sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 22

- Co wy tu robicie? - udało mi się wykrztusić. Cała się trzęsłam. Czy to, aby na pewno nie jest sen?, pytanie to przemykało mi już kilkakrotnie przez głowę.
- Szukamy cię – odezwał się Matt. - Wszystko z tobą w porządku? Wiemy, że cię przetrzymywano.
- Nic mi nie jest. W ogóle skąd o tym wiecie? - zapytałam patrząc na mojego przyjaciela.
- To nie jest istotne. Ważne, że ten idiota nic ci nie zrobił.
- Mówisz o Marku?
- Zaraz, skąd wiesz jak on ma na imię?
- Co to za jeden, ten Mark? - spytał Jay z tępą miną.
- Słuchajcie, - odezwał się Filip – idźcie do kuchni i wyjaśnijcie sobie wszystko. Zapraszam.
Matt przestąpił przez próg i poszedł za Filipem do kuchni.
- Dlaczego nie odpisałaś na żaden mój list? - zapytał niebieskooki ze smutkiem w oczach.
Czułam, jak zbiera mi się na płacz. Nie będzie to prosta rozmowa, ale jakoś wszystko trzeba wyjaśnić.
- Przepraszam...
- Przepraszam? - zdziwił się chłopak i podszedł do mnie. - Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nic więcej?
Poczułam, że po prawym policzku spływa mi łza.
Kilka sekund patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a chwilę później byłam już w ramionach chłopaka łkając. Od dawna nie czułam się tak bezpiecznie, jak właśnie w tej chwili.
- Już dobrze? - spytał już teraz spokojnym głosem Jay.
- Od dawna nie było tak dobrze – powiedziałam i jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka. - Przepraszam, ale musiałam... Nie chciałam, żeby w gazetach pisali o tym, że masz dziewczynę narkomankę... A do tego Eva i te jej papiery...
- Jakie papiery? - chłopak odsunął mnie lekko od siebie nic nie rozumiejąc.
- Pamiętasz ten dzień, w którym rozciąłeś sobie lekko palca? - kiwnął głową. - Jak wyszedłeś wtedy do sklepu, to zadzwoniła do mnie Eva i kazała wyjść przed dom. Pokazała te papiery... naprawdę nie wiem skąd ona to wygrzebała... I powiedziała, że jeżeli nie zostawię was w spokoju jutro praktycznie wszystko będzie w gazetach, na portalach plotkarskich i tak dalej... Nie chciałam niszczyć waszej kariery, dlatego uciekłam...
Chłopak patrzył na mnie uważnie. Odezwał się dopiero po kilku sekundach.
- A to suka! Jak ja w ogóle mogłem...?
- Teraz rozumiesz?
- Rozumiem i strasznie cię przepraszam! - ponownie mocno mnie przytulił. - Gdybym tylko wiedział, o co chodzi...
- Mogłam ci powiedzieć... - zamknęłam oczy.
- Ja na twoim miejscu pewnie zrobiłbym to samo... Ale mogłaś odpisać chociaż na jeden list... Codziennie miałem nadzieję, że zadzwonisz, albo przyślesz list...
- Myślisz, że to było dla mnie proste? - wyszeptałam. - Kilka razy dziennie chwytałam za telefon i zastanawiałam się, czy nie wykręcić twojego numeru... Albo chwytałam długopis i ślęczałam nad kartką, nawet kilka godzin i nie potrafiłam nic sensownego wymyślić...
- Już dobrze – pogłaskał mnie po głowie.
- Gniewasz się na mnie? - odsunęłam się kilka centymetrów i spojrzałam mu w oczy.
