Nagranie
dobiegło końca, a my siedzieliśmy cali otępiali. Takiego
przebiegu spraw, nikt się nie spodziewał. Nikt z nas nie wiedział,
co ma powiedzieć. Każdy wzrok miał wbity w dyktafon.
Po tym,
co usłyszałam, nic mnie zdziwić już nie mogło. Eva mogła się
posunąć do wszystkiego, ale do tego?! Ona, naprawdę, normalna nie
była. Byłam pewna, że gdyby teraz pojawiła się tutaj, w domu,
nie wytrzymałabym i udusiłabym ją gołymi rękami. Za to, co
zrobiła, musiała ponieść konsekwencje. Wiedziałam, że nie mogę
tego tak zostawić.
Podobnie, pewnie, myśleli tak Jay i Matt.
Ten drugi nie miał z nią do czynienia w tak dużym stopniu, jak my,
ale rozmowa, która skończyła się chwilę temu, wbiła go w
ziemię, a raczej kanapę, na której siedział.
Zamknęłam
oczy i złapałam się za głowę. Adam zrobił rewolucję w moim
życiu. Nie tylko sprawą z Markiem, ale i także tą sprawą. Nie
mogę powiedzieć, że tą drugą mi nie pomoże. Wręcz przeciwnie.
Pomoże nie tylko mnie, ale również Maxowi.
- On ją zabije,
jak się dowie – wydukał w końcu Jay.
- Też bym zabił...
- przełknął ślinę Matt.
- Muszę jak najszybciej pogadać
z tym więźniem, o którym mówił Adam – odezwałam się. - Może
on nam powie, dlaczego Eva posunęła się do czegoś... takiego –
westchnęłam. - Na którą godzinę mamy to widzenie? - popatrzyłam
na przyjaciela.
- O piątej – poinformował mnie patrząc na
zegarek.
- Jedziemy – powiedziałam twardo.
Wrzuciłam
do torebki dyktafon i wstałam z kanapy. Chwyciłam telefon i
zadzwoniłam po taksówkę. Wyszłam na zewnątrz. Musiałam
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Usiadłam na schodach,
chowając twarz w dłoniach.
„Kiedy to wszystko się wreszcie
skończy? Kiedy zakończą się wreszcie te „niespodzianki”,
które odkryliśmy? Kiedy wreszcie nasza „rodzina” zazna spokoju?
Przecież to, kiedyś na pewno musi się skończyć. Tylko kiedy?”.
Czułam jak wilgotnieją mi oczy. Nie mogłam sobie wyobrazić
chwili, w której powiemy o tym wszystkim Maxowi i reszcie.
Wiedziałam, że to będzie jedna z najgorszych chwil w całym moim
życiu. Nie, nie tylko moim.
Wyciągnęłam chusteczki z
torebki i wysmarkałam w jedną nos. Wzięłam głęboki oddech.
Ostatnio coraz bardziej mi to pomagało.
Chwilę później
siedzieliśmy już w taksówce. Nikt się nie odzywał; każdy
pogrążony był we własnych myślach.
Coraz bardziej
zaczynałam się denerwować. Miałam mnóstwo pytań do tego
mężczyzny i ogromną nadzieję, że mi na nie odpowie. Postanowiłam
nagrać całą tę rozmowę swoim telefonem komórkowym. Byłam
pewna, ze nie dałabym rady opowiedzieć, o tym wszystkim swoim
przyjaciołom, także puszczenie im nagrania wydawało się
najlepszym rozwiązaniem.
Po piętnastu minutach jazdy,
samochód zatrzymał się przed budynkiem więzienia. Wysiedliśmy z
taksówki, a Matt poprosił kierowcę, aby na nas zaczekał. Miałam
nogi jak z waty, a serce biło zdecydowanie za szybko, niż powinno.
Ruszyliśmy w stronę zakładu karnego. Chwyciłam mocno dłoń
niebieskookiego. Bałam się, i to bardzo. Czego się bałam? Prawdy.
