piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 28

Pomału zaczęłam otwierać oczy.
Głowę miałam położoną na nagiej klatce piersiowej Jaya. Szeroko się uśmiechnęłam. Noc była wspaniała, idealna. Poznawaliśmy swoje ciała kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze. Każdy dotyk ze strony niebieskookiego był delikatny, czuły, tak jakby bał się, że w każdej chwili może zrobić mi krzywdę.
Przytuliłam się mocniej do chłopaka i przymknęłam oczy.
Nie obchodziło mnie, która jest teraz godzina, jaki dzień. Ważne, że Jay był blisko.
- Nie śpisz? - usłyszałam męski głos.
- Nie – podniosłam głowę i napotkałam szczęśliwe, niebieskie tęczówki. - Ktoś chodzi mi go głowie i tak jakoś... - nie przestawałam się uśmiechać. Obróciłam się tak, że teraz całym ciałem leżałam na chłopaku.
- Hmm... - pocałował mnie. - Ładnie ci tak, wiesz? - założył zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho.

- Czyli jak?
- W takim uśmiechu, rozczochranych blond włosach i białej pościeli – zaśmiałam się. - Stwierdzam tylko fakt – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja pocałowałam go lekko w usta. - Każdy poranek tak może się zaczynać – powiedział szczęśliwy, a mi zaburczało w brzuchu. Teraz?!, krzyknęłam w myślach, a Jay zaśmiał się. - Ktoś tu jest głodny.
- Wcale nie.
- Serwują tu chyba śniadanie do łóżka, nie? - podniósł jedną brew i sięgnął po telefon. - Dzień dobry... - powiedział do słuchawki. - Tak, śniadanie... Do pokoju numer... - popatrzył na mnie pytająco, a ja pokazałam mu pięć palców. - Numer pięć... Dziękuję – odłożył słuchawkę na stolik nocny.
Oparłam głowę na jego szyi.
- Boli cię? - spytałam patrząc na ranę postrzałową i lekko dotykając skóry obok.
- Nie – pocałował mnie w głowę. - Nie martw się.
- Ale powiesz mi gdyby coś...? - nie pozwolił mi skończyć.
- Tak, powiem – przytulił mnie do siebie mocniej. - Nie zadręczaj się już, bo tego nie lubię.
- Niech ci będzie – westchnęłam.
- Nie powiedziałem ci dzisiaj jeszcze bardzo ważnej rzeczy – powiedział niebieskooki.
- Tak?
- Kocham cię – czułam, że kiedy wypowiadał te dwa magiczne słowa, to na jego twarzy zagościł uśmiech, więc również i na mojej.
- Ja ciebie też.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Idę! - krzyknął Jay i wstał z łóżka zakładając spodnie. Uśmiechnął się jeszcze do mnie i zniknął za ścianą.
Spojrzałam na zegarek. Dwanaście minut po jedenastej. Nie spaliśmy wcale tak długo, jak mi się wydawało. W końcu zasnęliśmy o jakiejś czwartej nad ranem.
Westchnęłam i czekałam na niebieskookiego.
Minutę później usłyszałam jego głos:

Happy birthday to you,
Happy birthday to you,
Happy birthday dear Liz,
Happy birthday to you!

W trakcie śpiewania podszedł do mnie w niedużym, czekoladowym tortem i bukietem żółtych róż.
Myślałam, że padnę z wrażenia. No tak! Przecież dzisiaj jest trzeci sierpnia, moje urodziny!
Czułam jak łzy kręcą mi się w oczach, a serce zaczyna bić szybciej. Zasłoniłam sobie usta dłonią, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka i prezentów.
Zapamiętał tę datę, choć tylko raz jedyny mu o niej powiedziałam.
- Spełnienia marzeń, skarbie – powiedział, kiedy skończył śpiewać i pocałował mnie lekko w
ustach.
Musiałam mieć strasznie dziwną minę, gdyż zapytał:
- Nie podoba ci się?
- Nie! - krzyknęłam od razu. - Dziękuję – uśmiechnęłam się szeroko.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij.
Podsunął mi tort na, którym paliło się dwadzieścia świeczek.
„Aby ten mężczyzna był zawsze przy mnie”, pomyślałam i zdmuchnęłam naraz wszystkie świeczki.
Niebieskookiemu uśmiech nie schodził z twarzy. Podał mi moje ulubione kwiaty i średnich rozmiarów kartonowe pudełko.
- Co to? - spytałam.
- Otwórz. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Zrobiłam tak, jak mi kazał. Okazało się, że w środku jest kubek w kształcie serca, a na nim widnieje nasze wspólne zdjęcie. Zaśmiałam się i jedna, mała łza szczęścia spłynęła po policzku.
- Jest świetny! Dziękuję! - rzuciłam się chłopakowi na szyję, nie zważając na to, że mam na sobie tylko kołdrę i że Jay trzyma w ręku tort.
Zaśmiał się i objął mnie jedną ręką.
- Cieszę, że ci się podo...
Nie zdążył skończyć, ponieważ mocno go pocałowałam.
- Kocham, kiedy mi tak przerywasz – powiedział mi w usta, cały czas uśmiechając się.
- Jak ty to wszystko...?
- Niech twoja śliczna, blond główka się tym nie przejmuje – wolną ręką poczochrał mi włosy. - To jak, chcesz kawałek tortu?
- Pewnie!
Chłopak pokroił ciasto i podał mi jeden kawałek na talerzyku.
- Dobre – uśmiechnęłam się i włożyłam do ust kolejny kawałek. - Czy ty nie potrafisz normalnie zjeść? - spytałam śmiejąc się.
Jay był cały umazany kremem czekoladowym.
- Jak na ciebie patrzę, to na niczym się skoncentrować nie mogę! - odpowiedział wesoło.
- Oj, ty biedaku – odstawiłam prawie pusty już talerzyk na szafkę i sięgnęłam po serwetkę. Zbliżyłam się do chłopaka i zaczęłam wycierać jego czarną buzię.
- Przynajmniej byłem słodki!
- I bez ciasta na twarzy, jesteś bardzo słodki – zaśmiałam się.
The sun goes down, the stars come out...
Usłyszeliśmy moją dzwoniącą komórkę, która znajdowała się na podłodze.
- Podasz?
Chłopak zrobił to, o co go poprosiłam.
- No hej, Monika – powiedziałam zadowolona do słuchawki.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła mi do ucha, tak, że aż Jay usłyszał. - Zdrowia, bo to najważniejsze, spełnienia wszystkich marzeń, żeby wszystko ułożyło ci się z Jayem, dużo miłości i przyjaźni!
- Dzięki – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Będę mogła wpaść? Mam coś dla ciebie – czułam jak się uśmiecha.
- Dzisiaj mieliśmy się przenosić do miesz...
- A to ja z chęcią pomogę! - wrzasnęła do słuchawki tak, że aż odsunęłam ją od ucha. - Jezu! Przepraszam, że tak krzyczę. To jak, o której mam być?
- Około trzeciej? - spytałam i popatrzyłam na niebieskookiego.
- Okej! To do zobaczenia!
- Pa! I dzięki, że pamiętałaś!
Nic już nie usłyszałam, ponieważ dziewczyna rozłączyła się.
Wybuchnęliśmy z Jayem śmiechem.
- Ja naprawdę nie mam pojęcia, kiedy ona się do was przyzwyczai – pokręciłam głową. - Będzie musiała.
Chłopak przybliżył się do mnie z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Nie ma innego wyjścia – powiedziałam łapiąc chłopaka za szyję i przyciągając go do siebie.

Godzinę później oddaliśmy klucz od pokoju i zapłaciliśmy, po czym udaliśmy się do naszego wspólnego apartamentu. Kiedy weszliśmy Max razem z Mattem i Amy krzyknęli:
- Wszystkiego najlepszego!
Rzucili mi się na szyję i składali życzenia. Od małej dziewczynki dostałam nawet śliczny obrazek przedstawiający bukiet róż, a po drugiej stronie całą naszą „wielką rodzinę”. Uścisnęłam ją mocno i podziękowałam za rysunek.
Od chłopaków dostałam wielki album na zdjęcia, który kazali zapełnić mi do końca roku. Stwierdzili, że mam z nimi za mało zdjęć, więc stąd ten oto prezent.
Max poinformował mnie, że Tom bardzo chciał mi złożyć życzenia, ale ma takiego kaca, że nawet z łóżka się podnieść nie może, a na dodatek strasznie wymiotuje.
Zaśmiałam się tylko i wstawiłam bukiet od Jaya do wazonu.
Uśmiechałam się jak głupia, nawet przy pakowaniu rzeczy do walizki. Matt był tak dobry, że przywiózł mi rzeczy, które zostawiłam u Adama w mieszkaniu. Nawet myśl o tej całej sprawie nie popsuła mi humoru. W zasadzie to nic nie mogło popsuć mi go w ten dzień.
Emma w pokoju zjawiła się punktualnie o piętnastej. Zwarta i gotowa do pomocy. Ale zanim się za to wszystko zabrała, złożyła mi życzenia i wręczyła mi malutką torebeczkę. W środku znajdował się komplet żółtych kolczyków w kształcie serduszek. Strasznie mi się one spodobały, więc od razu je założyłam.
Podziękowałam, kolejny raz już dzisiaj i przedstawiłam ją moich przyjaciołom. Nie była już tak zestresowana, jak przedtem, albo po prostu tak świetnie zamaskowała.
- Musicie tak krzyczeć? - spytał Tom opierając się o framugę drzwi. Wyglądał, jakby właśnie przebiegło po nim ze stado byków.
- Przepraszamy – odpowiedziała szeptem Amy. - Tom strasznie wczoraj dużo wypił – wytłumaczyła dziewczynka Monice.
- Kac jak stąd do wieczności, co? - uśmiechnęła się i spojrzała na chłopaka.
Kiwnął głową i zapytał szeptem:
- Ty jesteś Monika, tak?
- Tak, to ja.
- Więc Moniko... Może ty znasz jakiś sposób na pozbycie się..? - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Tak, pewnie! - krzyknęła i od razu zatkała usta dłonią widząc krzywiącego się Toma. - Przepraszam – powiedziała już ciszej.
- Więc ratuj! - złożył ręce jak do modlitwy i wrócił do łóżka.
- To ten... Zaraz wracam...
Wyszła i lekko zamknęła za sobą drzwi.
- Miła – stwierdził Matt i wrócił do pakowania się.
- I zna sposób na kaca! - uśmiechnął się szeroko Max, na co tylko z Jayem zaśmialiśmy się i wróciliśmy do pakowania.

- Jezu! Co to jest?! - pięć minut później usłyszałam głos Toma i jego plucie.
- Kawa z cytryną – uśmiechnęła się Monika.
- Chcesz mnie otruć? - spytał wycierając twarz.
- Pytałeś, czy znam sposób. Ten jest najlepszy.
- Polskie pomysły... - westchnął piwnooki.
- Ale wódka najlepsza – zauważyła dziewczyna w okularach, a mężczyzna tylko się uśmiechnął i sięgnął po łyka mikstury.
Ważne, ze się nie pozabijali, przemknęło mi przez myśl i wróciłam do pakowania kosmetyczki.

Cztery godziny później siedzieliśmy zmęczeni na kanapach. Tom zbytnio się nie nadźwigał, gdyż dalej męczył go kac, ale nie mógł zaprzeczyć, że mikstura, którą przygotowała dla niego Monika, mu pomogła.
Byłam z nas bardzo dumna. Teraz zostało nam tylko kupienie sztućców, naczyń, kubków i szklanek. No i zapełnić lodówkę, bo z głodu jakoś nikt umrzeć nie chciał. Więc, kiedy Monika rzuciła hasło „Zapraszam wszystkich na pizze”, nikt nie zgłosił sprzeciwu i uradowani, choć zmęczeni, ruszyli do małej restauracji obok naszego bloku.
W międzyczasie zadzwonili przyjaciele z Londynu i złożyli mi życzenia urodzinowe, za które bardzo serdecznie im podziękowałam.
Kiedy kelnerka przyniosła nam upragnione jedzenie, wszyscy rzucili się, gdyby nie jedli z tydzień. Wszystko zniknęło w pięć minut, a ludzie obok patrzyli na nas trochę dziwnie. Jedna dziewczyna, w wieku dwudziestu kilku lat, pożerała Maxa wzrokiem. Nie tylko ja to zauważyłam, ponieważ Jay kopnął chłopaka w stopę i kiwnął głową na szatynkę. Ten uśmiechnął się tylko do niej lekko i wrócił do rozmowy z nami.
Kilka minut później Matt oznajmił, że jest strasznie śpiący i bardzo przeprasza, ale idzie się położyć. Jego mała córeczka go poparła i razem wrócili do mieszkania. Tom zaproponował, aby udać się teraz na zakupy, dopóki nie chce mu się jeszcze spać. Wspólnie go poparliśmy i kiedy Monika zapłaciła, nie dała szansy nikomu innemu, wyszliśmy na zakupy.
W sklepie spędziliśmy kolejną godzinę. Tom zachowywał się, tak jakby dostał jakiegoś mocnego kopa energetycznego. Biegał po sklepie razem z Moniką, gdyż ta musiała tłumaczyć mu wszystkie nazwy produktów.
Razem z Jayem i Maxem patrzyliśmy na niego z lekkim niedowierzaniem. Chłopak przecież jeszcze dzisiaj rano wyglądał, jakby go walec przejechał, a tu tyle energii.
- Na pewno to była tylko kawa z cytryną? - zapytał łysy chłopak.
- Mnie nie pytaj – uniosłam ręce do góry.
- Przynajmniej zapomniał o kłopotach – uśmiechnął się niebieskooki i popchnął wózek dalej, za rozradowanymi Moniką i Tomem.
- Tak, w ogóle, to co z prezentem dla Toma? - zapytał Max.
- No tak! - pacnął się w głowę Jay.
- Kiedy? - spytałam idąc pośrodku.
- Jutro – odpowiedzieli jednocześnie.
- Dzień po dniu – zaśmiałam się.
- No tak – uśmiechnęli się oboje.
- To może jakiś alkohol? - zapytał mój chłopak wskazując na dział alkoholi. - Przynajmniej następnym razem nie będę musiał targać go po schodach.
- Więc może whisky? - podchwycił temat Max.
- Aaa! - usłyszałam krzyk Moniki.
Ludzie zaczęli obracać się i szukać obiektu całego zamieszania. W tym samym momencie zobaczyliśmy biegnących ochroniarzy. Biegli w stronę, w którą udali się nasi przyjaciele.
- No to będzie niezła zabawa – stwierdził łysy chłopak i ruszył za ochroniarzami, a my za nim.
Jezu, co oni znowu narobili?! Jeszcze brakowałoby tego, żeby za te ich wybryki wywali nas ze sklepu!, krzyczałam w myślach.
Długo nie musieliśmy ich szukać, byli w następnym dziale. Monika zawzięcie tłumaczyła coś ochroniarzom. Podeszliśmy do nich, lecz żadne z nas nie zrozumiało, ponieważ mówili po polsku.
Wlepiłam wzrok w Toma i dziewczynę w okularach.
- Tom, musimy wyjść – powiedziała zakłopotana.
- O... Okej – podrapał się po głowie.
- Bardzo przepraszamy – udało mi się zrozumieć, co dziewczyna powiedziała, więc gdzieś tam w środku byłam z siebie dumna.
- To my poczekamy na was na zewnątrz – zwrócił się do nas piwnooki.
- Tylko się jakoś normalnie zachowujcie! - nakazałam i pociągnęłam Maxa i Jaya za sobą na dział alkoholi. - Ten alkohol to wcale nie taki zły pomysł – rzuciłam tylko.

Kiedy zapłaciliśmy za zrobione zakupy, wyszliśmy przed market, gdzie czekali na nas rozbawieni Tom i Monika.
- Może byście pomogli? - zapytał Max.
- Tak, już – piwnooki chłopak wziął ode mnie cztery reklamówki, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
- Zanieśmy to do domu – powiedziałam. - Padam z nóg.
Ruszyliśmy w stronę mieszkania. Całą naszą krótką drogę mówili tylko Tom i Monika. Zastanawiałam skąd oni mają w sobie tyle energii, przecież nam już nawet mówić się nie chciało, a oni zachowywali się jak nowo narodzeni.
Kiedy wreszcie postawiliśmy zakupy w kuchni, od razu usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Spać – jedyne czego w tamtej chwili pragnęłam. Najwidoczniej mój chłopak był tak samo padnięty, bo usiadł niedbale obok mnie.
- Nie mówcie, że idziecie spać! - oburzyła się Monika.
- Tak, idziemy spać – odpowiedziałam śpiąco nawet nie otwierając oczu.
- Jeszcze nawet dziewiątej nie ma! - oznajmił piwnooki.
- Ale my jesteśmy śpiący... - wybełkotał mój chłopak i poczułam jego głowę na swoim ramieniu. - Ty aż tak bardzo się nie wymęczyłeś...
- Oj daj spokój! Trzeba opić urodziny twojej dziewczyny!
- Wypijcie moje zdrowie z Maxem i Mattem – wymamrotałam i oparłam głowę o głowę Jaya.
- Jesteś solenizantką! - krzyknęła moje przyjaciółka.
- Jutro... - czułam jak moje powieki robiły się coraz cięższe.
- Jutro już nie będzie twoich urodzin!
- Ale będą Toma – odpowiedział jej mój chłopak cicho.
- Czyli: podwójna impreza! - krzyknął rozradowany piwnooki, a ja zmarszczyłam nos. Czy on musi tak wrzeszczeć?
- Tak, tak – wymamrotał niebieskooki. - A teraz dobranoc – wtulił się we mnie.
- Dobranoc. To co robimy? - zwrócił się do Moniki. - Noc jeszcze młoda!
- Gdzie jest Max? - zapytałam, ponieważ zabrakło mi jego głosu w dyskusji.
- Poszedł spać – odpowiedział mi tylko Tom i wrócił do konwersacji z szatynką, a mnie pochłonął sen.

Przebudziłam się około pierwszej w nocy. W mieszkaniu panowała absolutna cisza oraz ciemność. Spałam z głową na kolanach Jaya. Wstając lekko zakręciło mi się w głowie i moje plecy uderzyły o głowę niebieskookiego, co spowodowało obudzenie go.
- Przepraszam – szepnęłam i stanęłam na nogach.
- Nic się nie stało – odszepnął. - W sumie to dobrze. Jutro wszystko by nas bolało – ociągając się wstał.
- Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać dalej – skierowałam się do jednego z pokoi w którym stało jedno dwuosobowe łóżko i jedno pojedyncze, na którym teraz smacznie spał Max.
Opadłam bezwładnie na łóżko. Miękka poduszka od razu zachęciła mnie do snu, ale miałam na sobie jeszcze ubranie. Szybko ściągnęłam spodenki i bluzkę. Chwyciłam jakąś koszulkę Jaya i nałożyłam ją na siebie. Nie miałam siły grzebać w szafie.
- Pasuje ci – usłyszałam głos niebieskookiego.
- Yhm... - mruknęłam tylko i położyłam się do łóżka.
Chwilę później dołączył do mnie mój chłopak i objęci, ponownie zasnęliśmy.

Obudził mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Był to dzwonek telefonu łysego chłopaka.
- Max, odbierz ten telefon! - rozkazał Jay i zakrył nas kołdrą.
- Żebym jeszcze wiedział, gdzie on jest – usłyszeliśmy skrzypnięcie, które oznaczało, ze chłopak podniósł się z łóżka.
- Sprawdź na krześle – powiedziałam przecierając oczy.
- Halo? - odebrał telefon.
Spojrzałam w szczęśliwe, niebieskie tęczówki mojego chłopaka i uśmiechnęłam się, a on uśmiech odwzajemnił.
- O której...? Eeee... Tak, pewnie. Wyślę ci adres esemesem... No, do zobaczenia.
- Kto to? - zapytał Jay, nie odrywając wzroku ode mnie.
- Emma. Postanowili nas odwiedzić.
- Większa impreza! - usłyszałam zadowolony głos Toma.
- I przy okazji kac – skwitował Jay, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
- Ta kawa z cytryną, to dobre lekarstwo – usłyszałam jak piwnooki wgryza się w jabłko.
Wyciągnęłam głowę spod kołdry i popatrzyłam na Tom, który stał oparty o ścianę.
- Wszystkiego najlepszego – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- A dziękuję! Jedna chociaż pamiętała! - popatrzył z wyrzutem na Maxa, a później na Jaya.
- Zapomniałeś o Monice – zaśmiał się łysy chłopak.
Tom miał już mu coś odpowiedzieć, kiedy rozległo się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - krzyknął Matt.
- Fajna koszulka – uśmiechnął się piwnooki.
- Lepszy właściciel – uśmiechnęłam się do Loczka.
Nagle do pokoju wleciała Monika, cała w skowronkach.
- Wy jeszcze w łóżku? - spojrzała na nas.
- Jest – spojrzałam na zegarek – dziewiąta!
- Impreza się sama nie zorganizuje!
- A ty przypadkiem nie musisz być teraz w pracy? - podniosłam brew.
- Wzięłam wolne – uśmiechnęła się. - Ubierać się – rozkazała nam i klasnęła w dłonie.
- Zabiję ją kiedyś – powiedziałam i opadłam na klatkę piersiową mojego chłopaka, który tylko się zaśmiał.

Z wielkim trudem wyszliśmy z Jayem z łóżka, no, ale w końcu, po wielu krzykach Moniki, udało się. Wykąpaliśmy się i zjedliśmy przygotowane przez Toma śniadanie. Szatynka powiedziała, że impreza będzie u niej. Kiedy powiedzieliśmy jej, ze przyjeżdża reszta, bardzo się ucieszyła.
Monika wręczyła nam kluczki od jej mieszkania, a sama z Tomem poszła na zakupy, by kupić jakiś alkohol i jedzenie.
Chłopakom bardzo spodobało się jej mieszkanie. Max znalazł gdzieś album z jej zdjęciami z dzieciństwa. Zaczęliśmy przeglądać fotografie, nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. Dziewczyna na zdjęciach robiła takie miny, że od razu uśmiech pojawiał się na twarzy.
Kiedy wrócili razem z Tomem, dziewczyna nawet nie pogniewała się o to, że Max był w jej pokoju. Była w wyśmienitym humorze, zresztą jak prawie codziennie. Nie dała nam posiedzieć, od razu zagoniła nas do roboty.
Chłopaki mieli poodkurzać podłogi i zetrzeć kurz, a my zabrałyśmy się za robienie jakiś ciast, sałatek i przekąsek. Rozmawiałyśmy na wesołe tematy, nie zamartwiając się co może przynieść jutro. Chłopaki przynieśli krzesła z piwnicy i ustawili je ze stołem tak, że było jeszcze sporo miejsca do tańczenia.
Nim się obejrzeliśmy było już po trzynastej, a cała impreza miała się zacząć po dziewiętnastej. Monika uparła się, że musi być grill, więc Tom oznajmił, że zajmie się tą sprawą.
W pewnej chwili oparłam się o ścianę i przyglądałam się jak sprzeczają się o jakąś błahą sprawę. Miało to w sobie jakiś urok i, mimo że była to kłótnia, miło się na to patrzyło. Uśmiechnęłam się pod nosem i szepnęłam: „Ale z ciebie szczęściara”.
Miałam wszystko czego mi było trzeba, aby być szczęśliwą. Ukochanego, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że nigdy się to nie skończy.
Moje rozmyślania przerwał Jay.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał oplatając mój tułów swoimi rękami.
- Że mam wielkie szczęście – uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko w usta.
- O której ma przylecieć reszta? - spytała Monika.
- Jakoś po trzeciej – Max popatrzył na zegarek.
- To może podjedziemy po nich na lotnisko? - zaproponowała szatynka.
- Czemu nie?
Dziesięć minut później siedziałam już z Jayem w taksówce. W jednej wszyscy się nie zmieściliśmy, więc chłopaki i Monika jechali drugą.
W radiu akurat poleciała piosenka „Glad you came”, więc podśpiewywałam sobie po cichu. Kiedy nadszedł czas na refren niebieskooki zaśmiał się i spytał:
- Chcesz mnie wygryźć?
- Ja? Gdzież bym śmiała – posłałam mu szeroki uśmiech.
- I to jest dobra odpowiedź – poczochrał mi grzywkę.
- A jak tam wasze nowe piosenki? - zapytałam z ciekawością.
- Bardzo dobrze. Nathan pisze jak oszalały – zaśmiałam się. - Prawie wszystko o miłości i o Emmie – uśmiechnął się. - Niedługo będziesz mogła posłuchać – puścił mi perskie oczko.
Reszta drogi upłynęła nam na luźniej rozmowie.
Na lotnisku czekaliśmy jakieś czterdzieści minut. Kiedy Vic i Emma tylko mnie zobaczyły, od razu rzuciły mi się na szyję i zaczęły składać jeszcze raz życzenia. To samo było z Nathem i Seev'em. Oczywiście, nie obyło się bez złożenia życzeń piwnookiemu.
Przedstawiłam im Monikę, którą Vicki chyba polubiła od razu, ponieważ od razu zaczęły rozmowę i nie mogły jej zakończyć, ponieważ co chwila przychodził nowy temat. Nawet w taksówce siedziały razem, nie zwracając uwagi na Seev'a.
Wszyscy cieszyli się spotkaniem, a chłopaki ciekawi byli, jak uda się impreza. Tom zapewniał wszystkich, że Monika dała radę i że zabawa będzie świetna.
Najpierw pojechaliśmy do naszego mieszkania. Wszyscy chcieli zobaczyć Matta i małą Amy. Dziewczynka strasznie się ucieszyła na ich widok. Wszystkich wyściskała i wycałowała.
Bardzo spodobało im się nasze mieszkanie, lecz Moniki wygrało. Vicki była zachwycona ścianą pełną zdjęć i wycinków. Od razu powiedziała swojemu chłopakowi, że muszą coś takiego zrobić, na co ten tylko przytaknął i wrócił do rozmowy z Jayem.
Przed osiemnastą wszyscy zaczęli szykować się na imprezę. W naszym małym mieszkaniu prawie nie było się, gdzie ruszyć, ale jakoś daliśmy radę.
Moja szafa trochę się wzbogaciła przez te sześć miesięcy. Z wypłaty zawsze jeszcze mi zostawało, więc pieniądze odkładałam. Zebrała się już niezła sumka, ale wszystko zostało w mieszkaniu Adama, a nie chciało mi się tam wracać, przynajmniej na razie.
Założyłam zwiewną jasnoniebieską sukienkę i łańcuszek z wisiorkiem koniczyną, który dostałam od Jaya wraz z ostatnim listem. Emma miała krótką, białą sukienkę, a Vic jasnożółtą. Wyglądały ślicznie. Chłopaki postawili na białe koszule i jeansy, w czym wyglądali naprawdę świetnie. Mała Amy również miała na sobie sukienkę, za to jej tata niebieską koszulę i, podobnie do chłopców, jeansy. Organizatorka imprezy wyglądała równie pięknie. Niebieska sukienka w kwiatki idealnie podkreślała jej figurę i współgrała z kolorem jej oczu.
Impreza zaczęła się kilka minut przed wyznaczoną godziną. Razem z Tomem zostaliśmy obdarowani kolejnymi życzeniami i prezentami. Chłopak dostał od Nathana, Emmy, Vicki i Seev'a karaoke, a ja fiolkę słodko pachnących perfum, które od razu przypadły do gustu Jayowi. Matt razem ze swoją córką wręczyli piwnookiemu nowe słuchawki, a od nas, czyli ode mnie, Jaya i Maxa, dostał butelkę whisky „Jacka Danielsa” i bransoletkę wykonaną z rzemyków. Szczęśliwi, wspólnie z Tomem podziękowaliśmy za prezenty i pokroiliśmy tort.
Po zjedzonym cieście przyszedł czas na toast, który oczywiście był za nasze zdrowie, a później piwnooki razem z Moniką wyszli na balkon, aby rozpalić grilla.
- Lisa się do was odzywała? - zapytał cicho Nathan kończąc ciasto.
- Próbowała, ale Tom nie odbiera od niej telefonów – powiedział Jay. - A do was?
- Była kilka razy pod domem – odezwała się Vic. - Ale rozmawiała tylko z Seev'em. Pieprzyła jakieś głupoty, że to nasza wina.
- Mogła się nie pchać do łóżka obcemu facetowi – stwierdziła Emma.
- Widzieliście zdjęcia w Internecie? - spytał Siva.
- Taa.. - podrapałam się po głowie. - Ale to już sprawka Evy.
- I tego całego Victora – dodała najstarsza blondynka dopijając szampana.
- No bo kto inny znał prawdę, o tym wszystkim? – skrzywił się Nath.
- Możemy pogadać o czymś innym? - zapytał Jay. - Eva za bardzo działa mi już na nerwy.
Usłyszeliśmy dzwonek telefony Toma. Wstałam i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Lisy.
- Halo? - odebrałam, a cała piątka wlepiła we mnie wzrok.
- Elizabeth? - usłyszałam głos dziewczyny. - Cześć. Możesz podać mi Toma do telefonu?
- Jest zajęty – powiedziałam chłodno.
- Czym?
- Ma urodziny, więc mamy imprezę – oparłam się o komodę.
- Na pewno na rozmowę ze mną znajdzie czas – powiedziała pewnym głosem. - Więc daj mu telefon.
- Tom jest teraz zajęty – powtórzyłam równie chłodno, jak za pierwszym razem.
- Liz...!
- Nie sądzisz, że za bardzo go zraniłaś? - zapytałam. - Daj mu święty spokój.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić – oburzyła się.
- No tak, Evie wychodzi to o wiele lepiej – powiedziałam to szybciej, niż pomyślałam.
- Jak śmiesz?!
Już miałam jej coś odpowiedzieć, ale po prostu się rozłączyła. Rzuciłam telefon na komodę i popatrzyłam na moich przyjaciół.
- Miła pogawędka, nie?
- Chyba przesadziłaś... - odezwał się niepewnie Jay.
- To ona przesadziła z tym, że zdradziła naszego przyjaciela – mówiłam to patrząc mojemu chłopakowi prosto w oczy.
Jeszcze tego brakowało, żebym pokłóciła się z niebieskookim o Lisę. Tylko nie to!
- To, co pijemy? - z balkonu wyjrzał zadowolony Tom.
- Tak, pewnie! - krzyknął Seev, aby nie psuć mu humoru.
Kilka minut później każdy był w świetnym humorze. Chłopaki opowiadali kawały, więc nie można było wytrzymać ze śmiechu. Śmiałam się, ale wiedziałam, że gdzieś część mnie jest smutna. To przez tę rozmowę z Lisą i niedoszłą kłótnię z Jayem.
- Przepraszam – szepnęłam loczkowi do ucha. - Miałeś rację, nie powinnam była...
- Daj spokój – uśmiechnął się i czule objął ramieniem. - Chyba też bym tak jej powiedział... Zraniła Toma aż za bardzo – szepnął i zaczął śmiać się z końcówki kawału, który opowiadał akurat piwnooki.
Impreza trwała do czwartej nad ranem.
Najtrzeźwiejszy z nas był Matt i Jay, którzy czuwali nad tym, abyśmy nie zrobili nic głupiego. Nie wliczało się w to oczywiście śpiewanie karaoke. Śmiałyśmy się z dziewczynami słysząc, jak chłopaki śpiewali po pijaku.
Pewnie rano wiele sąsiadów będzie się skarżyć, ale jakoś żadne z nas nie zwracało na to uwagi, za bardzo pochłonięci byliśmy zabawą.
Oczywiście nie obyło się bez tańczenia. Moje nogi nie były przyzwyczajone do tak dużej ilości tańców jednej nocy, więc bolały mnie już gdzieś około pierwszej. Za to dziewczyny tańców dość nie miały. Na parkiecie zachowywały się jak szalone. Więc, kiedy Jay stwierdził, że czas kończyć imprezę nie były zbytnio zadowolone, lecz kiedy Vicki usiadła na kolanach Seev'a, prawie od razu zasnęła.
Amy dawno już spała, więc Matt musiał spać w mieszkaniu Moniki. Tom też powiedział, że zostaje u szatynki, gdyż jest strasznie zmęczony. Oczywiście żaden z chłopaków mu nie uwierzył i zaczęli sobie żartować.
Niezbyt dobrze pamiętam, jak dodarliśmy do mieszkania, ale kiedy byliśmy już w domu każdy położył się spać, gdzie tylko mógł. O czwartej trzydzieści nie było już słychać żadnych rozmów, tylko lekkie pochrapywanie chłopaków.
Była to najlepsza impreza urodzinowa na jakiej byłam. No i oczywiście najlepsze urodziny, jakie w życiu przeżyłam.
Nie myśląc już o niczym, wtuliłam się w Jaya i odpłynęłam w głęboki sen.



------------------------------------------
Dobra macie długi rozdział :) Musi to Wam wystarczyć na dwa tygodnie, gdyż zaczęły mi się ferie i mam trochę planów i nie będę miała czasu pisać ;)

niedziela, 20 stycznia 2013

Nominacja do Liebster Award

Wow! Już druga! Bardzo się z tego cieszę! :D

Zostałam nominowana przez:I Found You

Dziesięć pytań, które dostałam:
1. Gdybyś miała spędzić dzień z jednym z chłopaków z TW/1D, to z którym i dlaczego?
Spędziłabym go z Jayem :) Jest pozytywnie walnięty, lubi szalone rzeczy i ma LOCZKI! xD

2. Dlaczego piszesz?
Ponieważ lubię :) Wymyślam jakieś niestworzone historyjki przed snem, w czasie lekcji i później wpisuję w Worda :D

3. Jakie jest twoje hobby? 
Pisanie, fotografia, muzyka, czytanie książek, siatkówka :)
4. Jak lubisz spędzać weekendy?
Pisząc to opowiadanie albo spędzać je z przyjaciółmi :)

5. Wolisz psy czy koty?
Psy :)

6. Ulubiony film?
Dużo ich, ale tak mniej więcej to: "Kac Vegas", "Kochanie poznaj moich kumpli", "List w butelce", "Szkoła uczuć", "Władca Pierścieni", "Hobbit" :D

7. Jakie jest twoje marzenie?
Nie napiszę, bo się nie spełni ;p

8. Tolerujesz gejów ?? xD
Tak, nie mam nic przeciwko :)

9. Jak masy na imię?
Ela :D

10. Ile masz lat?
Piętnaście :)




No i jest trzecia! (21.01.2013r.) :D
Nominowana zostałam przez: Invincible.

Pytania od niej:
1.  Język niemiecki czy język angielski?
Angielski <3

2.  Ulubiony polski wykonawca.
Jula, Ewelina Lisowska, Sebastian Rutkowski :)

3.  Ulubiony sport.
Siatkówka :p

4.  Opisz siebie trzema słowami.
Zabawna, miła, przyjacielska :)

5.  Długopis czy pióro?
Długopis :D

6. Lubisz czytać książki?
Tak :)

7 .Jeżeli tak to jakiego rodzaju?
Wszystkie jakie wpadną mi w ręce :D

8. Który z TW/1D , według ciebie ma najlepszy głos.
Max George i Tom Parker <3

9. Czego najbardziej się boisz?
Że kiedyś zostanę całkiem sama.

10.  Twój ideał faceta.
Patrz: Jay McGuiness <3



A teraz pytania ode mnie:
1. Na jaki koncert najchętniej teraz byś się wybrała? :)
2. Potrafisz ładnie rysować?
3. Który członek TW jest Twoim ulubionym?
4. Masz w swoim pokoju jakiś kalendarz? xD
5. Siatkówka vs. Piłka Nożna
6. Masz laptop czy komputer? :p
7. Kraków czy Gdańsk? :D
8. Lubisz kawę?
9. Od jak dawna prowadzisz swój blog?
10. Lubisz siebie? :D


Blogi, które nominuję:
http://magicznechwilethewanted.blogspot.com/
http://imaginytw.blogspot.com/
http://imaginyothewanted1.blogspot.com/
http://thewantedmylove.blogspot.com/


Dziękuję za nominacje! ;*

Tak w ogóle to: rozdział w sobotę lub niedzielę :p

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 27

Następnego dnia Monika zaprosiła mnie do siebie na kawę. Z chęcią przyjęłam jej propozycję. Dziewczyna potrafiła bardzo dobrze oderwać od problemów rozmową. Zawsze znajdywała taki temat, który przenosił twoje myśli na inne tory. Była to jedna z jej wielu zalet.
Podczas mojej nieobecności chłopaki zrobili zakupy i zabrali się za pracę nad nowymi tekstami, muzyką. Mieli połączenie wideo z Nathem i Sivą, więc pracowało im się całkiem dobrze.
Tom musiał wyłączyć telefon, ponieważ przez cały czas dzwoniła do niego Lisa, a on nie miał ochoty z nią rozmawiać. Mimo tego, co wydarzyło się zaledwie dwa dni temu, chłopak udawał, że trzyma się nieźle. Uśmiechał się, bawił razem z Amy. Ale tylko ja wiedziałam, że tak naprawdę nie może w nocy spać, ciągle myśli o tym, co się wydarzyło. Wczoraj w nocy nawet z nim na ten temat rozmawiałam. Słyszałam jak łamał mu się w pewnych momentach głos, widziałam kiedy łzy kręciły się w oczach. Czułam wtedy dziwne ukłucie w sercu.
Nie miałam pojęcie, jak mu pomóc. Miałam nadzieję, że czas mu w tym pomoże. Jak to mówią: „Czas leczy rany”. Chciałabym, aby i w tym przypadku pomogło.
Wracając do spotkania z Moniką. Pierwszy raz byłam u niej w mieszkaniu i bardzo mi się spodobało. Były dwa malutkie pokoiki, pomalowane na ciepłe zielone kolory, łazienka, kuchnia. Na ścianach w obydwu pokojach było pełno zdjęć z jej rodziną, przyjaciółmi, karteczki z napisami, były to teksty piosenek, albo jakieś cytaty. Dziewczyna miała mnóstwo figurek aniołków. Było to jej hobby.
Dziewczyna zrobiła nam po kawie i usiadłyśmy przy stole w kuchni.
- Co w firmie? - spytałam obejmując kubek dwoma rękami i spoglądając na nią.
- Nie jest za dobrze. Przedwczoraj policja przeszukiwała całe nasze biuro. Pracować się nie dało – powiedziała poprawiając okulary. - Ludzie strasznie plotkują, a Jagoda coraz bardziej się załamuje. Adam nieźle naciągnął firmę przez tych gości. Wyobrażasz sobie, że Jagoda będzie prawdopodobnie musiała sprzedać firmę?
O tym Matt nic mi nie wspominał. Sam nic nie wiedział, czy nie chciał abym bardziej się martwiła?
- Widziała się z Adamem? - zapytałam.
- Widziała. Nawrzeszczała na niego, a ten tylko tego wysłuchał i sobie poszedł! - oznajmiła zdenerwowana. - Jagoda nie usłyszała nawet głupiego „przepraszam”!
Pokręciłam tylko głową. Nie mogłam uwierzyć, że Adam tak potraktował swoją siostrę bliźniaczkę. Zawsze był taki ciepły, pełny zrozumienia, a tu takie coś. Nic z tego nie rozumiałam. I jeszcze te długi. Jak on mógł coś takiego zrobić? Przecież to była firma jego ojca, który włożył w nią całe swoje serce.
Gdzie podział się Adam, którego znałam?
- Ale najgorsza jest Ewelina. Panoszy się po firmie, jakby była jej szefem. Wszystkim rozkazuje, wszystkich poprawia. Grr..!
- Muszę się tam w końcu pokazać – westchnęłam. - Jagoda pewnie jest na mnie wkurzona.
- Nie – pokręciła głową. - Rozumie. I kazała cię przeprosić, że nawet nie zadzwoniła, ale ona nie ma czasu nawet kawy wypić i zjeść śniadania.
- Domyślam się – wzięłam łyk kawy.
- A jak czuje się Jay? - spytała biorąc łyk zimnej kawy.
- Dobrze. Zdecydowanie gorzej czuje się Tom.
- Słyszałam. Dziennikarze to istne hieny – westchnęła. - A jeszcze dodali zdjęcia Lisy z tym całym jej kochankiem.
- Co?! - popatrzyłam na nią wytrzeszczając oczy.
- Nie wiedziałaś o tym? - zdziwiła się i wzięła do ręki laptopa.
Pokręciłam przecząco głową. Dałabym sobie rękę uciąć, że to była sprawka Evy. Evy i tego byłego kumpla Toma – Victora.
Ja tą kobietę kiedyś zabiję!
- Popatrz – podsunęła mi laptop, a moim oczom ukazały się zdjęcia, które przyszły do piwnookiego w Londynie.
Oparłam się tak mocno i szybko o krzesło, że aż wydało ono dźwięk.
- Ej, nie rozwalaj mi mebli.
- Przepraszam, ale...
- Mówiłaś, że ta Lisa to taka spokojna dziewczyna... - zamknęła laptop.
- No bo była! - mało co nie krzyknęłam. - Zresztą to, że się rozstała z Tomem to wina moja i Jaya!
- O czym ty mówisz?! - patrzyła na mnie niedowierzającym wzrokiem.
- Po kłótni z Tomem, wywrzeszczała mi, że gdyby przeze mnie nie postrzeliliby Jaya, to nic by się nie wydarzyło – czułam jak moje oczy zaczynają wilgotnieć, więc kilka razy zamrugałam, aby nie uronić łez.
- A to suka! - powiedziała wkurzona i mało, co nie wylała na siebie mrożonej kawy.
- Nie ty jedna masz takie zdanie – przypomniałam sobie jak Vicki i reszta byli wkurzeni na dziewczynę.
Przez kolejne dwie godziny wypiłyśmy po jeszcze jednej kawie i rozmawiałyśmy na różne tematy. Dawno tak dobrze się nie czułam. Rozmowa z Moniką podniosła mnie na duchu, za co byłam jej bardzo wdzięczna.
Do hotelowego pokoju wróciłam jakoś po trzeciej po południu. Chłopaki dalej siedzieli zamknięci w pokoju i pracowali. Matt i Amy razem grali w jakąś planszową grę.
Nalałam sobie zimnego soku i usiadłam na kanapie.
- Amy, pobawisz się przez chwilę sama? - spytał Matt.
- Dlaczego?
- Muszę porozmawiać z Liz – popatrzył na swoją córkę i uśmiechnął się lekko.
- Okej – dziewczynka odwzajemniła jego uśmiech.
Mój przyjaciel zajął miejsce obok mnie na kanapie.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Max stwierdził, że nie ma sensu gnieźdź się w hotelu i zaproponował żebyśmy wynajęli mieszkanie do czasu, kiedy zakończy się cały proces z Markiem i Stephanem.
- Okej...
W sumie to wcale nie był taki zły pomysł. Gdybyśmy nadal chcieli mieszkać w hotelu musielibyśmy wydać mnóstwo pieniędzy.
- Znalazłem już coś, zadzwoniłem. Właściciel stwierdził, że możemy przenieść się już jutro, bo i tak mieszkanie stoi już puste. Chłopaki nie mieli nic przeciwko, a ty?
- Pewnie, że nie! - uśmiechnęłam się.
- No to dobrze. Jeszcze dzisiaj jedziemy je obejrzeć. Chłopaki zaproponowali siedemnastą...
- Mnie pasuje.
- A teraz druga sprawa – mężczyzna podrapał się po głowie. - Adam poprosił o widzenie z tobą.
- Ze mną? - zdziwiłam się.
Okej byłam w to lekko zamieszana. Oczekiwałam też odpowiedzi na pytania, które głębiły się w mojej głowie. Chciałam wiedzieć, dlaczego właściwie się w to plątał i czemu narobił tyle długów swojej firmie.
- Z Jagodą rozmawiać nie chce, więc jeśli...
- Spotkam się z nim – pokiwałam głową. - Mam do niego kilka pytań...


http://www.youtube.com/watch?v=MQyHyfLp5NI

Jakąś godzinę później byliśmy już w mieszkaniu, które mieliśmy wynająć. Nie było ono duże, ale dla nas wystarczało.

Miało dwa pokoje i duży salon, który połączony był z kuchnią oraz łazienkę. Wszystkie pokoje pomalowane były na pomarańczowy kolor, przez co człowiek czuł się jakiś taki szczęśliwy? Można było tak powiedzieć.
Właściciel trochę dziwnie się nam przyglądał. Małe dziecko, jedna kobieta i czterech mężczyzn. Kombinacja naprawdę super.
Max razem z Tomem chodzili po mieszkaniu i dyskutowali na jego temat. Mała Amy biegała za tatą i właścicielem, a ja przystanęłam na balkonie. Moim widokiem była ruchoma ulica, ale jakoś wcale mi to nie przeszkadzało.
- Podoba ci się? - złapał mnie w pasie Jay.
- Pewnie – uśmiechnęłam się.
- Nawet ta zatłoczona ulica ma w sobie jakiś urok – powiedział i pocałował w policzek.
- No, tylko się nie przyzwyczajaj – położyłam swoje dłonie na jego.
- Wiem – pocałował mnie w szyje.
- Ale to wszystko się potoczyło... - pokręciłam głową. - Nigdy w życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała.
- Ja też – kolejny pocałunek w szyję. - Kto by pomyślał, że przypadkowa dziewczyna, poznana na dworcu o czwartej nad ranem, tak zawróci mi w głowie – mówił nie odrywając swoich ust od mojej szyi.
Nie powiem, było to przyjemne.
- I będę gotów zrobić dla niej wszystko – czułam jak się uśmiecha i lekko mnie obraca. - Wszystko – powtórzył patrząc mi w oczy i lekko pocałował, tym razem prosto w usta.
- Dziękuję, że jesteś – powiedziałam i jeszcze raz pocałowałam.
- Dobra, idziemy! - krzyknął Matt.
Oderwałam się nie chętnie od niebieskookiego i chwyciłam jego rękę.
- Może wyrwiemy się gdzieś dzisiaj? - szepnął mi do ucha, kiedy zrobiłam pierwszy krok.
- Może – uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do pokoju, wciąż trzymając Jaya za rękę.
- I jak podoba się? - spytał Matt.
- Pewnie – powiedzieli zgodnie Max i Tom, a my z Jayem kiwnęliśmy tylko głowami z wielkimi uśmiechami na twarzach.

- Przeglądaliście internet dzisiaj? - spytałam, kiedy dotarliśmy już do naszego hotelowego apartamentu.
- Nie, a co? - spytał łysy mężczyzna siadając na kanapę.
- Kiedy byłam u Moniki – wzięłam laptopa i włączyłam przeglądarkę – pokazała mi to... - wpisałam szybko hasło i kliknęłam w pierwszą stronę jaka mi wyskoczyła.
- Monika to ta dziewczyna ze szpitala? - zapytał Max uśmiechając się.
- Tak – kiwnęłam głową.
Na kanapie zasiadł Tom i Jay. Matt postanowił, że razem z Amy pójdzie jeszcze pograć na automatach, więc byliśmy tylko my.
- Co jest? - spytał Tom, kiedy podawałam Maxowi laptop.
Mężczyzna położył go sobie na kolana i cała trójka popatrzyła na ekran.
- O ja pier... - zaczął Jay, ale Tom nie dał mu skończyć.
- Ja ją naprawdę kiedyś zabiję! - powiedział wkurzony i z hukiem zamknął laptop.
- Z chęcią ci pomogę – odezwałam się.
When you try your best but you don't succeed... usłyszeliśmy dźwięk komórki Jaya.
- Liz...? Czemu ty do mnie dzwonisz? - zdziwił się.
- Kochanie, chyba musisz zainwestować w okulary – uśmiechnęłam się czule.
- Dobrze widzę. No sama popatrz – podał mi telefon.
Faktycznie. Co jest?
- Słucham? - odebrałam na jednym wydechu.
- No już myślałam, że nigdy nie odbierzesz! - usłyszałam głos Moniki.
- Skąd masz mój telefon? - zapytałam zdezorientowana.
- Zostawiłaś na szafce w moim mieszkaniu! - mało co nie krzyknęła.
- Aaa... - olśniło mnie. Przecież wyciągałam go z torebki, kiedy szukałam gumki do włosów. - To ja jutro po niego podejdę – uśmiechnęłam się.
- Dobra. Pozdrów tam chłopaków... Albo lepiej nie! Przecież mnie nie znają – zaśmiałam się.
- To co w końcu?
- Nic – powiedziała marnym głosem. - To do zobaczenia jutro.
- Pa – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i oddałam telefon mojemu chłopakowi. - Zostawiłam telefon u Moniki – podrapałam się po głowie.
- Musisz nam ją przedstawić – uśmiechnął się Max. - Bo wątpię, że coś pamięta ze szpitala – zaśmiał się, a ja razem z nim.

- Idę się upić – podniósł się nagle Tom. - muszę o tym wszystkim choć na chwilę zapomnieć – westchnął i skierował się w stronę wyjścia.
- Ej, stary! Poczekaj na mnie! - krzyknął za nim Max i ruszył za piwnookim.
- A ja? - spytał Jay.
- I tak wybrałbyś Liz! - odkrzyknął łysy chłopak i zamknął drzwi.
- No racja – uśmiechnął się zawadiacko.
Szybko usiadłam mu na kolanach i zbliżyłam twarz do jego twarzy.
- Stuprocentowa racja... - szepnął.
Sekundę później czułam jego wargi na swoich. Zamknęłam oczy i lekko zaczęłam gładzić jego policzek. Jego palce wodziły po całych moich plecach.
Mimo, ze było to tak niewiele czułam się jakbym była w siódmym niebie. Nie liczyło się nic innego, tylko to co jest tu i teraz. Z głowy wyleciały wszystkie problemy, złe myśli. Ten stan, aż za bardzo mi odpowiadał.
- Patrzcie co wygrałam! - usłyszałam uradowany głos Amy i trzask zamykanych drzwi.
Oderwałam się niechętnie od Jaya. On też zbytnio zadowolonej miny nie miał, ale posłałam mu lekki uśmieszek.
Popatrzyłam na małą dziewczynkę, która stanęła przed nami z wielkim białym miśkiem i uśmiechem na ustach.
- Wow! Skąd masz takiego miśka? - zapytałam.
- Wygrałam! - krzyknęła szczęśliwa. - Była taka maszyna...
- A mogło być... - zaczął szeptem niebieskooki.
- Mówiłeś coś wcześniej o wieczorze – puściłam do niego oczko, a ten od razu strzelił uśmiech.
- … i była jeszcze do wygrania taka panda!

- Jay! - krzyknęłam z łazienki.
- Tak, skarbie?
- Może byś zobaczył, czy Tom z Maxem przypadkiem nic nie narozrabiali?
Czytałam parę razy, jak potrafiły kończyć się ich „wypady do klubów”, więc zaczęłam się trochę niepokoić. Odkąd poszli minęły już trzy godziny.
- To duzi chłopcy – westchnął niebieskooki, ale słyszałam jak podniósł się z sofy.
- A przy okazji nasi przyjaciele – zapięłam ostatni guzik koszuli w kratę.
- Dobra już idę!
- Mogę iść z tobą? - spytała mała Amy, a ja się uśmiechnęłam. Tego dziecka nie dało się nie kochać.
- Musisz chyba zapytać taty?
- Tata śpi.
- No to jak śpi, to chodź – zanim zamknęły się za nimi drzwi, mała już gadała jak najęta.
Wyszłam z łazienki i chwyciłam telefon niebieskookiego. Wybrałam numer do Moniki. Odebrała po jednym sygnale.
- Ta.. ak? - spytała niepewnie, a ja się uśmiechnęłam. Kiedy ta dziewczyna się przestanie wstydzić?
- Monika, musisz mi pomóc – powiedziałam.
- W czym? - odezwała się już pewniej.
- Wychodzę z Jayem na miasto, a nie mam nawet tuszu do rzęs...
No w końcu jakoś wyglądać musiałam. Wcześniej nie zwracałam zbytnio na to uwagi, więc dlatego nie miałam takich rzeczy w mojej kosmetyczce.
- To za ile będziesz?
- Pięć minut?
Chwała Bogu, że dziewczyna mieszkała blisko hotelu.
- To czekam.
Chwyciłam klucz i zamknęłam pokój. Zbiegłam po schodach i wpadłam do baru. Od razu zauważyłam chłopaków i Amy przy jednym ze stolików. Po Maxie prawie wcale nie było widać, że jest pijany, ale za to Tom wyglądał okropnie.
- Muszę lecieć na chwilę do Moniki – powiedziałam i rzuciłam klucz niebieskookiemu. - Za pół godziny jestem z powrotem!
Wybiegłam z baru, a potem z hotelu. Zwolniłam trochę tempo.
Jakieś cztery minuty później byłam już w mieszkaniu mojej przyjaciółki. Usiadłam na krześle w kuchni, a ona przyniosła potrzebne rzeczy.
- Jak chcesz, mogę ci pomóc?
- Okej! Tylko wiesz, delikatnie!
- Tak jest! - żartobliwie zasalutowała.
Przez kilka następnych minut siedziałam i czekałam aż dziewczyna zakończy swoją pracę. Efekt był fantastyczny. Delikatnie, tak jak chciałam. Podziękowałam jej i, kiedy byłam już za drzwiami Monika przypomniała mi o telefonie. Kolejny raz podziękowałam jej i ruszyłam z powrotem do hotelu, tym razem wolniej.
Kiedy wpadłam do apartamentu Jay próbował ułożyć Toma jakoś na kanapie. Maxa i Amy nie było nigdzie widać.
- Jak powiedział, tak zrobił – westchnęłam i pomogłam niebieskookiemu ułożyć tak, aby było mu wygodnie.
- Pamiętaj: Tom jak coś powie, zawsze to zrobi.
- Tyczy to się też zabicia Evy? - spytałam patrząc na niego uważnie.
- Jak jeszcze z raz wywinie jakiś numer, to wszystko możliwe – westchnął.
- A gdzie Max i Amy? - zapytałam rozglądając się.
- Max również poszedł spać, a Amy gra w jakąś grę z tatą – uśmiechnął się i objął mnie.
- Coś ty się nie możesz ode mnie odkleić dzisiaj – zauważyłam śmiejąc się.
- Przyzwyczajaj się – próbował mnie pocałować, ale odsunęłam głowę.
- Tak z tobą na pewno nie pójdę, nigdzie – powiedziałam i wskazałam na brudną koszulę, przy okazji wywiązując się z uścisku.
Szybko pobiegłam do łazienki i założyłam wcześniej naszykowaną już, żółtą sukienkę na ramiączkach i baleriny w tym samym kolorze. Uśmiechnęłam się jeszcze do swojego odbicia w lustrze, pierwszy raz, od bardzo dawna, spodobało mi się ono, i opuściłam łazienkę.
- Wow – powiedział chłopak zakładając białą koszulę. - Wyglądasz niesamowicie – uśmiechnął się i zapiął ostatni guzik.
- Zgadzam się – usłyszałam głos Matta. Automatycznie odwróciłam się w jego stronę. - Wybieracie się gdzieś?
- Idziemy potańczyć, czy coś – oznajmił Jay podchodząc do mnie.
- No to udanej zabawy – uśmiechnął się i zniknął w pokoju, w którym był razem z Amy.
Chwyciłam niebieskookiego za rękę.
- Idziemy?
Kiwnęłam tylko głową i wyszliśmy.
Chwilę później, godzina dziewiętnasta, byliśmy już na dole.
- To, gdzie chcesz iść?
- Ty tu mieszkałaś przez ostatnie pół roku, więc prowadź – zaśmiał się.
- No to chodź – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę rynku.
Przez następne cztery godziny włóczyliśmy się po mieście. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, całowaliśmy się, nie obyło się bez rozdawania przez Jaya autografów i pozowania do zdjęć. Niektóre dziewczyny chciały, żebym też była na zdjęciu, co było dla mnie naprawdę radochą, ale w porównaniu ze szczęściem tych dziewczyn, był to pikuś.
Kolejny raz już dzisiaj wyrzuciłam z głowy Evę, wszystkie kłopoty i złe myśli. Chciałam by ta noc nigdy się nie skończyła, choć nie było jeszcze nawet dwunastej w nocy. Pragnęłam, aby było więcej takich dni i nocy.
Na mieście było dużo ludzi. Były wakacje i każdy chciał jakoś miło spędzić czas. Większość osób spacerowało i trzymając się za ręce opowiadali, zapewne o swoich planach, marzeniach. Moje zaczynały się powoli spełniać. Miałam przyjaciół, ukochanego, pewność, że chcę mojego szczęścia. Na tamtą chwilę miałam wszystko, czego było mi trzeba.
Z takim mężczyzną jak Jay, mogłam iść na koniec świata, a nawet jeszcze dalej.
Było kilka minut po pierwszej, kiedy zdecydowaliśmy się wrócić do hotelu. Kiedy niebieskooki poszedł do łazienki, ja podeszłam do recepcji i wzięłam klucz od innego. Dla nie poznaki wróciłam tam, gdzie stałam wcześniej.
Chwilę później szliśmy już po schodach. Pokój, który wynajęłam była na tym samym piętrze, pierwszym piętrze, co nasz wspólny apartament. Otworzyłam pokój i weszłam nie zapalając światła, a Jay lekko zamknął drzwi.
Odwróciłam się na pięcie i w mgnieniu oka moje usta przywarły do ust chłopaka. Drżącymi palcami dotknęłam najwyżej położonego guzika od jego koszuli.
- Przecież... - odezwał się, ale nie dałam mu skończyć.
- Ale z ciebie gapa – zaśmiałam się przy jego twarzy. - Wzięłam inny pokój.
Na jego twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech.
- Jeśli tak...
Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku, a chwilę później koszula Jaya leżała już w jednym z kątów pokoju...

http://blogroku.pl/2012/kategorie/moje-opowiadanie,4cp,blog.html

no to macie kolejny rozdział :) tym razem zakończony szczęśliwie :D mam nadzieję, że się spodoba :p
czytajcie i komentujcie :) kto nie ma konta również może komentować, gdyż dopiero niedawno gdzieś mi przemknęła ta opcja :) dla was to napisanie kilku słów (albo tych dobrych, albo tych złych:)) a dla mnie lekcja :P także, czytasz = skomentuj :D
Zapraszam :D

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 26

http://www.youtube.com/watch?v=yMR382aefmQ

Vicki miała rację.
Zdjęcie, które mi podał przedstawiało Lisę i jakiegoś faceta w łóżku!
- Tom... - wykrztusiłam tylko, więcej już nie dałam rady. Mina chłopaka całkowicie mnie załamała.
Chłopak ze łzami w oczach ruszył do salonu, gdzie rozradowani rozmawiali nasi przyjaciele. Pobiegłam za nim odstawiając soku na komodę, która stała pod lustrem w przedpokoju.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to jest?! - rzucił zdjęcia Lisie na kolana.
- Tom.. - zaczął Jay, ale ja pokręciłam głową i niebieskooki zamilknął.
- Czekam na jakieś wyjaśnienie! Chociaż, wiesz co? Nie, nie chcę słuchać tłumaczeń!
- Tom... - wyszeptała Lisa ze łzami w oczach.
- Żadne Tom! Dobrze wiedziałaś, że zdrada zawsze mnie najbardziej bolała!
- Ja ci to wszystko...
- Nic mi nie będziesz tłumaczyć! - chłopak cały się trząsł.
- Ale...
- Żadnego ale! Zdradziłaś mnie, i to jeszcze z kim! Z Victorem.
Zaraz, skąd on zna tego faceta?
Spojrzałam na wszystkich dookoła. Dziewczyny wpatrywały się prosto w Toma, a chłopaki prosto w swoje stopy.
- Ja byłam pijana! - krzyknęła dziewczyna przez łzy.
- Przez kilka dni?! - wykrzyknął.
- Kochan...
- Nie waż się tak do mnie mówić! Zabieraj swoje rzeczy i się wynoś, nie ma tego dużo, więc pakowanie nie zajmie ci dużo czasu!
- Tom... - po policzkach Lisy spływały łzy.
- Nie chcesz sama? Okej!
Chłopak nagle wbiegł po schodach, mało co mnie nie wywracając i zniknął na górze, ale jego krzyki było słychać na dole. Krzyki i trzaski zamykanych szafek i szuflad.
- Z chęcią ci pomogę!
Lisa wstała, a zdjęcia, które trzymała na kolanach rozsypały się po podłodze.
- Tom...! - krzyknęła przez łzy.
- Już cię słuchać nie mogę! - odkrzyknął chłopak z góry, a my usłyszeliśmy dźwięk zapinania walizki. Sekundę później Tom niósł ją w stronę drzwi frontowych. - Wynoś się z mojego życia! Na zawsze!
- Daj mi... - zaczęła nie ruszając się z miejsca.
- Czy ja do ciebie w obcym języku mówię?! - ryknął na nią, na co pokręciła tylko głową. - No to nie wiem w czym masz problem!
- W tym, że cię kocham!
- I dlatego pieprzyłaś się z Victorem?! Z miłości do mnie?!
- Nie mów tak!
- Kilka ostatnich słów: jak wrócę, to ma cię tutaj nie być!
Nie patrząc na nikogo z nas wbiegł na górę i tak trzasnął drzwiami, że aż podskoczyłam.
- To wszystko twoja – wskazała na niebieskookiego – i twoja – zmierzyła mnie wzrokiem.
- Że kurwa, co?! - ryknęłam na nią. Nerwy mi puściły.
- Gdyby przez ciebie go nie postrzelili byłoby całkiem inaczej!

Zatkało mnie, po prostu wmurowało w ziemię. Zacisnęłam mocno zęby i pomyślałam, jak to pozory potrafią mylić. Przecież to była taka cicha dziewczyna, a tu proszę.
- Wyjdź – Jay wstał, podszedł do mnie i objął ramieniem. - Wyjdź!
- I pomyśleć, że ja cię jeszcze chciałam bronić – pokręciła z niedowierzaniem Vicki. Podobnie jak Jay wstała i podeszła do nas. - Wyjdź! - rozkazała, ale tamta patrzyła jej tylko w oczy. - Ty może faktycznie masz coś ze słuchem! Przeliteruję głośno i wyraźnie: W Y J D Ź! - złapała ją za rękę i na siłę wypchnęła przez drzwi i rzuciła w jej stronę walizkę.
Jay objął mnie swoimi ramionami, a ja wyszeptałam:
- Ona ma rację.
- Wcale nie ma racji – niebieskooki objął mnie jeszcze mocniej, a ja poczułam jak po policzku zaczynają lecieć mi łzy. Czułam się okropnie.
Vicki podeszła do rozsypanych zdjęć i zaczęła je zbierać:
- Lepiej będzie, jeżeli się je wyrzuci.
- Nigdy w życiu bym się po niej czegoś takiego nie spodziewała – wyszeptała Emma.
- Pozory mylą – odparła zdenerwowana najstarsza blondynka.
- Liz, nie płacz – wyszeptał Jay i pogładził mnie po głowie. - Nie lubię, kiedy jesteś smutna – pocałował mnie w czoło, a ja wytarłam wierzchem dłoni łzy i lekko się uśmiechnęłam. - Od razu lepiej – niebieskooki włożył mi za ucho kosmyk blond włosów.
- Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? - spytał Siva.
- Że znowu przypałętał się Victor – odparł zdenerwowany Max.
- Kto to w ogóle jest? - spytała Emma, rzucając okiem na zdjęcie.
- Później ci wszystko opowiem – odezwał się Nathan czule całując Emmę w głowę.
Vicki podniosła się i ruszyła w stronę kuchni, z podartymi już fotografiami. Jej chłopak ruszył za nią milcząc.
- To my, pójdziemy na spacer – powiedział Nathan i wolnym krokiem ruszyli ku wyjściu.
- A ja chyba pójdę spać – oznajmił zrezygnowany Max i powlókł się na górę.
Jay pociągnął mnie za rękę i usiedliśmy na kanapie, tam gdzie wcześniej.
- Ej, nie przejmuj się już – niebieskooki leciutko się uśmiechnął.
- Łatwo ci mówić – burknęłam. Byłam na siebie wściekła.
- Nic mnie nie boli, więc...
- Jay, przeze mnie zawaliliście kilka koncertów, z karierą stoicie w miejscu, a wasze fanki to chyba najchętniej by mnie spaliły na stosie.
- Przesadzasz.
- Może ktoś powinien pójść i z nim porozmawiać? - zastanawiała się Vicki, siadając na wolnej kanapie. Obok niej zajął miejsce Siva.
- Lepiej chyba, żeby był teraz sam – odpowiedział jej niebieskooki.
- Powiedziałem jej to samo – odezwał się Siva.
- Mogłam mu o wszystkim powiedzieć – powiedziała blondynka.
- Co by to zmieniło? - spytałam.
- O co chodzi? - zapytali jednocześnie chłopaki.
- Widziałam przedwczoraj Lisę z tym mężczyzną ze zdjęć.
Loczek podrapał się po głowie i powiedział:
- Coś mi tu nie pasuje.
- Ale co? - spytałam.
- Wydaje mi się, że palce maczała w tym Eva.
- Możliwe – westchnął Siva.
Wtuliłam się mocniej w mojego chłopaka i westchnęłam. Mogli mieć przecież racje, gdyby to okazało się prawdą, wcale nie byłabym zdziwiona. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego.

Obudził mnie dźwięk głosu Maxa:

- Liz?
Podniosłam się na łóżku i zobaczyłam stojącego w drzwiach przyjaciela.
- Jadę na cmentarz do Lily... Mówiłaś, że...
- Tak, tak, pamiętam – uśmiechnął się. - Daj mi pięć minut.
- Okej. Czekam na dole.
Mężczyzna zamknął drzwi, a ja popatrzyłam na zegarek. Ósma. Za sześć godzin mieliśmy samolot.
Podniosłam się pomału z łóżka i wybrałam jakiś rzeczy z walizki. Ubrałam się i usiadłam przy biurku. Wzięłam karteczkę, długopis i nabazgrałam kilka słów dla Jaya. Podeszłam do niego, pocałowałam i położyłam karteczkę na szafeczce nocnej.
Po cichu zeszłam ze schodów i weszłam do kuchni. Max siedział przy stole i jadł kanapkę.
- Zrobiłem też dla ciebie – podsunął mi talerz.
- Dzięki – usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam jeść.
- Przepraszam, że cię obudziłem, ale później nie byłby czasu...
- Daj spokój – uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki za to, że chcesz ze mną jechać.
- Nie masz za co – wzięłam łyk kawy. - To, jak? Jedziemy?
- Tak.
Wyszliśmy z domu, a Max zamknął drzwi na klucz. Wsiedliśmy do czarnego audi i odjechaliśmy spod domu.
- Max? Kim jest w ogóle ten cały Victor? - spytałam.
- Jay nic ci nie mówił?
- Był zmęczony, od razu zasnął jak dziecko...
- Aaa... Victor z Tomem znają się od dziecka. Byli najlepszymi przyjaciółmi dopóki nie poszli do szkoły średniej. Pojawiła się piękna Nina i wszystko zaczęło się rozsypywać. Ona zaczęła spotykać się z Tomem, a Victor nie mógł tego znieść. Na jednej z imprez przespał się z Niną, ale Tom postanowił jej to wybaczyć, więc spotykali się dalej, ale z Victorem zerwał kontakt. Po kilku miesiącach okazało się, że Nina zdradzała go dalej z Victorem. Kochankowie chcieli się zemścić. Do dzisiaj, nawet Tom, nie wie za co Nina chciała się zemścić. Zraniły go dwie najbliższe mu osoby. Dlatego tak wczoraj zareagował.
Patrzyłam ciągle w Maxa i nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Nie rozumiałam jak można było skrzywdzić takiego człowieka, jakim był piwnooki mężczyzna. Był miły, opiekuńczy, przyjacielski, a spotkało go coś takiego. Kolejny raz osoba, którą kochał zdradziła go i to jeszcze z tym samym mężczyzną. Jego przyjacielem.
Lisa musiała przecież doskonale wiedzieć, że Tom nie wybaczy jej zdrady. Znali się ze szkoły, więc przecież całą historię znała. Nigdy nie zrozumiem tej dziewczyny, przemknęło mi przez myśl.
- Musiało być mu trudno... - westchnęłam. - Rozmawiałeś z nim jeszcze wczoraj?
- Nie chciał mnie wpuścić do pokoju, więc nie.
- Szkoda takiego fajnego chłopaka – oparłam łokieć o szybę i wbiłam wzrok w las przez, który akurat przejeżdżaliśmy.
- Miejmy nadzieję, że kiedyś spotka tą, która go nie zrani.
- Tak, miejmy nadzieję.
Jechaliśmy jeszcze przez kilka minut. Kiedy Max zaparkował samochód, wysiedliśmy i skierowaliśmy się do sklepu, w którym można było kupić znicze i kwiaty na grób. Mężczyzna wybrał kilka czerwonych róż oraz znicz w tym samym kolorze i udaliśmy się na grób jego ukochanej.
Zakuło mnie w sercu, kiedy zobaczyłam jak Max pochyla się nad grobem i zapala znicz. Mimo że nie znałam Lily osobiście, bardzo chciałam cofnąć czas do tego feralnego dnia. Gdyby była taka możliwość oddałabym wszystko, ale niestety tak się nie da.
Ujęłam mężczyzną pod rękę. Chciałam go jakoś pocieszyć, sprawić by ból minął.
- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałaś – szepnął.
- Nie ma sprawy.
Ścisnęłam jego dłoń jeszcze mocniej.
Zanim wróciliśmy do auta, staliśmy w zupełnej ciszy jeszcze przez kilka minut każdy pogrążony we własnych myślach. Tak samo było w samochodzie. Nie wiedziałam, co miałam mu powiedzieć, on najwyraźniej też nie wiedział, co powiedzieć ma mnie.
Nie przeszkadzała mi ta cisza między nami.
Kiedy dojechaliśmy do domu bez słowa weszliśmy do domu. W kuchni słychać było głosy Jaya, Nathana, Emmy, Sivy i Vicki. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie cała piątka zajadała się kanapkami i popijała kawę.
- Cześć – powiedzieliśmy z Maxem jednocześnie.
- Hej – przywitali się.
- Był ktoś u Toma? - zapytałam nalewając do kubka soku pomarańczowego. - Chcesz? - zwróciłam się do Maxa, ale pokręcił głową.
- Próbowałam się dostać do jego pokoju, ale nie chciał mi otworzyć – westchnęła najstarsza blondynka.
Usiadłam obok Jaya, a Max zajął miejsce obok Vicki.
- Przecież on musi coś zjeść – powiedziała Emma.
- I zje – do kuchni wszedł zaspany Tom i podszedł do stołu, na którym były kanapki. Wziął jedną i usiadł na krześle obok Nathana.
- Już myśleliśmy, że nigdy nie wyjdziesz – odezwał się Jay.
- Przepraszam, że musieliście to oglądać.
- Daj spokój – powiedział Max.
- Jay, Liz to nie jest wasza wina. Przepraszam za to co powiedziała.
- Słyszałeś to?
- Trudno było nie usłyszeć, skoro tak krzyczała – westchnął piwnooki i w tym samym momencie do mojego chłopaka przyszła wiadomość.
- Kto to? - spytała niezbyt zadowoloną minę niebieskookiego.
Podał mi telefon bez słowa. Była wiadomość od Evy.
„I jak? Podobały się zdjęcia? :D„
- Co jest? - spytał Siva.
- Widziałam, że jest nienormalna, ale żeby aż tak? - zapytałam patrząc na Jaya i pokazując telefon Sivie.
- Czyli to jednak jej sprawka – powiedział Irlandczyk.
- Co ja jej takiego zrobiłem? - pytał sam siebie Tom patrząc na telefon.
- Co my wszyscy jej zrobiliśmy? - poprawiła go Vicki.
When you try your best but you don't succeed...Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu Jaya. Tom odebrał od razu.
- Cześć! - usłyszeliśmy wesoły głos Evy. Włączony był głośnomówiący. - Nie uzyskałam odpowiedzi, więc postanowiłam zadzwonić.
- Nie możesz zostawić nas w spokoju? - ryknął do telefonu piwnooki.
- Wiesz jakie moje życie byłoby wtedy nudne? - czułam, że się uśmiecha. Miałam ochotę dać jej w twarz.
Jay zabrał telefon z ręki Toma i rozłączył połączenie.
- Mam jej już po dziurki w nosie – powiedział i podniósł się z krzesła. Skierował się w stronę drzwi frontowych.
- Jay, gdzie ty idziesz?! - krzyknęłam i pobiegłam za nim.
Dogoniłam go dopiero, kiedy był przy samochodzie. Złapałam go za rękę.
- Co ty chcesz zrobić? - spojrzałam w niebieskie tęczówki i ujrzałam iskierki gniewu.
- W końcu ktoś musi wytłumaczyć jej, że powinna się wynosić z naszego życia.
- Jay, posłuchaj, nie możesz się denerwować – dotknęłam jego twarzy. - Nie możesz. Twoje serce.. - dotknęłam lekko miejsca, w które został postrzelony. Serce waliło mu jak oszalałe.
- Wiem, przepraszam – przytulił mnie mocno. - Ale, kiedy ona ponownie zaczyna mieszać nam w życiu...
- Damy radę, zobaczysz – podniosłam się na palcach i pocałowałam go lekko w usta.

Do Polski wróciliśmy w towarzystwie Toma i Maxa. Piwnooki stwierdził, że musi odpocząć od Londynu i od ludzie, którzy tam mieszkali. Żadne z nas nie miało nic przeciwko. Matt trochę się zdziwił, ale wytłumaczyliśmy mu wszystko z Jayem, za to Amy była w siódmym niebie. Od razu wzięła się za malowanie obrazka dla Toma i zaczęła z nim rozmawiać przez co chłopak już nie był taki smutny. To dziecko potrafiło każdemu poprawić humor, każdemu bez wyjątku.
Pozostaje pytanie: co będzie dalej? Odpowiedź mógł przynieść jedynie czas i nasze decyzje...




No macie równo cztery strony (Word) :D Mam nadzieję, że się spodoba :)
Zapraszam :D