- Pewnie, że nie – uśmiechnął się. - Jak mogę się gniewać na dziewczynę, którą kocham nad życie? - zaśmiałam się. Nic innego nie było w tej chwili ważne, tylko to, że jesteśmy w tej chwili razem i, że chłopak mi wybaczył. - Wrócisz ze mną do Londynu?
- A co z Evą?
- Tym się nie martw – puścił do mnie perskie oko. - Już my się z chłopakami nią zajmiemy. Mamy na nią kilka malutkich haczyków – uśmiechnął się.
- No jeżeli mocnych, to wrócę – uśmiechnęłam się szczerze.
- Chłopaki się ucieszą. I dziewczyny. Chociaż Vicki była nieźle wkurzona i obiecała zrobić ci awanturę...
- Tęskniłam za jej krzykiem – zaśmialiśmy się. - A właśnie, co u nich?
- Przepraszam, ale musimy porozmawiać, teraz – do przedsionka wkroczył Matt.
- Już idziemy.
Dłoń w dłoń wkroczyliśmy do kuchni. Agnieszka nieźle się zdziwiła widząc Jaya i nawet poprosiła go o autograf i spytała, kiedy zagrają w Polsce. Chłopak obiecał jej, że postarają się przyjechać jak najwcześniej i na dodatek dziewczyna będzie mogła poznać resztę chłopaków.
Filip siłą zaciągnął ją na górę, aby w końcu, w spokoju pouczyli się matematyki.
Usiadłam na krześle, naprzeciwko Matta. W ogóle nie zmienił się od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam. Dalej ten sam przyjacielski wzrok i miła twarz.
- Liz, na pewno nic ci się nie stało, jak ten dureń cię porwał? - upewnił się.
- Na pewno. Może ty mi wreszcie raczysz wyjaśnić o co w tym wszystkich chodzi? I co z tym wspólnego ma Mark.
- Kim on dla ciebie jest? - spytał zdezorientowany.
- Mężem mojej matki.
- Ten gość, który cię porwał, to twój ojczym? - zdziwił się Jay.
- Niestety. I dlaczego zamknęli Adama? - domagałam się odpowiedzi na tyle różnych pytań.
- Kiedy rozmawiałam z tobą w dzień zatrzymania Adama, to próbowałam ci powiedzieć, że jakaś dziewczyna spała u nas w nocy. Ale kiedy się obudziłam to już jej nie było, Adama tak samo. A najdziwniejsze było też to, że kiedy Adam ją przyprowadził, to położył ją na sofie i wyszedł.
- Jaki ja byłem głupi, że wysłałem cię akurat do niego – Matt uderzył się w czoło.
- No więc, może powiesz mi dlaczego?
- Adam kilka lat temu zamieszany był w aferę z prostytutkami, które razem z kumplami sprowadzali ze Wschodu i kazali im pracować na ulicy. Dziewczyny były przez nich bite i poniżane, w każdy możliwy sposób, ale jemu sąd udowodnił tylko to, że proponował dziewczynom pracę w Polsce i przywoził je do kraju.
- Co? - patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami i nie wierzyłam w to, co do mnie mówi. - To stąd zdjęcia dziewczyn w tej teczce, którą miałam dać Markowi.
- Słuchaj. Dostał wyrok w zawieszeniu. Obiecał mi, że już nie wpakuje się w to bagno.
- Ale kim w tym wszystkim jest ojczym Liz? - zapytał niebieskooki.
- On zajmował się umieszczaniem dziewczyn w każdym większym mieście w Polsce.
No to ładnie, przemknęło mi przez myśl, moja matka naprawdę gorzej trafić nie mogła. Było mi jej żal, w tamtym momencie. Nie miała szczęścia w miłości, a do tego jeszcze jest śmiertelnie chora. Nie oszukujmy się, życie jej nie oszczędzało.
- Jak na razie, to musimy jechać na komisariat policji. Złożysz zeznania i będziemy czekać na obrót sytuacji...

