niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 17

 - Wymęczyliśmy cię dzisiaj.
  Uśmiechnęłam się.
  - Dawno, tak dobrze się nie bawiłam. Dziękuję.
  - Doktorka mówiła, że mam zbyt długo cię nie męczyć, więc porozmawiamy jutro, dobrze?
  - Dobrze. Ale teraz zaśpiewaj mi coś.
  Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale chciałam usłyszeć jego głos śpiewający tylko dla mnie. Nie dla publiczności, nie dla fanek, tylko dla mnie. Chciałam, aby ta piosenka popłynęła prosto z jego serca.
  Jay uśmiechnął się.
  - Ale co?
  - Coś waszego, coś wolnego...
  Chłopak zamyślił się na chwilę, ale już po chwili usłyszałam pierwsze słowa piosenki. Zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się i wsłuchałam się w jego piękny głos.

I, hear your heart cry for love,
Then you act like there’s no room,
Room for me, or anyone.
Don’t disturb is all I see.
Close the door, turn the key.
On everything that we could be.
If loneliness would move out,
I’d fill the vacancy.
In your heart, in your heart, in your heart,
In your heart, in your heart, in your heart.
(http://www.youtube.com/watch?v=0WUm0dN3Drs&ob=av2e  - piosenka w oryginalnej wersji ;D)