Tego, że usłyszę potwierdzenie tej rozmowy.
Podjęłam
decyzję, ze porozmawiam z tym mężczyzną sama. Jay był temu
przeciwny, ale jakoś w końcu udało mi się go namówić.
Przed wejściem do sali odwiedzin, wzięłam głęboki oddech.
Strażnik otworzył drzwi, a ja weszłam do pomieszczenia, w którym
stał jeden stół, dwa krzesła i paliło się światło. Na jednym
z krzeseł siedział trzydziestoletni mężczyzna. Przydługie,
czarne włosy i duża broda w tym samym kolorze, co włosy.
Więzień spojrzał na mnie ciekawym wzrokiem. Przełknęłam ślinę
i szybkim krokiem zajęłam miejsce naprzeciw niego.
- Co
sprowadza do mnie, taką dziewczynę, jak ty? - uśmiechnął się
patrząc swoimi ciemnymi oczami, prosto w moje.
- Eva Cook –
odpowiedziałam zaciskając pod stołem pięści.
- Nie mam
pojęcia o kim ty mówisz – powiedział pewnie brunet.
- Oh,
serio? - uniosłam do góry jedną brew. - Nie lubię, kiedy ktoś
mnie okłamuje, wiesz? - ciągle patrzyłam mu w oczy.
- Nie
kłamię – wzruszył ramionami.
Wyciągnęłam z kieszeni
bluzy dyktafon i położyłam na stole.
- Nie kłamiesz. I
zapewne nie wiesz, co się znajduje się na nagraniu?
Mężczyzna
popatrzył na urządzenie, a później znowu na mnie.
- Skąd
mam to wiedzieć?
- Rozmowa pomiędzy tobą, a Evą –
poinformowałam go ostrym tonem. - Chcesz posłuchać?
Nie
czekając na jakikolwiek ruch ze strony więźnia, nacisnęłam
przycisk, który uruchomił dyktafon.
- O dwunastej będzie
jechała tą ulicą – z urządzenia popłynął głos czarnowłosej
dziewczyny, a mężczyzna otworzył szerzej oczy. - Masz po prostu
wjechać w jej samochód i będzie po kłopocie.
- A gdzie moje
pieniądze? - odezwał się głos szatyna, który siedział naprzeciw
mnie.
- Masz połowę teraz, a reszta po wykonaniu zadania.
- Interesy z tobą, to czysta przyjemność – powiedział
zadowolony więzień.
- Wiem – można było wyczuć, że Eva
się uśmiecha. - I pamiętaj, gdyby policja pytała...
- To
nic o tobie nie wiem i był to wypadek – dokończył za kobietę.
- Super! - ucieszyła się Cook.
- Tak w ogóle, to czemu ci
tak zależy na tym, żeby ta cała Lily zginęła? - zapytał
zaciekawiony mężczyzna.
- Max musi sobie uświadomić, że z
Evą Cook się nie zadziera – odpowiedziała dumnie, a ja poczułam
do niej jeszcze większą niechęć.
- Przecież nie będzie
wiedział, że to ty za tym stoisz...
- Nie ważne. Sam jego
widok, takiego zasmuconego, w żałobie po ukochanej Lily, mnie
usatysfakcjonuje – zaśmiała się, a ja poczułam, jak paznokcie
wbijają mi się w dłoń, tak mocno zacisnęłam pięści.
-
Niech będzie.
Rozmowa zakończyła się. Mężczyzna popatrzył
na mnie uważnie.
- Dalej nie masz pojęcia, o kim mówię? -
zapytał wbijając w niego ostry wzrok.
- Jesteś gliną?
- Nie. Przyjaciółką faceta, któremu zabiłeś narzeczoną –
założyłam ręce na piersi.
- Skąd to masz? - spytał
ciekawie.
- Od życzliwego przyjaciela – odpowiedziałam nie
spuszczając z niego wzroku. - A teraz powiedz mi, ile dostałeś
kasy za zabójstwo Lily – nachyliłam się nad stołem.
-
Trzy miliony – odparł całkowicie rozluźniony.
