdjęć, na których TY bierzesz narkotyki. A to zdjęcie z Alexem wyjaśnimy.
  - Jak?
  - Powiemy prawdę – mówiąc ostatnie dwa zdania patrzyli sobie prosto w oczy.
  - To nie jest wcale zły pomysł – powiedział Tom.

  Późniejsze trzy godziny spędziliśmy już na miłej rozmowie. Bardzo często uśmiechałam się, zresztą jak i reszta. Czułam się, tak jakbym była w kochającej się rodzinie, której nigdy nie miałam. Co prawda nic praktycznie o nich nie wiedziałam. Z Vicki przeżyłam wiele, ale z chłopakami i Emmą prawie nic. Czujesz, że znasz ich całe życie, a znasz ich raptem miesiąc. Dziwne, ale zarazem piękne uczucie.
  Potem przyszli policjanci i spisali zeznania. Było ich dwóch. Jeden około pięćdziesiątki, a drugi po trzydziestce. Jak na policjantów byli całkiem mili i nie denerwowali się, kiedy przedłużałam odpowiedź; chciałam po prostu wszystko sobie dokładnie przypomnieć. Kazali dzwonić, gdybym przypomniała sobie coś jeszcze i opuścili szpital.
  Byłam wykończona. Nie miałam pojęcia czym, ale około siedemnastej, oczy same już mi się zamykały. Pani doktor stwierdziła, że muszę odpocząć, ale już jutro będę mogła opuścić szpital. Wszyscy, no prawie wszyscy, bo Jay gdzieś zniknął,  grzecznie się ze mną pożegnali, choć na ich twarzach widoczne było niezadowolenie. Kiedy wszyscy byli już w progu do sali wleciał uśmiechnięty Jay.
  - A tobie co?
  - Zostaję na noc... No jeżeli nie masz nic przeciwko – zwrócił się do mnie. Kompletnie mnie zatkało, choć nie powiem była to kusząca propozycja i nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie.
  - Jestem za – uśmiechnęłam się i pomachałam do odchodzących przyjaciół. Emma puściła mi na do widzenia perskie oczko i zamknęła za sobą drzwi, a Jay wziął krzesło i usiadł przy moim łóżku, chwytając mnie za rękę.


_______________________
WEEKEND.! <3