  Kiedy obudziłam się, Jaya przy mnie nie było. Zastanawiałam się, gdzie mógł pójść. Może obudził się głodny i teraz zamawia coś w szpitalnym barze?
  Z zegarka, wiszącego na ścianie dowiedziałam się, że jest już dobrze po siódmej, więc spałam jakieś dwanaście godzin. Nie pamiętałam już, kiedy aż na tak długo pochłonął mnie sen. Chyba jeszcze mieszkałam wtedy w domu rodzinnym.
  Moje rozważania przerwał Jay, który wszedł do sali z pełną tacą jedzenia.
  - Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz – uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam.
  - Dziękuję ci – powiedziałam, kiedy zajął miejsce na krześle obok mojego łóżka. - Dziękuję za to, że zostałeś i za piosenkę.
  - Mam nadzieję, że poprawiłem ci tym choć trochę samopoczucie – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.
  - Mogę się tylko domyślać – ugryzł kawałek kanapki.
  - A jak tam sprawy z Evą? - spytałam, a jego twarz nagle skamieniała.
  - Ma dopiero zadzwonić wieczorem, musimy o niej rozmawiać? - zapytał, widocznie zniechęcony.
  - Nie, nie musimy – chwyciłam go za rękę. - Dzisiaj wracam do Dover... - przypomniałam sobie szarą rzeczywistość, która czekała na mnie po wyjściu ze szpitala.
  - Emma powiedziała, że do pracy musicie wrócić dopiero w poniedziałek – wzruszył ramionami.
  - Jak ona to załatwiła? - zdziwiłam się. - Przecież ja tam dobrze miesiąca nie przepracowałam.
  - Ale masz zwolnienie lekarskie, więc jak na razie musisz leżeć i odpoczywać...
  - A...
  - Nie ma żadnego „ale”. Zostajecie u nas i koniec kropka – ostatnie zdanie powiedział tonem, nie znoszącym sprzeciwu, więc stwierdziłam, że lepiej nic nie mówić.
  - Myślisz, że oni, pomimo tak krótkiego czasu coś do siebie czują? - zapytałam i wzięłam łyka wody, gdyż tylko to miałam na stoliczku, a strasznie chciało mi się pić.
  - Mówisz o Nathanie i Emmie? - kiwnęłam głową. - Wydaje mi się, że tak – uśmiechnął się. - Wcześniej był szczęśliwy, ale, jak każdy z nas czuł, że czegoś, do pełnego szczęścia mu brakuje – popatrzył mi w oczy. - Pojawiłaś się ty i nasze życie, a przynajmniej życie Nathana, Sivy no i... moje, nabrało większej ilości kolorów – uśmiechnął się.
  - A ja znalazłam wreszcie kogoś, dla kogo mogłabym rzucić narkotyki – wyznałam.
  Ile razy mówiłam Vicki, że rzucę tylko wtedy, kiedy będę miała dla kogoś żyć i budzić się rano? Na palcach u rąk i stóp, nie dałoby się tego zliczyć. Ale kiedy pojawił się Jay, moje życie, tak jak i jego rozbłysło większą ilością kolorów.
  - Zrobiłaś to dla mnie? - odstawił kanapkę na plastikowy talerzyk.
  Kiwnęłam głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Nie byłam zbyt przyzwyczajona do wyznawania swoich uczuć. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się stworzyć z Lucasem związek, skoro może tylko raz powiedziałam mu, że mi na nim zależy. Słów „kocham cię” nigdy ode mnie nie usłyszał, ale kiedy odszedł, pozostał we mnie żal, choć ani jedna kropla łzy nie popłynęła z moich oczu po jego odejściu.
  - Mówi się, że jak się kogoś kocha, jest się wstanie dla niego zrobić wszystko... - westchnęłam i również odłożyłam kanapkę na talerz. Twarz chłopaka wyrażała zdziwienie, ale pomału wstępował na jego twarz uśmiech. - Nie wiem o tobie praktycznie nic, ale wiem, że coś do ciebie czuję. Nie jestem zbyt dobra w okazywaniu uczuć...
  - Och siedź już cicho – wstał i pochylił się nade mną, a moje bicie mojego serca przyśpieszyło. - Nic nie jest ważne tylko to, że cię kocham.
  Po usłyszeniu tych słów myślałam, że się rozpłynę. Żadnymi słowami nie dało opisać się tego, jak się wtedy czułam.