- A złapali już któregoś? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Mark dał się złapać, a Stephen jest na to za cwany – zamyślił się Matt. - Jedno jest pewne. Będzie próbował cię naleźć. A on nie odpuszcza.
- Skąd ty tyle o nim wiesz? - spytał Jay.
- Byłem prawnikiem Adama, więc znam całą sprawę.
- Ale czego ten cały Stephen będzie chciał od Liz?
- Ona zaglądała do teczki, mieszkała przez kilka miesięcy z Adamem, zna go... Jest w to bardziej zamieszana, niż nam się wydaje...
- Może wrócić do Anglii? - zapytał niebieskooki.
- Trzeba będzie porozmawiać o tym z policją, ale raczej nie.
- Zróbmy to jak najszybciej – powiedziałam stanowczo.
- Dobra, to ja czekam w samochodzie – Matt wyszedł zostawiając nas samych.
Popatrzyłam na mojego ukochanego. Był smutny, zły, przejęty. I to wszystko przeze mnie.
- Przepraszam...
- Ty nie masz za co - popatrzył na mnie ciepło.
- Przysporzyłam ci kolejnych zmartwień.
Podszedł do mnie i przytulił mocno.
- Posłuchaj – wziął moją twarz w swoje dłonie. - Znalazłem cię po tylu miesiącach i już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mi cię odebrał i skrzywdził, za bardzo cię kocham, rozumiesz? - zapytał z uśmiechem.
- Rozumiem... I też cię bardzo kocham – wtuliłam się w niego.
Chwilę później żegnałam się już z Filipem, jego mamą, siostrą i Agnieszką. Chłopak podał mi swój adres, abym odezwała się do niego. Obiecałam, że napisze jak tylko znajdę się w Londynie. Jay zaproponował im nawet, że mogą nas odwiedzić. Niebieskooki był mu naprawdę wdzięczny za opiekę nade mną. Agnieszka również dostała zaproszenie, z którego cieszyła się jak dziecko.
Żegnając się z nimi, czułam się tak jakbym opuszczała rodzinę, co było dziwne, przecież znałam ich jakieś dwadzieścia cztery godziny. Nieprawdopodobne, przemknęło mi przez myśl.
Kiedy wsiedliśmy już do samochodu pomachałam na do widzenia nowo poznanym ludziom. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Tak, wrócę tu, uśmiechnęłam się.
Wtuliłam się w Jaya i nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć. Tym razem nie przyśnił mi się koszmar, jak to ostatnio u mnie bywało, tylko przyjemny, lekki sen. Siedzieliśmy z Jayem na wielkiej, kolorowej łące i śmialiśmy się. Wokoło nas biegały Emma, Vicki i Lisa, które ganiały chłopaków, lecz nie udawało im się ich złapać. Wszyscy byli szczęśliwi, bez zmartwień. Na pewno jeszcze kiedyś tak będzie, musi być.
- Liz, obudź się – usłyszałam miękki głos niebieskookiego. - Jesteśmy już pod komisariatem.
Otworzyłam pomału oczy i usiadłam. Chłopak popatrzył na mnie i zaczął się śmiać.
- O co chodzi? Mam coś na twarzy? - zaczęłam dotykać wszędzie swojej twarzy.
- Nie. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że jednak cię znalazłem.
Zbliżyłam się do niego i dotknęłam lekko jego warg.
- To uwierz...
Ktoś zastukał w szybę. Był to Matt.
Szybko wyczołgaliśmy się z auta. Chwytając się za ręce z niebieskookim weszliśmy po schodkach do komisariatu. Jeden z funkcjonariuszy zaprowadził mnie do pokoju, w którym znajdowało się tylko biurko i dwa krzesła. Na jednym siedziała już funkcjonariuszka policji.
- Proszę siadać – wskazała krzesło na przeciwko siebie.
Wykonałam posłusznie jej polecenie.
Policjantka zaczęła zadawać mi pytania. Na prawie każde potrafiłam jej odpowiedzieć. Zapisywała coś w sowim malutkim notesie, uważnie mi się przyglądając. Czułam się trochę dziwnie opowiadając jej o tym wszystkim. Poprosiła mnie również o to abym opowiedziała jej, czy zauważyłam coś dziwnego w zachowaniu Marka, kiedy jeszcze z nim mieszkałam. Musiałam opowiedzieć obcej osobie i sytuacji, która przez kilka miesięcy panowała w moim rodzinnym domu. Obcej osobie, nie było to wcale takie łatwe, ale jakoś się udało.
Przesłuchanie trwało jakieś pół godziny. Kiedy wyszłam z pokoju, czekali na mnie już Jay z Mattem. Oni również byli już po przesłuchaniu.
- Rozmawiałem z policjantem, o tym czy możesz wrócić do Anglii.
- I?
- Na razie nie. Muszą złapać Stephana i dopiero potem możesz wrócić do kraju.
- A wy? - spytałam.
- My możemy wrócić. Nie jesteśmy tak znaczącymi świadkami, jak ty.
- Ja zostaję z tobą. Matt przecież musi wrócić. Amy, praca – powiedział Jay i objął mnie ramieniem.
- A zespół? - popatrzyłam na niego.
- Dadzą sobie radę, zresztą i tak od poniedziałku większość czasu mamy spędzać w studio, więc nie ma problemu.
- Na pewno? - spytałam.
- Tak – pocałował mnie w czoło.