- Jej życie
było warte o wiele więcej – powiedziałam zdenerwowana.
-
Może – wzruszył ramionami. - Ja wykonałem tylko swoją robotę.
Rzygać mi się chciało, kiedy patrzyłam na tego mężczyznę.
Siedział całkiem obojętny, na to co zrobił. Nie obchodziło go
wcale, co czuł Max, kiedy dowiedział się, że Lily zginęła. Miał
gdzieś uczucia kogokolwiek. To niesprawiedliwe, że na świecie żyją
tacy ludzie.
- I chciało ci się iść za trzy miliony do
więzienia? - podniosłam lewą brew do góry.
- Dostałem pięć
lat, to wcale nie tak dużo – ponownie wzruszył ramionami. - A po
wyjściu jestem ustawiony do końca życia – uśmiechnął się, a
ja powstrzymałam się ostatkiem sił, aby nie dać mu w twarz.
- A nie pomyślałeś o rodzinie tej dziewczyny?
- Ja tylko
wykonuję polecenia – oparł się wygodnie na krześle. - Reszta
mnie nie interesuje. A tobie czym Cook zaszła za skórę? - zapytał
uśmiechnięty.
- Nie powinno cię to interesować – ucięłam
krótko.
Podniosłam się z miejsca. Mimo że nie minęło zbyt
wiele czasu, miałam dość tego faceta.
- Zapewne będziesz
również u Evy. Jak możesz pozdrów ją ode mnie – wyszczerzył
się. - Od Nicka, gdybyś nie wiedziała, jak się nazywam.
Zmierzyłam go ostatni raz wzrokiem i wyszłam z sali trzaskając
drzwiami.
Byłam wkurzona, a nawet i to było za małe słowo,
aby określi jak się wtedy czułam. Musiałam stamtąd wyjść,
inaczej facet dostał by po twarzy. Wiedziałam, że istnieją na tej
planecie skończeni idioci, ale żeby aż tak?!
Czułam
obrzydzenie do tego faceta. Do każdej cząstki jego ciała. Na
swoich dłoniach miał krew Lily, podobnie jak była przyjaciółka
Jaya. Ciekawiło mnie, czym tak Max zalazł jej za skórę, że
posunęła się aż do tego, żeby zlecić zabójstwo jego
narzeczonej.
Na końcu korytarza czekali na mnie Matt i Jay,
którzy, kiedy tylko mnie zobaczyli podnieśli się ze swoich miejsc.
- I? - spytał mój chłopak.
Nic nie odpowiedziałam,
tylko podałam im swój telefon z nagraniem rozmowy. Nie miałam na
nic siły. Najchętniej wróciłabym do domu i położyła się spać,
ale czekało mnie jeszcze dzisiaj jedno spotkanie. Nie oszukujmy się
– miłe, to ono na pewno nie będzie.
Ruszyłam do wyjścia
szybkim krokiem. Nie chciałam dłużej przebywać w tym miejscu.
Wyszłam z aresztu w ogóle się nie odzywając. W taksówce
powiedziałam tylko, że jedziemy do mieszkania Evy. Niebieskooki
popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, ale ja tylko zamknęłam oczy i
oparłam się o zagłówek.
Piętnaście minut później
taksówka zatrzymała się pod nowo wybudowanym osiedlem. Chłopaki
kolejny raz chcieli iść ze mną, ale chciałam załatwić to sama.
Podobnie, jak w więzieniu włączyłam nagrywarkę w telefonie.
Kiedy byłam już przy mieszkaniu brunetki, wzięłam głęboki
oddech i zapukałam. Po chwili otworzyły się drzwi i stanęła w
nich Eva.
- Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
Nie
patrząc na nic, weszłam pewnym krokiem do mieszkania. Nie oglądając
się zbytnio po mieszkaniu, stanęłam w wielkim salonie obok kanapy.
- Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała – założyła
ręce na piersiach i oparła się o kanapę.