  Na twarzy poczułam jego oddech i kiedy jego usta miały napotkać moje, usłyszeliśmy głos Nathana:
  - Hej ludzie, nie uwierzy... - przerwał nagle.
  Jego mina była bezcenna. Wybuchnęłam śmiechem, a niebieskooki razem ze mną. Było mi żal tego, że jednak Jay mnie nie pocałował. Chciał i to było najważniejsze. Powiedział, że mnie kocha. W tamtej chwili byłam pewna już na sto procent, że uczucie, które do niego żywię nazywa się kochaniem i wiedziałam, że kiedy tylko nadarzy się okazja, powiem mu o tym.
  - Chyba wam przeszkodziłem. Jeżeli chcecie, mogę wyjść...
  - Nie, zostań – powiedziałam i poklepałam miejsce obok mnie. Zrobił to co mu nakazałam. - A teraz mów w co nie uwierzymy.
  - Cześć! - usłyszeliśmy zmieszane głosy chłopaków oraz Emmy i Vicki.
  - Tu jest szpital – skarcił ich Jay.
  - Nie przyszliśmy do ciebie – odgryzł się Tom.
  - Jak się czujesz? - spytała Vicki.
  - Już coraz lepiej – spojrzałam ukradkiem na niebieskookiego i puściłam mu perskie oczko.
  - Masz pozdrowienia od Matta i Amy. – poinformowała mnie najstarsza blondynka.
  - Co u niego? - spytałam. Całkiem zapomniałam o nim i o małej Amy. Muszę przywieść im jakieś pamiątki z Londynu.
  - Martwi się o ciebie i mówił żebyś szybko wracała. - Cały Matt, przemknęło mi przez głowę.
  - Dzwonili też Patrick, John, David i Rob. Życzą ci szybkiego powrotu do zdrowia – uśmiechnęła się młodsza blondynka i stanęła obok swojego chłopaka.
  - Jay, a jak się spało? - zapytał uśmiechnięty, od ucha do ucha, Max.
  - Świetnie! Szpitalne łóżka, to jest coś co lubię – dalej trzymał moją dłoń.
  - Wole nie wiedzieć co tu się działo! - Tom uniósł ręce w górę, na znak tego, że się poddaje.
  - Nic się nie działo! - zaprzeczyłam od razu.
  - W szpitalu?! Coś ty brał przed wyjściem? - spytał Jay.
  - Ja? Nic.
  - Całą noc był z tą pielęgniarką, więc kto wie, czy aby przypadkiem nie nauczyła go kilku sztuczek – zaśmiał się Max, za co od razu dostał w łeb.
  - Ona ma na imię Lisa! Ile mam ci jeszcze razy powtarzać, że nie spaliśmy ze sobą?! - oburzył się.
  - Jeszcze – powiedział pod nosem Siva, za co dostał kuksańca od Vicki.
  - Czwórka – powiedział cicho Jay, tak abym tylko ja to usłyszała. - Ciekawe co wymyślisz dla Maxa?
  - Pożyjemy, zobaczymy – odszepnęłam.
  - Liz musisz oddać nam Jaya – oznajmił Siva.
  - Musimy lecieć do studia – dopowiedział Nathan.
  - Ale dziewczyny ci zostawimy – powiedziała dalej śmiejący się Max.
  - Spotkamy się wieczorem – powiedział wnerwiony Tom, pomachał mi i wyszedł.
  - Przestań go denerwować – zwróciła się do Maxa Emma.
  - Dobrze, mamo – kolejny wybuch śmiechu z jego strony. 
  - Jestem jeszcze za młoda, żeby mówić od mnie mamo! - oburzyła się tamta.
  - Lepiej chodźmy, bo zaraz się pobijecie! - szybko powiedział Siva.
  - Przepraszam – szepnął Nathan, kiedy miał już wstawać; uśmiechnęłam się tylko.
  Jay wstał i pocałował mnie w czoło.
  - Tylko tym razem mi nie ucieknij.
  - Nie mam zamiaru.
  - Do zobaczenia później – pomachał nam i wyszedł z tacą w ręku.
  - Wspaniali są, nie? - spytała Emma, a ja i Vicki jednomyślnie się z nią zgodziłyśmy. - Poza tym, mów jak ci minęła nocka – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
  - Dobrze – odpowiedziałam, ale ta dalej świeciła zębami. - O co ci chodzi?
  - Oj, nam możesz powiedzieć! Nie wstydź się!
  - Emma! To zadawanie z Nathanem trochę źle podziałało ci na psychikę – stwierdziłam. -  Wcześniej się tak nie zachowywała – szepnęłam do Vicki.
  - Nie obrażaj Nathana, bo oberwiesz! - oburzyła się, a ja zaśmiałam. Była słodka, kiedy się złościła.
   