Godzinę później siedzieliśmy już w hotelowym pokoju. Matt spał na wielkim łóżku, a ja z Jayem siedzieliśmy przytuleni na kanapie.
- Co w ogóle dzieje się u chłopaków? A u Vicki? Emmy? Lisy?
- U chłopaków okej. Chociaż ostatnio Maks stwierdził, że nikt go nie kocha i kupił sobie psa – uśmiechnęłam się. - Przyszedł do domu z małym bernardynem i oświadczył, że od teraz Bemingo będzie mieszkał z nami. Nie pytaj o imię tego psa, wszyscy zastanawiali się skąd on to imię wytrzasnął. Vicki ma wielką ochotę cię zabić, ale najpierw urządzić ci awanturę. Emma przeprowadziła się do Londynu. A Lisa spotyka się z Tomem. Co prawda fanki Nathana nie były zadowolone, jak w gazetach przeczytały, że ich ukochany idol się zakochał, ale jakoś przeżyły.
Uśmiechnęłam się na myśl o Emmie i Nathanie.
- Kolejny raz ją zawiodłam... - teraz, kiedy pomyślałam o Vicki, to niestety już nie było i do śmiechu.
- Kiedy tylko cię zobaczy, cała złość jej minie, zobaczysz.
- Miejmy nadzieję.
- Codziennie pytała się, czy mam od ciebie jakieś wieści.
- Zawsze w niej podziwiałam i będę podziwiać, to że jest taka silna i nigdy się nie poddaje. Odkąd ją znam, to zawsze walczy. Szczęście innych ludzi jest ważniejsze od jej własnego... - uśmiechnęłam się. Vicki właśnie taka była. Dla wielu ludzi, w których również byłam ja, potrafiła zrobić wszystko. Była najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałam w całym moim życiu.
- Zauważyłem – uśmiechnął się Jay. - Była z nami kilka razy na koncertach i kiedy tylko coś nie grało potrafiła załatwić nam to w kilka minut. A, kiedy Maxa dopadło przeziębienie, to cała jego szafka nocna była zastawiona lekami. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że wyleczyła go w trzy dni. Potrafi działać cuda.
- Cała Vicki.
- Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo odmieniłyście nasze życie, oczywiście w pozytywnym sensie – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Twoje to ja raczej zmieniłam w koszmar – w głowie pojawił mi się obraz listów od niebieskookiego. Małe literki, troszkę koślawe, ale urokliwe.
- Właśnie, że nie. Przez te kilka miesięcy mogę śmiało stwierdzić, że naprawdę – podkreślił ostatni wyraz – mi na tobie zależy – podniosłam na niego wzrok. Nasze oczy się spotkały. - Każdego dnia większość moich myśli zajmowałaś ty – po tych słowach nasze wargi na krótko się spotkały, ponieważ ktoś zastukał do drzwi.
- To ja otworzę – powiedziałam i podbiegłam z uśmiechem na ustach do drzwi.
Kiedy je otworzyłam i zobaczyłam kto stał za progiem nie było mi już tak do śmiechu.
- Cóż za miłe spotkanie....


tutaj znajduję się nowa piosenka chłopaków ;D ja się zakochałam <3

Maybe I’m a mad man.
Maybe I’m a bad, bad, bad, bad man. <3
 

1 komentarz:

  1. Nareszcie! ;) dziewczyno jesteś dżenialna i tyle mogę na to powiedzieć! ;D

    OdpowiedzUsuń