- A dwudziesty
maja dwutysięcznego siódmego sobie przypominasz? - popatrzyłam jej
prosto w oczy.
- Śmierć dziewczyny Maxa i co z tego? –
wzruszyła ramionami.
- Niezła z ciebie aktorka –
prychnęłam.
- O co ci chodzi? - uniosła do góry jedną
brew.
- O co mi chodzi? - wybałuszyłam na nią oczy, a po
chwili nerwowo zaczęłam grzebać w torebce.
Dziewczyna
patrzyła na mnie z zaciekawieniem w oczach, kiedy z torby
wyciągnęłam dyktafon.
- Mam nadzieję, że odświeżę ci
trochę pamięć – po tych słowach wcisnęłam przycisk „play”.
Przez czas, kiedy rozmowa była odtwarzana, patrzyłam na
dziewczynę. Z każdym kolejnym słowem jej oczy powiększały się.
- Skąd to masz? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie ważne
– wrzuciłam dyktafon z powrotem do torby i popatrzyłam na
dziewczynę. - Wiedziałam, że jesteś skończoną suką, ale żeby
aż tak?
- Wyjdź! - wskazała palcem frontowe drzwi.
- W
czym ta dziewczyna ci przeszkadzała? W tym, że Max ją kochał, a
ciebie nie? - podniosłam lewą brew do góry. - Zazdrość nie jest
powodem do zabijania! - podniosłam głos.
- Wyjdź! -
powtórzyła głośniej.
- Czyli tutaj cię boli –
powiedziałam pewnie.
- Wyjdź, bo...
- Bo co? - nie
dałam jej skończyć. - Zlecisz zabicie mnie? - podeszłam do niej
tak, że brakowało kilka centymetrów, aby czubki naszych butów się
zetknęły. - Przestałam bać się jakiegokolwiek kroku z twojej
strony – sama nie wiedziałam, że to powiedziałam. I to z taką
pewnością!
- Kusząca propozycja – odparła tylko brunetka.
- No to pójdziesz siedzieć za dwa zabójstwa –
odpowiedziałam szybko.
- Pójdziesz z tym na policję? -
otworzyła szeroko oczy.
- A co ty myślałaś? - chciało mi
się z niej śmiać, jak Jaya kocham! - Spieprzyłaś Maxowi całe
życie, mi i Jayowi też spieprzyłaś kilka miesięcy w życiu, a do
tego dochodzą jeszcze chłopaki.
- Nie uda ci się mnie
wsadzić za kratki – powiedziała pewnym tonem.
- Jeszcze się
okaże – uśmiechnęłam się lekko.
Nie miałam jej już nic
do powiedzenia, więc skierowałam swoje kroki ku wyjściu.
- A
zapomniałam! - a jednak miałam jej jeszcze coś powiedzieć. - Maz
pozdrowienia od Nicka! - zamknęłam za sobą drzwi z wielkim hukiem.
Teraz to ja wygrałam!
Zbiegłam szybko po schodach i w
szybkim tempie dotarłam do taksówki, w której siedzieli Jay i
Matt.
- Na najbliższy komisariat policji – poinformowałam
taksówkarza i zapięłam pas.
Wyczułam na sobie wzrok
niebieskookiego, więc popatrzyłam na niego. Był trochę zdziwiony.
- Przyznała się?
- Powiedzmy – westchnęłam i
opierając głowę o zagłówek, zamknęłam oczy.
- Nie wierzę
– powiedział Jay zakrywając sobie twarz dłońmi.
- No to
czas najwyższy uwierzyć – dotknęłam jego ramienia, a on
ponownie na mnie spojrzał. - Teraz trzeba się zastanowić, jak
powiemy o tym wszystkim Maxowi i reszcie...
- To będzie
najstraszniejsze z tego wszystkiego – westchnął i oparł czoło
na dłoni.
- Boję się tego, jak zareaguje Max... - pokręciłam
głową. - Ja miałabym chęć ją zabić. Może wreszcie byłby
spokój.
- Pójdzie do więzienia, więc na jakiś czas o niej
zapomnimy – niebieskooki chwycił moją dłoń i mocno uścisnął.