  Dwie godziny później byłam już poza szpitalem. Dziewczyny miały klucze od domu chłopaków, więc zamówiłyśmy taksówkę i tam pojechałyśmy. Wczoraj Emma, Vicki, Nathan oraz Siva pojechali po kilka potrzebnych mi rzeczy do Matta, za co byłam im bardzo wdzięczna.
  Mój bagaż był już na górze, w pokoju Jaya. Dziewczyny kazały położyć mi się na kanapie i przykryły mnie kocem. Protestowałam, że sama sobie poradzę, ale nie chciały mnie słuchać. Zaparzyły mi herbaty, a nawet wyczarowały skądś truskawki.
  Wypożyczyły dwa filmy, więc zaczęłyśmy oglądać jeden z nich, jakiś horror. Niestety nie było mi dane obejrzeć go do końca, gdyż zasnęłam. Obudziła mnie dopiero rozmowa, dochodząca z kuchni. Nie udało mi się zrozumieć o czym rozmawiają, więc wywinęłam się spod koca i poszłam cicho do kuchni.
  - Dzwoń zanim, to ona zadzwoni – usłyszałam zniecierpliwiony głos Sivy.
  - Dobra – westchnął niechętnie Jay. - Eva? - weszłam do kuchni. - Nie mogę powiedzieć, że mi też... Tak, podjąłem już decyzję... Nie... No, nie... Artykuł może się ukazać... Halo? - odstawił telefon od ucha. - Rozłączyła się.
  - Dlaczego mnie nie obudziliście? - spytałam, stając obok Jaya.
  - Po co?
  - Teraz tylko czekać na jutrzejsze gazety – westchnęła zasmucona Vicki.
  - Będzie dobrze – Siva przytulił ją.
  - Jakoś nie wierzę, żeby to się ukazało – powiedział z przekonaniem Jay.
  - Jesteś tego, aż tak pewny? - zapytał Max.
  - Tak myślę – objął mnie ramieniem, a ja poczułam się bezpiecznie.
  - A jak tam piosenka? - odezwała się Emma, aby rozładować atmosferę.
  - Dobrze – odpowiedział Max, ale dalej myślał o jutrzejszych gazetach, w których było bardzo prawdopodobne, że artykuł się ukarze. Każdy o tym myślał. I bał się, co będzie jeżeli ukarze się to w prasie.
  - Idę się położyć – oznajmił Jay przecierając oczy. - Jestem wykończony. Idziesz też? - zwrócił się do mnie.
  - Yyy... Później przyjdę – powiedziałam tylko, a on pocałował mnie w skroń.
  - Ja też idę spać – Siva poszedł w ślad za przyjacielem. - Ty też powinnaś – zwrócił się do swojej dziewczyny.
  - Tak, zaraz przyjdę – chłopak pocałował ją w policzek i wyszedł z kuchni żegnając się ze wszystkimi.
  Nalałam sobie soku do szklanki i napiłam się.
  - Wszyscy powinniśmy się położyć spać – odezwał się Max.
  - Spałam więcej niż dwanaście godzin, więc teraz na pewno oczy mi się nie zamkną  – powiedziałam odstawiając szklankę do zmywarki. - Dajcie mi coś do czytania i idźcie spać.
  - Na pewno nie potrzebujesz towarzystwa? - upewnił się Tom.
  - Na pewno.
  - Dobra to ja lecę po jakąś książkę i zaraz wracam – Max wybiegł z kuchni.
  - Dobranoc – pożegnała się nagle Vicki. Martwiła się, aż za bardzo.
  - Śpi dobrze – westchnęłam i podeszłam do wyspy kuchennej.
  - Liz, masz gdzieś swoje proszki na ból głowy? - spytała Emma.
  - Nie wiem, czy możesz to zażywać...
  - Dlaczego?
  - To bardzo silne leki.
  - Zaraz mi głowa pęknie! - Na nic zdało się moje ostrzeżenie. Dziewczyna wyszła i słyszałam jak rozsuwa zamki mojej podręcznej torby, w której były umieszczone leki.
  - Trzymaj, wziąłem moje dwie ulubione – podał mi książki z uśmiechem. - Mam nadzieję, że ci się spodobają.
  - Dzięki. Idźcie już spać. Jutrzejszy dzień jest pod znakiem zapytania, więc lepiej żebyście byli wyspani – powiedziałam i wysłałam ich na górę.
  W salonie włączyłam lampkę i zasiadłam w fotelu przykrywając się kocem. Zaczęłam czytać, ale po jakiejś godzinie stwierdziłam, że nie zrozumiałam ani jednego przeczytanego zdania. W głowie cały czas miałam Eve, ten artykuł i zdjęcie martwego Alexa.
  Zaczęła boleć mnie głowa, więc stwierdziłam, że nie ma sensu męczyć oczu i czas wybrać się na górę. Do Jaya...
  Złożyłam koc i położyłam na sofie. Zapaliłam lampki, które oświetlały schody i już miałam wspinać się na górę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Jest jedenasta w nocy. Ludzie chcą się wyspać.
  Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz. W świetle lamp ulicznych ujrzałam twarz Evy. No i czego ona tutaj szuka? Jay nie wyraził się jasno?
  - Elizabeth... - wysyczała, a ja poczułam zapach alkoholu. Świetnie.
  - Czego chcesz? - ledwo się odezwała, a już podniosła mi ciśnienie.
  - Wpuść mnie do środka, muszę porozmawiać z Jayem.
  - Chłopaki śpią – poinformowałam, mierząc się z nią wzrokiem.
  - Oj nie pierdol, tylko mnie wpuść! - zaczęła pchać się do domu. Mimo że głowa mi pękała, jakimś cudem udało mi się zamknąć drzwi i nasza rozmowa przeniosła się na taras przed domem.
  - Uspokój się. Jesteś pijana!
  - Wcale, że nie! Daj mi porozmawiać z Jayem!
  - Nie będę go budzić! Jest zmęczony! - Zaraz jej przywalę, pomyślałam.
  - Gówno mnie to obchodzi!
  Ponowne podejście do drzwi i kolejne niepowodzenie. Jak Boga kocham, zaraz dostanie w tą wymalowaną buźkę!
  Dziewczyna przechyliła głową i uważnie mi się przyjrzała.
  - O co ci chodzi? - spytałam nic nie rozumiejąc. Miałam coś na twarzy?
  - Kto cię tak urządził? - prychnęła.
  - Nie twój interes – ucięłam krótko.