- Nie satysfakcjonuje mnie odpowiedź: na jakiś czas –
skrzywiłam się.
- Damy radę – uśmiechnął się lekko. -
Zawsze dajemy, nie?
Odwzajemniłam leciutki uśmiech i
pokiwałam głową.
Kilka minut później siedzieliśmy już na
komisariacie i rozmawialiśmy z policjantem. W zasadzie to my
mówiliśmy, a już w szczególności ja, nawijałam jak katarynka.
Puściłam również komisarzowi nagranie, na którym była
przedstawiona rozmowa Evy z Nickiem. Potem funkcjonariusze policji
odsłuchali nagrania z rozmowy z brunetką i więźniem.
Policjant, któremu opowiedzieliśmy wszystko był lekko po
czterdziestce, gdzieniegdzie uwidoczniły mu się już siwe włosy.
Mężczyzna zdziwił się trochę tym, że wszystko, co powiedziałam
miałam poparte jakimiś dowodami. Pytał nawet, czy nie jestem żadną
policjantką, albo czy niczego nie próbowałam z tym zawodem.
Nigdy nie myślałam nad tym, aby być funkcjonariuszem policji. Taka
myśl nawet przez głowę mi nie przeszła. Z drugiej strony, nawet
nie mogłabym być kimś takim. Moja koordynacja ruchowa pozostawiała
wiele do życzenia. A po drugie, odkąd zaczęłam być z Jayem,
stałam się jakaś taka miększa; wyczulona na ludzką krzywdę. Nie
oszukujmy się – słabych jednostek policja nie potrzebuje.
Na słowa komisarza Blacka pokręciłam tylko przecząco głową i
zapytałam, co ma zamiar zrobić z panną Cook. Odpowiedział, że
zajmie się tą sprawą osobiście; widać było, że mocno go
zaciekawiła.
Szybko napisał coś na komputerze i zadzwonił
do kogoś informując, o co chodzi. Od razu wysłał patrole pod
mieszkanie Evy. Byłam zadowolona z tego, jak szybko zareagowała
policja.
Zostaliśmy jeszcze na komisariacie przez dwie
godziny, gdyż musieliśmy złożyć zeznania, a ktoś musiał to
spisać. Musiałam jeszcze zostawić dyktafon i przesłać, na jakiś
inny telefon, te dwa nagrania, więc do domu chłopaków wróciliśmy
kilka minut po dziewiętnastej.
Skoczyłam wziąć szybki
prysznic i przebrać się w czyste ciuchy. Lot powrotny mieliśmy na
godzinę dwudziestą drugą, więc postanowiłam uciąć sobie krótką
drzemkę. Głowa pękała mi od natłoku myśli. To wszystko, co
dzisiaj wydarzyło przerastało mnie, a wciąż pozostawało jeszcze
kilka pytań. A już w szczególności do Adama. Skąd on to wziął?!
I w ogóle skąd on znał Evę?! Nie chciał mi powiedzieć, ale
postanowiłam, że kiedyś to z niego wyduszę.
Jak już coś
wyjaśniać, to do końca i tak, by nie zostały żadne zdania
pytające. Koniec, kropka.
Do Wrocławia wracaliśmy z Jayem
sami. Matt musiał zostać, aby przyjrzeć się bliżej sprawie, ale
też i po to, aby informować nas na bieżąco. Każde z nas
wiedziało, że z Evą nie pójdzie nam łatwo. Miała mnóstwo
pieniędzy, co równało się z najlepszymi prawnikami w całej
Wielkiej Brytanii. Ktoś musiał zostać, a my z Jayem nie mogliśmy.
Dwie sprawy karne w jednym czasie, gorzej być nie mogło.
Pożegnaliśmy się z Mattem i wsiedliśmy do zamówionej wcześniej
taksówki. Jak nie trudno było się domyśleć, nie byliśmy zbytnio
skorzy do rozmowy. Każdy z nas układał sobie tę sytuację w
głowie, najlepiej jak tylko potrafił. Przecież jakoś trzeba było
opowiedzieć, o tym wszystkim naszym przyjaciołom, a już w
szczególności Maxowi. Owszem obwiniał Evę za śmierć Lily, ale
tylko dlatego, że się pokłóciły, a nie o to, że to ona
doprowadziła do jej odejścia z tego świata.
Kiedy byliśmy
już w samolocie, mocno przytuliłam się do Jaya. Potrzebowałam go,
nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo. Zamknęłam oczy i
próbowałam oczyścić swój umysł, z jakiejkolwiek myśli.
Zdecydowanie za dużo tego było, jak na tak krótki czasu.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, ponownie. Spałam tylko jakieś
czterdzieści minut. Popatrzyłam na niebieskookiego; spał jak
zabity. Zaczęłam przeglądać jakąś gazetę, kiedy usłyszałam,
że dzwoni mi telefon. Wygrzebałam go z torebki, ale połączenie
się zakończyło. Nie znałam numeru i kiedy miałam odkładać
komórkę na miejsce przyszedł esemes, od tego samego numeru.
Otworzyłam wiadomość i przeczytałam kilka słów: „To, że
pójdę siedzieć, wcale nie oznacza, że się z tobą nie policzę!”.
Czułam, że serce zatrzymało mi się na chwilę. Byłam
świadoma tego, ze tymi zeznaniami na policji rozpętałam jeszcze
większą wojnę. W bitwach był remis, ale ja chciałam wygrać tę
wojnę i wiedziałam, że zrobię wszystko by to osiągnąć. Miałam
dość tej kobiety, na resztę swojego życia.
Nic nie
odpisałam; wrzuciłam telefon do torby i wróciłam do przeglądania
czasopisma.
W mieszkaniu byliśmy kilka minut przed
pierwszą. Wszyscy już smacznie spali, całkowicie nieświadomi
tego, czego dowiedzą się rano. Cholernie bałam się poranka. Bałam
się tego, jak zareaguje Max, a też i inni.
Najciszej, jak
tylko mogłam, weszłam do pokoju, w którym spał łysy chłopak i
wzięłam jakąś koszulkę niebieskookiego. Poszłam do łazienki i
tam się przebrałam. Nie miałam już siły na to by wziąć nawet
prysznic, podobnie jak Jay.
Zmęczeni położyliśmy się do
łóżka i objęci szybko zasnęliśmy.
Obudził mnie
dźwięk, który mówił o tym, że coś spadło. Usiadłam szybko na
łóżku. Zbyt gwałtownie, jak się okazało, ponieważ obudziłam
niebieskookiego. Łóżko, na którym spał Max, było puste.
-
Co jest? - zapytał Jay.
- Coś poleciało – odpowiedziałam
i wyszłam z łóżka.
Kiedy wychodziłam z pokoju, mało, co
nie zaliczyłabym gleby. Popatrzyłam z wyrzutem na mojego chłopaka,
który zostawił tak naszą walizkę.
- Przepraszam –
powiedział i stanął na nogach.
Chwyciłam go za rękę i
wyszliśmy do kuchni, gdzie urzędowali już Siva, Vicki, Max, Nathan
i Emma. Tom razem z Amy wylądowali pewnie u Moniki.
- Cześć!
- przywitali nas wesoło.
Pomachałam im bez żadnego uśmiechu.
A Jay burknął coś, co przypominało „cześć”. Usiadłam w
kuchni na krześle, a Loczek zajął miejsce naprzeciw mnie.
-
Coś wam nie wyszło u rodziców? - spytał Max krojąc pomidora.
Vicki podała mi kubek z kawą.
- My nie byliśmy u rodziców
Jaya – westchnęłam.
- To gdzie? - mało, co nie krzyknęła
najmłodsza blondynka, a cała reszta wbiła w nas wzrok.
-
Byliśmy w Anglii, ale tylko w Londynie – odpowiedziałam i wzięłam
łyk kawy.
- Po co? - zdziwił się Siva.
- I gdzie jest
Matt? - dołączył Nathan.
- Musiał zostać – oznajmił
niemrawo Jay i pociągnął łyk napoju z mojego kubka.
- Czy
ktoś nam powie o, co tu chodzi? - łysy chłopak odłożył nóż.
- Powiemy – zapewniłam. - Tylko zadzwońcie po Toma.
-
Wolelibyśmy powiedzieć wam wszystkim w jednym czasie – dokończył
za mnie niebieskooki.
- O czym?! - zdenerwowała się
najstarsza blondynka, a jej chłopak zaczął pisać esemesa do
piwnookiego.
- Zaraz się wszystkiego dowiecie – oparłam
głowę na dłoni. - Tylko niech pojawi się Tom.
Spojrzałam
prosto w oczy mojego chłopaka i czułam, jak zaczynają piec mnie
oczy, więc szybko zamrugałam. Nie mogłam się rozkleić! Cholera
jasna!
- Zaraz będzie – oznajmił Irlandczyk i schował
telefon do kieszeni.
Podniosłam się z krzesła i zaczęłam
szukać mojej torebki. Po kilku sekundach miałam ją już w ręce i
wyciągnęłam z niej komórkę. Usiadłam na kanapie i podciągnęłam
kolana pod brodę.
- Liz, wszystko okej? - spytał niepewnie
Nathan.
- Nic nie jest okej – odszepnęłam i zamknęłam
oczy.
Po chwili poczułam, jak ktoś siada obok i obejmuje mnie
opiekuńczo ramieniem. Od razu zrozumiałam, że był to Jay.
-
Jesteś w ciąży? - zapytał Max siadając na fotelu.
Popatrzyłam na niego i pokręciłam przecząco głową.
Nasze
zakochane pary usiadły obok siebie na podłodze, naprzeciw mnie i
Loczka. Wszyscy wlepiali w nas wzrok, a my uparcie milczeliśmy.
Długo myślałam, nad tym, jak to wszystko powiedzieć i nie
doszłam do żadnego rozwiązania. Wiedziałam, że muszę im
powiedzieć od czego to się zaczęło, ale bałam się, że w pewnym
momencie nie wytrzymam i po prostu się rozpłaczę.
Bez
wątpienia – jedna z najgorszych chwil w moim życiu za chwilę
miała się zacząć. Mocniej przytuliłam się do Jaya, chociaż i
tak niewiele to dało.
Siedzieliśmy w ciszy, dopóki do
mieszkania nie wpadł Tom, czyli jakieś pięć minut. Zajął
miejsce obok Jaya i zapytał:
- Co się stało?
No tak,
nasze miny musiał być prze szczęśliwe.
- Właśnie tego
próbujemy się dowiedzieć – odpowiedziała mu dziewczyna Natha.
- Więc? - Max wbił we mnie wzrok, ale ja nie potrafiłam popatrzeć
mu w oczy.
Wzięłam głęboki oddech i odezwałam się:
- Kiedy byłam u Adama w areszcie, dał mi dyktafon z rozmową, w
której uczestniczyła Eva...
- Skąd ten cały Adam zna Evę?
- przerwała mi Vicki.
- Sama chciałabym wiedzieć –
odpowiedziałam i oparłam czoło o dłoń unosząc do góry grzywkę.
- Adam powiedział też, że po przesłuchaniu tego nagrania muszę
spotkać z mężczyzną, który... - no i tu się zacięłam, a oczy
zaszkliły mi się łzami.
- Który co? - zapytał
zniecierpliwiony Siva.
- Który spowodował wypadek, w którym
zginęła Lily – odpowiedział Jay patrząc gdzieś w bok.
Wszystkim oczy urosły do rozmiarów pięciozłotówek. A ja, kiedy
popatrzyłam na Maxa wykrzywionego w bólu, poczułam jak po policzku
spłynęła samotna łza.
- Ale... skąd...? - wydusił z
siebie Seev.
- Nie pytaj... Razem z Mattem pojechaliśmy do
aresztu, ale rozmawiała z tym facetem tylko Liz – Jay objął mnie
mocniej.
- Wszystko jest tutaj – powiedziałam uruchamiając
nagranie.
Z każdym wypowiedzianym słowem wszyscy nasi
przyjaciele, byli w coraz większym szoku. Chłopakowi Lily popłynęło
kilka łez, na co ja zamknęłam oczy. Nie mogłam na niego patrzeć.
Za dużo bólu mi to sprawiało, więc odwróciłam głowę.
Gdy nagrania dobiegły końca, nikt nic nie powiedział. Każdy wzrok
miał utkwiony w mojej komórce. Dziewczyny siedziały, a ja czułam,
że zaraz, podobnie jak mnie, polecą im łzy. Długo czekać nie
musiałam.
Przez dwie minuty siedzieliśmy w zupełnej ciszy.
Nikt z nas nie miał odwagi popatrzeć na Maxa, a co dopiero spojrzeć
mu w oczy.
Łysy chłopak nagle wstał i ruszył w stronę
drzwi.
- Max, gdzie ty idziesz? - zapytał Tom.
- Muszę
to sobie wszystko poukładać – odpowiedział drżącym głosem i z
hukiem zamknął za sobą drzwi.
Wtuliłam się w Jaya, tak, że
teraz było widać tylko moją blond czuprynę. Czułam się
strasznie bezsilna. Nie lubię tego uczucia!
- Co będzie
dalej? - zapytała cicho Emma.
Odpowiedziała jej głucha
cisza...
Przez resztę dnia każdy chodził, jak struty.
Nasi przyjaciele próbowali sobie uporządkować to wszystko w
głowie, podobnie jak my z Jayem.
Do Maxa nikt z nas nie
dzwonił. Rozumieliśmy to, że musiał pobyć sam i pogodzić się z
tym wszystkim. To przecież wcale nie było takie proste. Przecież
nie codziennie dowiadujesz się, że taka suka jak Eva, wydała wyrok
śmierci na twoją ukochaną.
Miałam ochotę ją zabić,
zresztą chyba nie tylko ja. Vicki była strasznie wkurzona, a nawet
to było za małe słowo, aby opisać jej stan. Chodziła w tę i z
powrotem po mieszkaniu, a kiedy Seev poprosił, aby usiadła ta
odburknęła tylko coś niezrozumiałego i wróciła do swojej
„przechadzki”. Emma wraz z Nathanem siedzieli wspólnie na
balkonie, wcale się do siebie nie odzywając. Tom krzątał się po
mieszkaniu bez celu, aż w końcu stwierdził, że musi iść się
przewietrzyć. My razem z Jayem i Sivą siedzieliśmy na kanapie. Bez
jakiegokolwiek sensu wpatrywaliśmy się w mój telefon, jakby on
miał przynieść jakąś odpowiedź.
Czekałam na jakąś
wiadomość od Matta, ale ta nie nadchodziła. Zastanawiałam się,
czy Eva się z tego wywinie. No i czy, sprawdzi się jej esemes
wysłany do mnie. Nikomu o nim nie powiedziałam. Ale chyba by
wypadało? A już w szczególności policji. Może mógłby być to
kolejny dowód w sprawie?
Wcale nie obchodziło mnie to, jak
czuła się teraz brunetka. Chciałam tylko, żeby poszła siedzieć
i to na jak najdłużej. Może i byłam wredna, ale kurde! Nie wydaje
się wyroku na niewinną dziewczynę! W tym momencie poczułam, że
jeszcze bardziej nienawidzę Evy, o ile tak się jeszcze dało.
Strasznie bałam się tego, co przyniosą kolejne dni. Ale, jak to
zawsze powtarzała Meg: Odważny, to nie ten kto się nie boi, ale
ten który wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach...
Dobra macie ten oto rozdział :) Wydaje mi się dziwny, ale Wy ocenicie ;D
Nareszcie piątek! ;D Wszystkim życzę miłego weekendu! ;*