  Miałam jej już serdecznie dosyć. W tamtej chwili zaczęłam podziwiać chłopaków, że tak długo z nią wytrzymali. A już szczególnie Jaya. Nie wiem jak mógł udawać, że jest po uszy zakochany w takiej suce.
  - Siva cię tak urządził – zabrzmiał to jak stwierdzenie, a nie pytanie.
  - Siva miałby uderzyć kobietę?! - zdziwiłam się.
  - Nie znasz go tak długo, jak ja – stwierdziła. - Prawie miesiąc chodziłam z podbitym okiem – mówiąc to patrzyła mi w oczy, a ja miałam ochotę już naprawdę jej przyłożyć.
  - Kłamiesz! - byłam tego pewna. - Nie uda ci się nas wszystkich skłócić.
  - Jutro cała Anglia dowie się tego, że twoja przyjaciółeczka miała coś wspólnego z narkotykami. - na jej twarzy wykwitł złowieszczy uśmieszek, a ja zmrużyłam oczy.
  - Faktycznie, niezła z ciebie suka – zaśmiała się tylko.
  - Elizabeth Bley... - zaraz, skąd ona znała moje nazwisko. - Ty również pójdziesz na dno. Tak jak i całe The Wanted.
  - Raczej dna dosięgniesz ty – dziewczyna podeszła do mnie i przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem.
  - Ciekawe czy Jay wie o tym, że ćpasz?
  - Skąd o tym wiesz? - byłam mocno zdenerwowana.
  - Mam forsę, mam wszystko.
  - Oprócz prawdziwej miłości, co?
  Patrzyłam jak cała robi się czerwona. Mniej więcej o to mi chodziło, pomyślałam z uśmiechem.
  - Nigdy nie przyszło ci do głowy, że Jay cię nie kocha?
  - Zamknij się! - Czyli trafiłam w czuły punkt.
  - Zastanów się, kto mógłby kochać taką wredną, bez uczuć dziewczynę, co? Chyba jakiś totalny idiota.
  - Zamkniesz się wreszcie?! Idź po Jaya!
  - Dobra, ale ty tu zostajesz – powiedziałam, a jej mina wyrażała zdziwienie.
  - Tsaaa...
  Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybko przekręciłam klucz. Głęboko odetchnęłam, jeszcze chwila i nie wytrzymałabym. Przyłożyłabym jej w sam środek twarzy.
  - Wpuść mnie! - słyszałam, jak krzyczy i wali w drewno.
  - Nie ma mowy – powiedziałam pod nosem i włócząc nogami poszłam na górę, gasząc przy tym wszystkie światła.
  Kiedy weszłam do pokoju, świeciła się mała lampka, która stała na szafeczce nocnej, a Jay smacznie spał, chrapiąc cicho. Uśmiechnęłam się widząc jego twarz wyrażającą spokój. Zgasiłam lampkę, ale nie zauważyłam szklanki stojącej obok. Naczynie spadło z lekkim hukiem na podłogę budząc przy tym niebieskookiego.
  - Cholera!
  - Liz, co ty robisz? - spytał, lekko rozbawiony.
  - Gasiłam światło i nie zauważyłam szklanki. - chłopak zapalił lampkę, a ja schyliłam się po przedmiot, który rozbił się na kawałeczki. Następnym razem patrz uważnie, zbeształam się w myślach.
  - Daj spokój! Jutro to posprzątamy! - chwycił mnie za rękę i pociągnął tak, że znalazłam się na nim. Zauważyłam, ze bacznie mi się przyglądał, więc zapytałam o co chodzi. - Jesteś piękna – powiedział odgarniając zbłąkany blond kosmyk z mojej twarzy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. - I zastanawiam się, co ty we mnie widzisz?
  - Hmmm... Jesteś sławny, masz dużo kasy, masz bardzo przystojnych kolegów w zespole... – zaczęłam się z nim droczyć.
  - No wiesz! - oburzył się. - Chyba za mocno dostałaś w tą swoją piękną główkę – zaśmiałam się.
  Zaczęło robić mi się zimno w nogi. Był dopiero kwiecień, a ja już założyłam krótkie spodenki, w dodatku byłam na dworze. Brakuje jeszcze tylko tego, żebym się przeziębiła.
  - Jay?
  - Tak?
  - Podziel się kołdrą – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
  - Przepraszam!
  Po chwili leżałam już pod kołdrą, do tego wtulona w chłopaka. Przez minutę nie odzywaliśmy się słowem i słyszałam tylko bicie jego serca.
  - Jay? - odezwałam się.
  - Kocham cię... - usłyszałam cichy szept.
  Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam. Chciałam, żeby usłyszał jak pierwszy raz wypowiadam te magiczne słowa.
  Kiedy zamknęłam oczy ujrzałam śmiejącą się szyderczo Eve. Nie dam jej zniszczyć swojego życia i życia członków zespołu ani Emmy i Vicki. Nigdy.
  Zamknęłam oczy i po kilku minutach zasnęłam z wielkim uśmiechem na ustach, bo w głowie miałam już tylko uśmiechniętą twarz Jaya.


______________________________________
Rozdział wydaje mi się długi i mam nadzieję, że wystarczy wam to do następnej niedzieli albo poniedziałku, gdyż jutro wycieczka do Gdańska i wracam w piątek :D może właśnie nad morzem będę miała wenę.? Zobaczymy.! :D
Wam życzę miłego czytania, a sama idę się pakować.! :D
Pozdrawiam ;*



4 komentarze:

  1. świetnyy ;D

    zapraszam do mnie : http://tw-storypl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny jest! ^^
    Rozpływam się kiedy go czytam! :*
    To takie śliczne, ale ta Eva musi się zawsze wtrącić, ugh. xd
    Kocham Twoje opowiadanie! :*
    Czekam na nexta! <3
    P.S. Wracaj do nas szybciutko i udanej wycieczki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty , kocham twojego bloga :** Zapraszam do siebie także o TW http://in-live-you-should-always-take-risks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe i szybko się czyta ! ;D
    + obserwuję .

    Zapraszam do mnie : http://przez-swiat-z-aparatem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń