Pomału
zaczęłam otwierać oczy.
Głowę miałam położoną na nagiej klatce piersiowej Jaya. Szeroko się uśmiechnęłam. Noc była wspaniała, idealna. Poznawaliśmy swoje ciała kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze. Każdy dotyk ze strony niebieskookiego był delikatny, czuły, tak jakby bał się, że w każdej chwili może zrobić mi krzywdę.
Przytuliłam się mocniej do chłopaka i przymknęłam oczy.
Nie obchodziło mnie, która jest teraz godzina, jaki dzień. Ważne, że Jay był blisko.
- Nie śpisz? - usłyszałam męski głos.
- Nie – podniosłam głowę i napotkałam szczęśliwe, niebieskie tęczówki. - Ktoś chodzi mi go głowie i tak jakoś... - nie przestawałam się uśmiechać. Obróciłam się tak, że teraz całym ciałem leżałam na chłopaku.
- Hmm... - pocałował mnie. - Ładnie ci tak, wiesz? - założył zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho.
- Czyli jak?
- W takim uśmiechu, rozczochranych blond włosach i białej pościeli – zaśmiałam się. - Stwierdzam tylko fakt – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja pocałowałam go lekko w usta. - Każdy poranek tak może się zaczynać – powiedział szczęśliwy, a mi zaburczało w brzuchu. Teraz?!, krzyknęłam w myślach, a Jay zaśmiał się. - Ktoś tu jest głodny.
- Wcale nie.
- Serwują tu chyba śniadanie do łóżka, nie? - podniósł jedną brew i sięgnął po telefon. - Dzień dobry... - powiedział do słuchawki. - Tak, śniadanie... Do pokoju numer... - popatrzył na mnie pytająco, a ja pokazałam mu pięć palców. - Numer pięć... Dziękuję – odłożył słuchawkę na stolik nocny.
Oparłam głowę na jego szyi.
- Boli cię? - spytałam patrząc na ranę postrzałową i lekko dotykając skóry obok.
- Nie – pocałował mnie w głowę. - Nie martw się.
- Ale powiesz mi gdyby coś...? - nie pozwolił mi skończyć.
- Tak, powiem – przytulił mnie do siebie mocniej. - Nie zadręczaj się już, bo tego nie lubię.
- Niech ci będzie – westchnęłam.
- Nie powiedziałem ci dzisiaj jeszcze bardzo ważnej rzeczy – powiedział niebieskooki.
- Tak?
- Kocham cię – czułam, że kiedy wypowiadał te dwa magiczne słowa, to na jego twarzy zagościł uśmiech, więc również i na mojej.
- Ja ciebie też.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Idę! - krzyknął Jay i wstał z łóżka zakładając spodnie. Uśmiechnął się jeszcze do mnie i zniknął za ścianą.
Spojrzałam na zegarek. Dwanaście minut po jedenastej. Nie spaliśmy wcale tak długo, jak mi się wydawało. W końcu zasnęliśmy o jakiejś czwartej nad ranem.
Westchnęłam i czekałam na niebieskookiego.
Minutę później usłyszałam jego głos:
Happy birthday to you,
Happy birthday to you,
Happy birthday dear Liz,
Happy birthday to you!
W trakcie śpiewania podszedł do mnie w niedużym, czekoladowym tortem i bukietem żółtych róż.
Myślałam, że padnę z wrażenia. No tak! Przecież dzisiaj jest trzeci sierpnia, moje urodziny!
Czułam jak łzy kręcą mi się w oczach, a serce zaczyna bić szybciej. Zasłoniłam sobie usta dłonią, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka i prezentów.
Zapamiętał tę datę, choć tylko raz jedyny mu o niej powiedziałam.
- Spełnienia marzeń, skarbie – powiedział, kiedy skończył śpiewać i pocałował mnie lekko w
Głowę miałam położoną na nagiej klatce piersiowej Jaya. Szeroko się uśmiechnęłam. Noc była wspaniała, idealna. Poznawaliśmy swoje ciała kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze. Każdy dotyk ze strony niebieskookiego był delikatny, czuły, tak jakby bał się, że w każdej chwili może zrobić mi krzywdę.
Przytuliłam się mocniej do chłopaka i przymknęłam oczy.
Nie obchodziło mnie, która jest teraz godzina, jaki dzień. Ważne, że Jay był blisko.
- Nie śpisz? - usłyszałam męski głos.
- Nie – podniosłam głowę i napotkałam szczęśliwe, niebieskie tęczówki. - Ktoś chodzi mi go głowie i tak jakoś... - nie przestawałam się uśmiechać. Obróciłam się tak, że teraz całym ciałem leżałam na chłopaku.
- Hmm... - pocałował mnie. - Ładnie ci tak, wiesz? - założył zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho.
- Czyli jak?
- W takim uśmiechu, rozczochranych blond włosach i białej pościeli – zaśmiałam się. - Stwierdzam tylko fakt – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja pocałowałam go lekko w usta. - Każdy poranek tak może się zaczynać – powiedział szczęśliwy, a mi zaburczało w brzuchu. Teraz?!, krzyknęłam w myślach, a Jay zaśmiał się. - Ktoś tu jest głodny.
- Wcale nie.
- Serwują tu chyba śniadanie do łóżka, nie? - podniósł jedną brew i sięgnął po telefon. - Dzień dobry... - powiedział do słuchawki. - Tak, śniadanie... Do pokoju numer... - popatrzył na mnie pytająco, a ja pokazałam mu pięć palców. - Numer pięć... Dziękuję – odłożył słuchawkę na stolik nocny.
Oparłam głowę na jego szyi.
- Boli cię? - spytałam patrząc na ranę postrzałową i lekko dotykając skóry obok.
- Nie – pocałował mnie w głowę. - Nie martw się.
- Ale powiesz mi gdyby coś...? - nie pozwolił mi skończyć.
- Tak, powiem – przytulił mnie do siebie mocniej. - Nie zadręczaj się już, bo tego nie lubię.
- Niech ci będzie – westchnęłam.
- Nie powiedziałem ci dzisiaj jeszcze bardzo ważnej rzeczy – powiedział niebieskooki.
- Tak?
- Kocham cię – czułam, że kiedy wypowiadał te dwa magiczne słowa, to na jego twarzy zagościł uśmiech, więc również i na mojej.
- Ja ciebie też.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Idę! - krzyknął Jay i wstał z łóżka zakładając spodnie. Uśmiechnął się jeszcze do mnie i zniknął za ścianą.
Spojrzałam na zegarek. Dwanaście minut po jedenastej. Nie spaliśmy wcale tak długo, jak mi się wydawało. W końcu zasnęliśmy o jakiejś czwartej nad ranem.
Westchnęłam i czekałam na niebieskookiego.
Minutę później usłyszałam jego głos:
Happy birthday to you,
Happy birthday to you,
Happy birthday dear Liz,
Happy birthday to you!
W trakcie śpiewania podszedł do mnie w niedużym, czekoladowym tortem i bukietem żółtych róż.
Myślałam, że padnę z wrażenia. No tak! Przecież dzisiaj jest trzeci sierpnia, moje urodziny!
Czułam jak łzy kręcą mi się w oczach, a serce zaczyna bić szybciej. Zasłoniłam sobie usta dłonią, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka i prezentów.
Zapamiętał tę datę, choć tylko raz jedyny mu o niej powiedziałam.
- Spełnienia marzeń, skarbie – powiedział, kiedy skończył śpiewać i pocałował mnie lekko w
ustach.
Musiałam mieć strasznie dziwną minę, gdyż zapytał:
- Nie podoba ci się?
- Nie! - krzyknęłam od razu. - Dziękuję – uśmiechnęłam się szeroko.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij.
Podsunął mi tort na, którym paliło się dwadzieścia świeczek.
„Aby ten mężczyzna był zawsze przy mnie”, pomyślałam i zdmuchnęłam naraz wszystkie świeczki.
Niebieskookiemu uśmiech nie schodził z twarzy. Podał mi moje ulubione kwiaty i średnich rozmiarów kartonowe pudełko.
- Co to? - spytałam.
- Otwórz. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Zrobiłam tak, jak mi kazał. Okazało się, że w środku jest kubek w kształcie serca, a na nim widnieje nasze wspólne zdjęcie. Zaśmiałam się i jedna, mała łza szczęścia spłynęła po policzku.
- Jest świetny! Dziękuję! - rzuciłam się chłopakowi na szyję, nie zważając na to, że mam na sobie tylko kołdrę i że Jay trzyma w ręku tort.
Zaśmiał się i objął mnie jedną ręką.
- Cieszę, że ci się podo...
Nie zdążył skończyć, ponieważ mocno go pocałowałam.
- Kocham, kiedy mi tak przerywasz – powiedział mi w usta, cały czas uśmiechając się.
- Jak ty to wszystko...?
- Niech twoja śliczna, blond główka się tym nie przejmuje – wolną ręką poczochrał mi włosy. - To jak, chcesz kawałek tortu?
- Pewnie! Musiałam mieć strasznie dziwną minę, gdyż zapytał:
- Nie podoba ci się?
- Nie! - krzyknęłam od razu. - Dziękuję – uśmiechnęłam się szeroko.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij.
Podsunął mi tort na, którym paliło się dwadzieścia świeczek.
„Aby ten mężczyzna był zawsze przy mnie”, pomyślałam i zdmuchnęłam naraz wszystkie świeczki.
Niebieskookiemu uśmiech nie schodził z twarzy. Podał mi moje ulubione kwiaty i średnich rozmiarów kartonowe pudełko.
- Co to? - spytałam.
- Otwórz. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Zrobiłam tak, jak mi kazał. Okazało się, że w środku jest kubek w kształcie serca, a na nim widnieje nasze wspólne zdjęcie. Zaśmiałam się i jedna, mała łza szczęścia spłynęła po policzku.
- Jest świetny! Dziękuję! - rzuciłam się chłopakowi na szyję, nie zważając na to, że mam na sobie tylko kołdrę i że Jay trzyma w ręku tort.
Zaśmiał się i objął mnie jedną ręką.
- Cieszę, że ci się podo...
Nie zdążył skończyć, ponieważ mocno go pocałowałam.
- Kocham, kiedy mi tak przerywasz – powiedział mi w usta, cały czas uśmiechając się.
- Jak ty to wszystko...?
- Niech twoja śliczna, blond główka się tym nie przejmuje – wolną ręką poczochrał mi włosy. - To jak, chcesz kawałek tortu?
Chłopak pokroił ciasto i podał mi jeden kawałek na talerzyku.
- Dobre – uśmiechnęłam się i włożyłam do ust kolejny kawałek. - Czy ty nie potrafisz normalnie zjeść? - spytałam śmiejąc się.
Jay był cały umazany kremem czekoladowym.
- Jak na ciebie patrzę, to na niczym się skoncentrować nie mogę! - odpowiedział wesoło.
- Oj, ty biedaku – odstawiłam prawie pusty już talerzyk na szafkę i sięgnęłam po serwetkę. Zbliżyłam się do chłopaka i zaczęłam wycierać jego czarną buzię.
- Przynajmniej byłem słodki!
- I bez ciasta na twarzy, jesteś bardzo słodki – zaśmiałam się.
The sun goes down, the stars come out...
Usłyszeliśmy moją dzwoniącą komórkę, która znajdowała się na podłodze.
- Podasz?
Chłopak zrobił to, o co go poprosiłam.
- No hej, Monika – powiedziałam zadowolona do słuchawki.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła mi do ucha, tak, że aż Jay usłyszał. - Zdrowia, bo to najważniejsze, spełnienia wszystkich marzeń, żeby wszystko ułożyło ci się z Jayem, dużo miłości i przyjaźni!
- Dzięki – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Będę mogła wpaść? Mam coś dla ciebie – czułam jak się uśmiecha.
- Dzisiaj mieliśmy się przenosić do miesz...
- A to ja z chęcią pomogę! - wrzasnęła do słuchawki tak, że aż odsunęłam ją od ucha. - Jezu! Przepraszam, że tak krzyczę. To jak, o której mam być?
- Około trzeciej? - spytałam i popatrzyłam na niebieskookiego.
- Okej! To do zobaczenia!
- Pa! I dzięki, że pamiętałaś!
Nic już nie usłyszałam, ponieważ dziewczyna rozłączyła się.
Wybuchnęliśmy z Jayem śmiechem.
- Ja naprawdę nie mam pojęcia, kiedy ona się do was przyzwyczai – pokręciłam głową. - Będzie musiała.
Chłopak przybliżył się do mnie z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Nie ma innego wyjścia – powiedziałam łapiąc chłopaka za szyję i przyciągając go do siebie.
Godzinę później oddaliśmy klucz od pokoju i zapłaciliśmy, po czym udaliśmy się do naszego wspólnego apartamentu. Kiedy weszliśmy Max razem z Mattem i Amy krzyknęli:
- Wszystkiego najlepszego!
Rzucili mi się na szyję i składali życzenia. Od małej dziewczynki dostałam nawet śliczny obrazek przedstawiający bukiet róż, a po drugiej stronie całą naszą „wielką rodzinę”. Uścisnęłam ją mocno i podziękowałam za rysunek.
Od chłopaków dostałam wielki album na zdjęcia, który kazali zapełnić mi do końca roku. Stwierdzili, że mam z nimi za mało zdjęć, więc stąd ten oto prezent.
Max poinformował mnie, że Tom bardzo chciał mi złożyć życzenia, ale ma takiego kaca, że nawet z łóżka się podnieść nie może, a na dodatek strasznie wymiotuje.
Zaśmiałam się tylko i wstawiłam bukiet od Jaya do wazonu.
Uśmiechałam się jak głupia, nawet przy pakowaniu rzeczy do walizki. Matt był tak dobry, że przywiózł mi rzeczy, które zostawiłam u Adama w mieszkaniu. Nawet myśl o tej całej sprawie nie popsuła mi humoru. W zasadzie to nic nie mogło popsuć mi go w ten dzień.
Emma w pokoju zjawiła się punktualnie o piętnastej. Zwarta i gotowa do pomocy. Ale zanim się za to wszystko zabrała, złożyła mi życzenia i wręczyła mi malutką torebeczkę. W środku znajdował się komplet żółtych kolczyków w kształcie serduszek. Strasznie mi się one spodobały, więc od razu je założyłam.
Podziękowałam, kolejny raz już dzisiaj i przedstawiłam ją moich przyjaciołom. Nie była już tak zestresowana, jak przedtem, albo po prostu tak świetnie zamaskowała.
- Musicie tak krzyczeć? - spytał Tom opierając się o framugę drzwi. Wyglądał, jakby właśnie przebiegło po nim ze stado byków.
- Przepraszamy – odpowiedziała szeptem Amy. - Tom strasznie wczoraj dużo wypił – wytłumaczyła dziewczynka Monice.
- Kac jak stąd do wieczności, co? - uśmiechnęła się i spojrzała na chłopaka.
Kiwnął głową i zapytał szeptem:
- Ty jesteś Monika, tak?
- Tak, to ja.
- Więc Moniko... Może ty znasz jakiś sposób na pozbycie się..? - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Tak, pewnie! - krzyknęła i od razu zatkała usta dłonią widząc krzywiącego się Toma. - Przepraszam – powiedziała już ciszej.
- Więc ratuj! - złożył ręce jak do modlitwy i wrócił do łóżka.
- To ten... Zaraz wracam...
Wyszła i lekko zamknęła za sobą drzwi.
- Miła – stwierdził Matt i wrócił do pakowania się.
- I zna sposób na kaca! - uśmiechnął się szeroko Max, na co tylko z Jayem zaśmialiśmy się i wróciliśmy do pakowania.
- Jezu! Co to jest?! - pięć minut później usłyszałam głos Toma i jego plucie.
- Kawa z cytryną – uśmiechnęła się Monika.
- Chcesz mnie otruć? - spytał wycierając twarz.
- Pytałeś, czy znam sposób. Ten jest najlepszy.
- Polskie pomysły... - westchnął piwnooki.
- Ale wódka najlepsza – zauważyła dziewczyna w okularach, a mężczyzna tylko się uśmiechnął i sięgnął po łyka mikstury.
Ważne, ze się nie pozabijali, przemknęło mi przez myśl i wróciłam do pakowania kosmetyczki.
Cztery godziny później siedzieliśmy zmęczeni na kanapach. Tom zbytnio się nie nadźwigał, gdyż dalej męczył go kac, ale nie mógł zaprzeczyć, że mikstura, którą przygotowała dla niego Monika, mu pomogła.
Byłam z nas bardzo dumna. Teraz zostało nam tylko kupienie sztućców, naczyń, kubków i szklanek. No i zapełnić lodówkę, bo z głodu jakoś nikt umrzeć nie chciał. Więc, kiedy Monika rzuciła hasło „Zapraszam wszystkich na pizze”, nikt nie zgłosił sprzeciwu i uradowani, choć zmęczeni, ruszyli do małej restauracji obok naszego bloku.
W międzyczasie zadzwonili przyjaciele z Londynu i złożyli mi życzenia urodzinowe, za które bardzo serdecznie im podziękowałam.
Kiedy kelnerka przyniosła nam upragnione jedzenie, wszyscy rzucili się, gdyby nie jedli z tydzień. Wszystko zniknęło w pięć minut, a ludzie obok patrzyli na nas trochę dziwnie. Jedna dziewczyna, w wieku dwudziestu kilku lat, pożerała Maxa wzrokiem. Nie tylko ja to zauważyłam, ponieważ Jay kopnął chłopaka w stopę i kiwnął głową na szatynkę. Ten uśmiechnął się tylko do niej lekko i wrócił do rozmowy z nami.
Kilka minut później Matt oznajmił, że jest strasznie śpiący i bardzo przeprasza, ale idzie się położyć. Jego mała córeczka go poparła i razem wrócili do mieszkania. Tom zaproponował, aby udać się teraz na zakupy, dopóki nie chce mu się jeszcze spać. Wspólnie go poparliśmy i kiedy Monika zapłaciła, nie dała szansy nikomu innemu, wyszliśmy na zakupy.
W sklepie spędziliśmy kolejną godzinę. Tom zachowywał się, tak jakby dostał jakiegoś mocnego kopa energetycznego. Biegał po sklepie razem z Moniką, gdyż ta musiała tłumaczyć mu wszystkie nazwy produktów.
Razem z Jayem i Maxem patrzyliśmy na niego z lekkim niedowierzaniem. Chłopak przecież jeszcze dzisiaj rano wyglądał, jakby go walec przejechał, a tu tyle energii.
- Na pewno to była tylko kawa z cytryną? - zapytał łysy chłopak.
- Mnie nie pytaj – uniosłam ręce do góry.
- Przynajmniej zapomniał o kłopotach – uśmiechnął się niebieskooki i popchnął wózek dalej, za rozradowanymi Moniką i Tomem.
- Tak, w ogóle, to co z prezentem dla Toma? - zapytał Max.
- No tak! - pacnął się w głowę Jay.
- Kiedy? - spytałam idąc pośrodku.
- Jutro – odpowiedzieli jednocześnie.
- Dzień po dniu – zaśmiałam się.
- No tak – uśmiechnęli się oboje.
- To może jakiś alkohol? - zapytał mój chłopak wskazując na dział alkoholi. - Przynajmniej następnym razem nie będę musiał targać go po schodach.
- Więc może whisky? - podchwycił temat Max.
- Aaa! - usłyszałam krzyk Moniki.
Ludzie zaczęli obracać się i szukać obiektu całego zamieszania. W tym samym momencie zobaczyliśmy biegnących ochroniarzy. Biegli w stronę, w którą udali się nasi przyjaciele.
- No to będzie niezła zabawa – stwierdził łysy chłopak i ruszył za ochroniarzami, a my za nim.
Jezu, co oni znowu narobili?! Jeszcze brakowałoby tego, żeby za te ich wybryki wywali nas ze sklepu!, krzyczałam w myślach.
Długo nie musieliśmy ich szukać, byli w następnym dziale. Monika zawzięcie tłumaczyła coś ochroniarzom. Podeszliśmy do nich, lecz żadne z nas nie zrozumiało, ponieważ mówili po polsku.
Wlepiłam wzrok w Toma i dziewczynę w okularach.
- Tom, musimy wyjść – powiedziała zakłopotana.
- O... Okej – podrapał się po głowie.
- Bardzo przepraszamy – udało mi się zrozumieć, co dziewczyna powiedziała, więc gdzieś tam w środku byłam z siebie dumna.
- To my poczekamy na was na zewnątrz – zwrócił się do nas piwnooki.
- Tylko się jakoś normalnie zachowujcie! - nakazałam i pociągnęłam Maxa i Jaya za sobą na dział alkoholi. - Ten alkohol to wcale nie taki zły pomysł – rzuciłam tylko.
Kiedy zapłaciliśmy za zrobione zakupy, wyszliśmy przed market, gdzie czekali na nas rozbawieni Tom i Monika.
- Może byście pomogli? - zapytał Max.
- Tak, już – piwnooki chłopak wziął ode mnie cztery reklamówki, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
- Zanieśmy to do domu – powiedziałam. - Padam z nóg.
Ruszyliśmy w stronę mieszkania. Całą naszą krótką drogę mówili tylko Tom i Monika. Zastanawiałam skąd oni mają w sobie tyle energii, przecież nam już nawet mówić się nie chciało, a oni zachowywali się jak nowo narodzeni.
Kiedy wreszcie postawiliśmy zakupy w kuchni, od razu usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Spać – jedyne czego w tamtej chwili pragnęłam. Najwidoczniej mój chłopak był tak samo padnięty, bo usiadł niedbale obok mnie.
- Nie mówcie, że idziecie spać! - oburzyła się Monika.
- Tak, idziemy spać – odpowiedziałam śpiąco nawet nie otwierając oczu.
- Jeszcze nawet dziewiątej nie ma! - oznajmił piwnooki.
- Ale my jesteśmy śpiący... - wybełkotał mój chłopak i poczułam jego głowę na swoim ramieniu. - Ty aż tak bardzo się nie wymęczyłeś...
- Oj daj spokój! Trzeba opić urodziny twojej dziewczyny!
- Wypijcie moje zdrowie z Maxem i Mattem – wymamrotałam i oparłam głowę o głowę Jaya.
- Jesteś solenizantką! - krzyknęła moje przyjaciółka.
- Jutro... - czułam jak moje powieki robiły się coraz cięższe.
- Jutro już nie będzie twoich urodzin!
- Ale będą Toma – odpowiedział jej mój chłopak cicho.
- Czyli: podwójna impreza! - krzyknął rozradowany piwnooki, a ja zmarszczyłam nos. Czy on musi tak wrzeszczeć?
- Tak, tak – wymamrotał niebieskooki. - A teraz dobranoc – wtulił się we mnie.
- Dobranoc. To co robimy? - zwrócił się do Moniki. - Noc jeszcze młoda!
- Gdzie jest Max? - zapytałam, ponieważ zabrakło mi jego głosu w dyskusji.
- Poszedł spać – odpowiedział mi tylko Tom i wrócił do konwersacji z szatynką, a mnie pochłonął sen.
Przebudziłam się około pierwszej w nocy. W mieszkaniu panowała absolutna cisza oraz ciemność. Spałam z głową na kolanach Jaya. Wstając lekko zakręciło mi się w głowie i moje plecy uderzyły o głowę niebieskookiego, co spowodowało obudzenie go.
- Przepraszam – szepnęłam i stanęłam na nogach.
- Nic się nie stało – odszepnął. - W sumie to dobrze. Jutro wszystko by nas bolało – ociągając się wstał.
- Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać dalej – skierowałam się do jednego z pokoi w którym stało jedno dwuosobowe łóżko i jedno pojedyncze, na którym teraz smacznie spał Max.
Opadłam bezwładnie na łóżko. Miękka poduszka od razu zachęciła mnie do snu, ale miałam na sobie jeszcze ubranie. Szybko ściągnęłam spodenki i bluzkę. Chwyciłam jakąś koszulkę Jaya i nałożyłam ją na siebie. Nie miałam siły grzebać w szafie.
- Pasuje ci – usłyszałam głos niebieskookiego.
- Yhm... - mruknęłam tylko i położyłam się do łóżka.
Chwilę później dołączył do mnie mój chłopak i objęci, ponownie zasnęliśmy.
Obudził mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Był to dzwonek telefonu łysego chłopaka.
- Max, odbierz ten telefon! - rozkazał Jay i zakrył nas kołdrą.
- Żebym jeszcze wiedział, gdzie on jest – usłyszeliśmy skrzypnięcie, które oznaczało, ze chłopak podniósł się z łóżka.
- Sprawdź na krześle – powiedziałam przecierając oczy.
- Halo? - odebrał telefon.
Spojrzałam w szczęśliwe, niebieskie tęczówki mojego chłopaka i uśmiechnęłam się, a on uśmiech odwzajemnił.
- O której...? Eeee... Tak, pewnie. Wyślę ci adres esemesem... No, do zobaczenia.
- Kto to? - zapytał Jay, nie odrywając wzroku ode mnie.
- Emma. Postanowili nas odwiedzić.
- Większa impreza! - usłyszałam zadowolony głos Toma.
- I przy okazji kac – skwitował Jay, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
- Ta kawa z cytryną, to dobre lekarstwo – usłyszałam jak piwnooki wgryza się w jabłko.
Wyciągnęłam głowę spod kołdry i popatrzyłam na Tom, który stał oparty o ścianę.
- Wszystkiego najlepszego – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- A dziękuję! Jedna chociaż pamiętała! - popatrzył z wyrzutem na Maxa, a później na Jaya.
- Zapomniałeś o Monice – zaśmiał się łysy chłopak.
Tom miał już mu coś odpowiedzieć, kiedy rozległo się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - krzyknął Matt.
- Fajna koszulka – uśmiechnął się piwnooki.
- Lepszy właściciel – uśmiechnęłam się do Loczka.
Nagle do pokoju wleciała Monika, cała w skowronkach.
- Wy jeszcze w łóżku? - spojrzała na nas.
- Jest – spojrzałam na zegarek – dziewiąta!
- Impreza się sama nie zorganizuje!
- A ty przypadkiem nie musisz być teraz w pracy? - podniosłam brew.
- Wzięłam wolne – uśmiechnęła się. - Ubierać się – rozkazała nam i klasnęła w dłonie.
- Zabiję ją kiedyś – powiedziałam i opadłam na klatkę piersiową mojego chłopaka, który tylko się zaśmiał.
Z wielkim trudem wyszliśmy z Jayem z łóżka, no, ale w końcu, po wielu krzykach Moniki, udało się. Wykąpaliśmy się i zjedliśmy przygotowane przez Toma śniadanie. Szatynka powiedziała, że impreza będzie u niej. Kiedy powiedzieliśmy jej, ze przyjeżdża reszta, bardzo się ucieszyła.
Monika wręczyła nam kluczki od jej mieszkania, a sama z Tomem poszła na zakupy, by kupić jakiś alkohol i jedzenie.
Chłopakom bardzo spodobało się jej mieszkanie. Max znalazł gdzieś album z jej zdjęciami z dzieciństwa. Zaczęliśmy przeglądać fotografie, nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. Dziewczyna na zdjęciach robiła takie miny, że od razu uśmiech pojawiał się na twarzy.
Kiedy wrócili razem z Tomem, dziewczyna nawet nie pogniewała się o to, że Max był w jej pokoju. Była w wyśmienitym humorze, zresztą jak prawie codziennie. Nie dała nam posiedzieć, od razu zagoniła nas do roboty.
Chłopaki mieli poodkurzać podłogi i zetrzeć kurz, a my zabrałyśmy się za robienie jakiś ciast, sałatek i przekąsek. Rozmawiałyśmy na wesołe tematy, nie zamartwiając się co może przynieść jutro. Chłopaki przynieśli krzesła z piwnicy i ustawili je ze stołem tak, że było jeszcze sporo miejsca do tańczenia.
Nim się obejrzeliśmy było już po trzynastej, a cała impreza miała się zacząć po dziewiętnastej. Monika uparła się, że musi być grill, więc Tom oznajmił, że zajmie się tą sprawą.
W pewnej chwili oparłam się o ścianę i przyglądałam się jak sprzeczają się o jakąś błahą sprawę. Miało to w sobie jakiś urok i, mimo że była to kłótnia, miło się na to patrzyło. Uśmiechnęłam się pod nosem i szepnęłam: „Ale z ciebie szczęściara”.
Miałam wszystko czego mi było trzeba, aby być szczęśliwą. Ukochanego, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że nigdy się to nie skończy.
Moje rozmyślania przerwał Jay.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał oplatając mój tułów swoimi rękami.
- Że mam wielkie szczęście – uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko w usta.
- O której ma przylecieć reszta? - spytała Monika.
- Jakoś po trzeciej – Max popatrzył na zegarek.
- To może podjedziemy po nich na lotnisko? - zaproponowała szatynka.
- Czemu nie?
Dziesięć minut później siedziałam już z Jayem w taksówce. W jednej wszyscy się nie zmieściliśmy, więc chłopaki i Monika jechali drugą.
W radiu akurat poleciała piosenka „Glad you came”, więc podśpiewywałam sobie po cichu. Kiedy nadszedł czas na refren niebieskooki zaśmiał się i spytał:
- Chcesz mnie wygryźć?
- Ja? Gdzież bym śmiała – posłałam mu szeroki uśmiech.
- I to jest dobra odpowiedź – poczochrał mi grzywkę.
- A jak tam wasze nowe piosenki? - zapytałam z ciekawością.
- Bardzo dobrze. Nathan pisze jak oszalały – zaśmiałam się. - Prawie wszystko o miłości i o Emmie – uśmiechnął się. - Niedługo będziesz mogła posłuchać – puścił mi perskie oczko.
Reszta drogi upłynęła nam na luźniej rozmowie.
Na lotnisku czekaliśmy jakieś czterdzieści minut. Kiedy Vic i Emma tylko mnie zobaczyły, od razu rzuciły mi się na szyję i zaczęły składać jeszcze raz życzenia. To samo było z Nathem i Seev'em. Oczywiście, nie obyło się bez złożenia życzeń piwnookiemu.
Przedstawiłam im Monikę, którą Vicki chyba polubiła od razu, ponieważ od razu zaczęły rozmowę i nie mogły jej zakończyć, ponieważ co chwila przychodził nowy temat. Nawet w taksówce siedziały razem, nie zwracając uwagi na Seev'a.
Wszyscy cieszyli się spotkaniem, a chłopaki ciekawi byli, jak uda się impreza. Tom zapewniał wszystkich, że Monika dała radę i że zabawa będzie świetna.
Najpierw pojechaliśmy do naszego mieszkania. Wszyscy chcieli zobaczyć Matta i małą Amy. Dziewczynka strasznie się ucieszyła na ich widok. Wszystkich wyściskała i wycałowała.
Bardzo spodobało im się nasze mieszkanie, lecz Moniki wygrało. Vicki była zachwycona ścianą pełną zdjęć i wycinków. Od razu powiedziała swojemu chłopakowi, że muszą coś takiego zrobić, na co ten tylko przytaknął i wrócił do rozmowy z Jayem.
Przed osiemnastą wszyscy zaczęli szykować się na imprezę. W naszym małym mieszkaniu prawie nie było się, gdzie ruszyć, ale jakoś daliśmy radę.
Moja szafa trochę się wzbogaciła przez te sześć miesięcy. Z wypłaty zawsze jeszcze mi zostawało, więc pieniądze odkładałam. Zebrała się już niezła sumka, ale wszystko zostało w mieszkaniu Adama, a nie chciało mi się tam wracać, przynajmniej na razie.
Założyłam zwiewną jasnoniebieską sukienkę i łańcuszek z wisiorkiem koniczyną, który dostałam od Jaya wraz z ostatnim listem. Emma miała krótką, białą sukienkę, a Vic jasnożółtą. Wyglądały ślicznie. Chłopaki postawili na białe koszule i jeansy, w czym wyglądali naprawdę świetnie. Mała Amy również miała na sobie sukienkę, za to jej tata niebieską koszulę i, podobnie do chłopców, jeansy. Organizatorka imprezy wyglądała równie pięknie. Niebieska sukienka w kwiatki idealnie podkreślała jej figurę i współgrała z kolorem jej oczu.
Impreza zaczęła się kilka minut przed wyznaczoną godziną. Razem z Tomem zostaliśmy obdarowani kolejnymi życzeniami i prezentami. Chłopak dostał od Nathana, Emmy, Vicki i Seev'a karaoke, a ja fiolkę słodko pachnących perfum, które od razu przypadły do gustu Jayowi. Matt razem ze swoją córką wręczyli piwnookiemu nowe słuchawki, a od nas, czyli ode mnie, Jaya i Maxa, dostał butelkę whisky „Jacka Danielsa” i bransoletkę wykonaną z rzemyków. Szczęśliwi, wspólnie z Tomem podziękowaliśmy za prezenty i pokroiliśmy tort.
Po zjedzonym cieście przyszedł czas na toast, który oczywiście był za nasze zdrowie, a później piwnooki razem z Moniką wyszli na balkon, aby rozpalić grilla.
- Lisa się do was odzywała? - zapytał cicho Nathan kończąc ciasto.
- Próbowała, ale Tom nie odbiera od niej telefonów – powiedział Jay. - A do was?
- Była kilka razy pod domem – odezwała się Vic. - Ale rozmawiała tylko z Seev'em. Pieprzyła jakieś głupoty, że to nasza wina.
- Mogła się nie pchać do łóżka obcemu facetowi – stwierdziła Emma.
- Widzieliście zdjęcia w Internecie? - spytał Siva.
- Taa.. - podrapałam się po głowie. - Ale to już sprawka Evy.
- I tego całego Victora – dodała najstarsza blondynka dopijając szampana.
- No bo kto inny znał prawdę, o tym wszystkim? – skrzywił się Nath.
- Możemy pogadać o czymś innym? - zapytał Jay. - Eva za bardzo działa mi już na nerwy.
Usłyszeliśmy dzwonek telefony Toma. Wstałam i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Lisy.
- Halo? - odebrałam, a cała piątka wlepiła we mnie wzrok.
- Elizabeth? - usłyszałam głos dziewczyny. - Cześć. Możesz podać mi Toma do telefonu?
- Jest zajęty – powiedziałam chłodno.
- Czym?
- Ma urodziny, więc mamy imprezę – oparłam się o komodę.
- Na pewno na rozmowę ze mną znajdzie czas – powiedziała pewnym głosem. - Więc daj mu telefon.
- Tom jest teraz zajęty – powtórzyłam równie chłodno, jak za pierwszym razem.
- Liz...!
- Nie sądzisz, że za bardzo go zraniłaś? - zapytałam. - Daj mu święty spokój.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić – oburzyła się.
- No tak, Evie wychodzi to o wiele lepiej – powiedziałam to szybciej, niż pomyślałam.
- Jak śmiesz?!
Już miałam jej coś odpowiedzieć, ale po prostu się rozłączyła. Rzuciłam telefon na komodę i popatrzyłam na moich przyjaciół.
- Miła pogawędka, nie?
- Chyba przesadziłaś... - odezwał się niepewnie Jay.
- To ona przesadziła z tym, że zdradziła naszego przyjaciela – mówiłam to patrząc mojemu chłopakowi prosto w oczy.
Jeszcze tego brakowało, żebym pokłóciła się z niebieskookim o Lisę. Tylko nie to!
- To, co pijemy? - z balkonu wyjrzał zadowolony Tom.
- Tak, pewnie! - krzyknął Seev, aby nie psuć mu humoru.
Kilka minut później każdy był w świetnym humorze. Chłopaki opowiadali kawały, więc nie można było wytrzymać ze śmiechu. Śmiałam się, ale wiedziałam, że gdzieś część mnie jest smutna. To przez tę rozmowę z Lisą i niedoszłą kłótnię z Jayem.
- Przepraszam – szepnęłam loczkowi do ucha. - Miałeś rację, nie powinnam była...
- Daj spokój – uśmiechnął się i czule objął ramieniem. - Chyba też bym tak jej powiedział... Zraniła Toma aż za bardzo – szepnął i zaczął śmiać się z końcówki kawału, który opowiadał akurat piwnooki.
- Jak na ciebie patrzę, to na niczym się skoncentrować nie mogę! - odpowiedział wesoło.
- Oj, ty biedaku – odstawiłam prawie pusty już talerzyk na szafkę i sięgnęłam po serwetkę. Zbliżyłam się do chłopaka i zaczęłam wycierać jego czarną buzię.
- Przynajmniej byłem słodki!
- I bez ciasta na twarzy, jesteś bardzo słodki – zaśmiałam się.
The sun goes down, the stars come out...
Usłyszeliśmy moją dzwoniącą komórkę, która znajdowała się na podłodze.
- Podasz?
Chłopak zrobił to, o co go poprosiłam.
- No hej, Monika – powiedziałam zadowolona do słuchawki.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła mi do ucha, tak, że aż Jay usłyszał. - Zdrowia, bo to najważniejsze, spełnienia wszystkich marzeń, żeby wszystko ułożyło ci się z Jayem, dużo miłości i przyjaźni!
- Dzięki – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Będę mogła wpaść? Mam coś dla ciebie – czułam jak się uśmiecha.
- Dzisiaj mieliśmy się przenosić do miesz...
- A to ja z chęcią pomogę! - wrzasnęła do słuchawki tak, że aż odsunęłam ją od ucha. - Jezu! Przepraszam, że tak krzyczę. To jak, o której mam być?
- Około trzeciej? - spytałam i popatrzyłam na niebieskookiego.
- Okej! To do zobaczenia!
- Pa! I dzięki, że pamiętałaś!
Nic już nie usłyszałam, ponieważ dziewczyna rozłączyła się.
Wybuchnęliśmy z Jayem śmiechem.
- Ja naprawdę nie mam pojęcia, kiedy ona się do was przyzwyczai – pokręciłam głową. - Będzie musiała.
Chłopak przybliżył się do mnie z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Nie ma innego wyjścia – powiedziałam łapiąc chłopaka za szyję i przyciągając go do siebie.
Godzinę później oddaliśmy klucz od pokoju i zapłaciliśmy, po czym udaliśmy się do naszego wspólnego apartamentu. Kiedy weszliśmy Max razem z Mattem i Amy krzyknęli:
- Wszystkiego najlepszego!
Rzucili mi się na szyję i składali życzenia. Od małej dziewczynki dostałam nawet śliczny obrazek przedstawiający bukiet róż, a po drugiej stronie całą naszą „wielką rodzinę”. Uścisnęłam ją mocno i podziękowałam za rysunek.
Od chłopaków dostałam wielki album na zdjęcia, który kazali zapełnić mi do końca roku. Stwierdzili, że mam z nimi za mało zdjęć, więc stąd ten oto prezent.
Max poinformował mnie, że Tom bardzo chciał mi złożyć życzenia, ale ma takiego kaca, że nawet z łóżka się podnieść nie może, a na dodatek strasznie wymiotuje.
Zaśmiałam się tylko i wstawiłam bukiet od Jaya do wazonu.
Uśmiechałam się jak głupia, nawet przy pakowaniu rzeczy do walizki. Matt był tak dobry, że przywiózł mi rzeczy, które zostawiłam u Adama w mieszkaniu. Nawet myśl o tej całej sprawie nie popsuła mi humoru. W zasadzie to nic nie mogło popsuć mi go w ten dzień.
Emma w pokoju zjawiła się punktualnie o piętnastej. Zwarta i gotowa do pomocy. Ale zanim się za to wszystko zabrała, złożyła mi życzenia i wręczyła mi malutką torebeczkę. W środku znajdował się komplet żółtych kolczyków w kształcie serduszek. Strasznie mi się one spodobały, więc od razu je założyłam.
Podziękowałam, kolejny raz już dzisiaj i przedstawiłam ją moich przyjaciołom. Nie była już tak zestresowana, jak przedtem, albo po prostu tak świetnie zamaskowała.
- Musicie tak krzyczeć? - spytał Tom opierając się o framugę drzwi. Wyglądał, jakby właśnie przebiegło po nim ze stado byków.
- Przepraszamy – odpowiedziała szeptem Amy. - Tom strasznie wczoraj dużo wypił – wytłumaczyła dziewczynka Monice.
- Kac jak stąd do wieczności, co? - uśmiechnęła się i spojrzała na chłopaka.
Kiwnął głową i zapytał szeptem:
- Ty jesteś Monika, tak?
- Tak, to ja.
- Więc Moniko... Może ty znasz jakiś sposób na pozbycie się..? - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Tak, pewnie! - krzyknęła i od razu zatkała usta dłonią widząc krzywiącego się Toma. - Przepraszam – powiedziała już ciszej.
- Więc ratuj! - złożył ręce jak do modlitwy i wrócił do łóżka.
- To ten... Zaraz wracam...
Wyszła i lekko zamknęła za sobą drzwi.
- Miła – stwierdził Matt i wrócił do pakowania się.
- I zna sposób na kaca! - uśmiechnął się szeroko Max, na co tylko z Jayem zaśmialiśmy się i wróciliśmy do pakowania.
- Jezu! Co to jest?! - pięć minut później usłyszałam głos Toma i jego plucie.
- Kawa z cytryną – uśmiechnęła się Monika.
- Chcesz mnie otruć? - spytał wycierając twarz.
- Pytałeś, czy znam sposób. Ten jest najlepszy.
- Polskie pomysły... - westchnął piwnooki.
- Ale wódka najlepsza – zauważyła dziewczyna w okularach, a mężczyzna tylko się uśmiechnął i sięgnął po łyka mikstury.
Ważne, ze się nie pozabijali, przemknęło mi przez myśl i wróciłam do pakowania kosmetyczki.
Cztery godziny później siedzieliśmy zmęczeni na kanapach. Tom zbytnio się nie nadźwigał, gdyż dalej męczył go kac, ale nie mógł zaprzeczyć, że mikstura, którą przygotowała dla niego Monika, mu pomogła.
Byłam z nas bardzo dumna. Teraz zostało nam tylko kupienie sztućców, naczyń, kubków i szklanek. No i zapełnić lodówkę, bo z głodu jakoś nikt umrzeć nie chciał. Więc, kiedy Monika rzuciła hasło „Zapraszam wszystkich na pizze”, nikt nie zgłosił sprzeciwu i uradowani, choć zmęczeni, ruszyli do małej restauracji obok naszego bloku.
W międzyczasie zadzwonili przyjaciele z Londynu i złożyli mi życzenia urodzinowe, za które bardzo serdecznie im podziękowałam.
Kiedy kelnerka przyniosła nam upragnione jedzenie, wszyscy rzucili się, gdyby nie jedli z tydzień. Wszystko zniknęło w pięć minut, a ludzie obok patrzyli na nas trochę dziwnie. Jedna dziewczyna, w wieku dwudziestu kilku lat, pożerała Maxa wzrokiem. Nie tylko ja to zauważyłam, ponieważ Jay kopnął chłopaka w stopę i kiwnął głową na szatynkę. Ten uśmiechnął się tylko do niej lekko i wrócił do rozmowy z nami.
Kilka minut później Matt oznajmił, że jest strasznie śpiący i bardzo przeprasza, ale idzie się położyć. Jego mała córeczka go poparła i razem wrócili do mieszkania. Tom zaproponował, aby udać się teraz na zakupy, dopóki nie chce mu się jeszcze spać. Wspólnie go poparliśmy i kiedy Monika zapłaciła, nie dała szansy nikomu innemu, wyszliśmy na zakupy.
W sklepie spędziliśmy kolejną godzinę. Tom zachowywał się, tak jakby dostał jakiegoś mocnego kopa energetycznego. Biegał po sklepie razem z Moniką, gdyż ta musiała tłumaczyć mu wszystkie nazwy produktów.
Razem z Jayem i Maxem patrzyliśmy na niego z lekkim niedowierzaniem. Chłopak przecież jeszcze dzisiaj rano wyglądał, jakby go walec przejechał, a tu tyle energii.
- Na pewno to była tylko kawa z cytryną? - zapytał łysy chłopak.
- Mnie nie pytaj – uniosłam ręce do góry.
- Przynajmniej zapomniał o kłopotach – uśmiechnął się niebieskooki i popchnął wózek dalej, za rozradowanymi Moniką i Tomem.
- Tak, w ogóle, to co z prezentem dla Toma? - zapytał Max.
- No tak! - pacnął się w głowę Jay.
- Kiedy? - spytałam idąc pośrodku.
- Jutro – odpowiedzieli jednocześnie.
- Dzień po dniu – zaśmiałam się.
- No tak – uśmiechnęli się oboje.
- To może jakiś alkohol? - zapytał mój chłopak wskazując na dział alkoholi. - Przynajmniej następnym razem nie będę musiał targać go po schodach.
- Więc może whisky? - podchwycił temat Max.
- Aaa! - usłyszałam krzyk Moniki.
Ludzie zaczęli obracać się i szukać obiektu całego zamieszania. W tym samym momencie zobaczyliśmy biegnących ochroniarzy. Biegli w stronę, w którą udali się nasi przyjaciele.
- No to będzie niezła zabawa – stwierdził łysy chłopak i ruszył za ochroniarzami, a my za nim.
Jezu, co oni znowu narobili?! Jeszcze brakowałoby tego, żeby za te ich wybryki wywali nas ze sklepu!, krzyczałam w myślach.
Długo nie musieliśmy ich szukać, byli w następnym dziale. Monika zawzięcie tłumaczyła coś ochroniarzom. Podeszliśmy do nich, lecz żadne z nas nie zrozumiało, ponieważ mówili po polsku.
Wlepiłam wzrok w Toma i dziewczynę w okularach.
- Tom, musimy wyjść – powiedziała zakłopotana.
- O... Okej – podrapał się po głowie.
- Bardzo przepraszamy – udało mi się zrozumieć, co dziewczyna powiedziała, więc gdzieś tam w środku byłam z siebie dumna.
- To my poczekamy na was na zewnątrz – zwrócił się do nas piwnooki.
- Tylko się jakoś normalnie zachowujcie! - nakazałam i pociągnęłam Maxa i Jaya za sobą na dział alkoholi. - Ten alkohol to wcale nie taki zły pomysł – rzuciłam tylko.
Kiedy zapłaciliśmy za zrobione zakupy, wyszliśmy przed market, gdzie czekali na nas rozbawieni Tom i Monika.
- Może byście pomogli? - zapytał Max.
- Tak, już – piwnooki chłopak wziął ode mnie cztery reklamówki, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
- Zanieśmy to do domu – powiedziałam. - Padam z nóg.
Ruszyliśmy w stronę mieszkania. Całą naszą krótką drogę mówili tylko Tom i Monika. Zastanawiałam skąd oni mają w sobie tyle energii, przecież nam już nawet mówić się nie chciało, a oni zachowywali się jak nowo narodzeni.
Kiedy wreszcie postawiliśmy zakupy w kuchni, od razu usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Spać – jedyne czego w tamtej chwili pragnęłam. Najwidoczniej mój chłopak był tak samo padnięty, bo usiadł niedbale obok mnie.
- Nie mówcie, że idziecie spać! - oburzyła się Monika.
- Tak, idziemy spać – odpowiedziałam śpiąco nawet nie otwierając oczu.
- Jeszcze nawet dziewiątej nie ma! - oznajmił piwnooki.
- Ale my jesteśmy śpiący... - wybełkotał mój chłopak i poczułam jego głowę na swoim ramieniu. - Ty aż tak bardzo się nie wymęczyłeś...
- Oj daj spokój! Trzeba opić urodziny twojej dziewczyny!
- Wypijcie moje zdrowie z Maxem i Mattem – wymamrotałam i oparłam głowę o głowę Jaya.
- Jesteś solenizantką! - krzyknęła moje przyjaciółka.
- Jutro... - czułam jak moje powieki robiły się coraz cięższe.
- Jutro już nie będzie twoich urodzin!
- Ale będą Toma – odpowiedział jej mój chłopak cicho.
- Czyli: podwójna impreza! - krzyknął rozradowany piwnooki, a ja zmarszczyłam nos. Czy on musi tak wrzeszczeć?
- Tak, tak – wymamrotał niebieskooki. - A teraz dobranoc – wtulił się we mnie.
- Dobranoc. To co robimy? - zwrócił się do Moniki. - Noc jeszcze młoda!
- Gdzie jest Max? - zapytałam, ponieważ zabrakło mi jego głosu w dyskusji.
- Poszedł spać – odpowiedział mi tylko Tom i wrócił do konwersacji z szatynką, a mnie pochłonął sen.
Przebudziłam się około pierwszej w nocy. W mieszkaniu panowała absolutna cisza oraz ciemność. Spałam z głową na kolanach Jaya. Wstając lekko zakręciło mi się w głowie i moje plecy uderzyły o głowę niebieskookiego, co spowodowało obudzenie go.
- Przepraszam – szepnęłam i stanęłam na nogach.
- Nic się nie stało – odszepnął. - W sumie to dobrze. Jutro wszystko by nas bolało – ociągając się wstał.
- Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać dalej – skierowałam się do jednego z pokoi w którym stało jedno dwuosobowe łóżko i jedno pojedyncze, na którym teraz smacznie spał Max.
Opadłam bezwładnie na łóżko. Miękka poduszka od razu zachęciła mnie do snu, ale miałam na sobie jeszcze ubranie. Szybko ściągnęłam spodenki i bluzkę. Chwyciłam jakąś koszulkę Jaya i nałożyłam ją na siebie. Nie miałam siły grzebać w szafie.
- Pasuje ci – usłyszałam głos niebieskookiego.
- Yhm... - mruknęłam tylko i położyłam się do łóżka.
Chwilę później dołączył do mnie mój chłopak i objęci, ponownie zasnęliśmy.
Obudził mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Był to dzwonek telefonu łysego chłopaka.
- Max, odbierz ten telefon! - rozkazał Jay i zakrył nas kołdrą.
- Żebym jeszcze wiedział, gdzie on jest – usłyszeliśmy skrzypnięcie, które oznaczało, ze chłopak podniósł się z łóżka.
- Sprawdź na krześle – powiedziałam przecierając oczy.
- Halo? - odebrał telefon.
Spojrzałam w szczęśliwe, niebieskie tęczówki mojego chłopaka i uśmiechnęłam się, a on uśmiech odwzajemnił.
- O której...? Eeee... Tak, pewnie. Wyślę ci adres esemesem... No, do zobaczenia.
- Kto to? - zapytał Jay, nie odrywając wzroku ode mnie.
- Emma. Postanowili nas odwiedzić.
- Większa impreza! - usłyszałam zadowolony głos Toma.
- I przy okazji kac – skwitował Jay, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
- Ta kawa z cytryną, to dobre lekarstwo – usłyszałam jak piwnooki wgryza się w jabłko.
Wyciągnęłam głowę spod kołdry i popatrzyłam na Tom, który stał oparty o ścianę.
- Wszystkiego najlepszego – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- A dziękuję! Jedna chociaż pamiętała! - popatrzył z wyrzutem na Maxa, a później na Jaya.
- Zapomniałeś o Monice – zaśmiał się łysy chłopak.
Tom miał już mu coś odpowiedzieć, kiedy rozległo się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - krzyknął Matt.
- Fajna koszulka – uśmiechnął się piwnooki.
- Lepszy właściciel – uśmiechnęłam się do Loczka.
Nagle do pokoju wleciała Monika, cała w skowronkach.
- Wy jeszcze w łóżku? - spojrzała na nas.
- Jest – spojrzałam na zegarek – dziewiąta!
- Impreza się sama nie zorganizuje!
- A ty przypadkiem nie musisz być teraz w pracy? - podniosłam brew.
- Wzięłam wolne – uśmiechnęła się. - Ubierać się – rozkazała nam i klasnęła w dłonie.
- Zabiję ją kiedyś – powiedziałam i opadłam na klatkę piersiową mojego chłopaka, który tylko się zaśmiał.
Z wielkim trudem wyszliśmy z Jayem z łóżka, no, ale w końcu, po wielu krzykach Moniki, udało się. Wykąpaliśmy się i zjedliśmy przygotowane przez Toma śniadanie. Szatynka powiedziała, że impreza będzie u niej. Kiedy powiedzieliśmy jej, ze przyjeżdża reszta, bardzo się ucieszyła.
Monika wręczyła nam kluczki od jej mieszkania, a sama z Tomem poszła na zakupy, by kupić jakiś alkohol i jedzenie.
Chłopakom bardzo spodobało się jej mieszkanie. Max znalazł gdzieś album z jej zdjęciami z dzieciństwa. Zaczęliśmy przeglądać fotografie, nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. Dziewczyna na zdjęciach robiła takie miny, że od razu uśmiech pojawiał się na twarzy.
Kiedy wrócili razem z Tomem, dziewczyna nawet nie pogniewała się o to, że Max był w jej pokoju. Była w wyśmienitym humorze, zresztą jak prawie codziennie. Nie dała nam posiedzieć, od razu zagoniła nas do roboty.
Chłopaki mieli poodkurzać podłogi i zetrzeć kurz, a my zabrałyśmy się za robienie jakiś ciast, sałatek i przekąsek. Rozmawiałyśmy na wesołe tematy, nie zamartwiając się co może przynieść jutro. Chłopaki przynieśli krzesła z piwnicy i ustawili je ze stołem tak, że było jeszcze sporo miejsca do tańczenia.
Nim się obejrzeliśmy było już po trzynastej, a cała impreza miała się zacząć po dziewiętnastej. Monika uparła się, że musi być grill, więc Tom oznajmił, że zajmie się tą sprawą.
W pewnej chwili oparłam się o ścianę i przyglądałam się jak sprzeczają się o jakąś błahą sprawę. Miało to w sobie jakiś urok i, mimo że była to kłótnia, miło się na to patrzyło. Uśmiechnęłam się pod nosem i szepnęłam: „Ale z ciebie szczęściara”.
Miałam wszystko czego mi było trzeba, aby być szczęśliwą. Ukochanego, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że nigdy się to nie skończy.
Moje rozmyślania przerwał Jay.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał oplatając mój tułów swoimi rękami.
- Że mam wielkie szczęście – uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko w usta.
- O której ma przylecieć reszta? - spytała Monika.
- Jakoś po trzeciej – Max popatrzył na zegarek.
- To może podjedziemy po nich na lotnisko? - zaproponowała szatynka.
- Czemu nie?
Dziesięć minut później siedziałam już z Jayem w taksówce. W jednej wszyscy się nie zmieściliśmy, więc chłopaki i Monika jechali drugą.
W radiu akurat poleciała piosenka „Glad you came”, więc podśpiewywałam sobie po cichu. Kiedy nadszedł czas na refren niebieskooki zaśmiał się i spytał:
- Chcesz mnie wygryźć?
- Ja? Gdzież bym śmiała – posłałam mu szeroki uśmiech.
- I to jest dobra odpowiedź – poczochrał mi grzywkę.
- A jak tam wasze nowe piosenki? - zapytałam z ciekawością.
- Bardzo dobrze. Nathan pisze jak oszalały – zaśmiałam się. - Prawie wszystko o miłości i o Emmie – uśmiechnął się. - Niedługo będziesz mogła posłuchać – puścił mi perskie oczko.
Reszta drogi upłynęła nam na luźniej rozmowie.
Na lotnisku czekaliśmy jakieś czterdzieści minut. Kiedy Vic i Emma tylko mnie zobaczyły, od razu rzuciły mi się na szyję i zaczęły składać jeszcze raz życzenia. To samo było z Nathem i Seev'em. Oczywiście, nie obyło się bez złożenia życzeń piwnookiemu.
Przedstawiłam im Monikę, którą Vicki chyba polubiła od razu, ponieważ od razu zaczęły rozmowę i nie mogły jej zakończyć, ponieważ co chwila przychodził nowy temat. Nawet w taksówce siedziały razem, nie zwracając uwagi na Seev'a.
Wszyscy cieszyli się spotkaniem, a chłopaki ciekawi byli, jak uda się impreza. Tom zapewniał wszystkich, że Monika dała radę i że zabawa będzie świetna.
Najpierw pojechaliśmy do naszego mieszkania. Wszyscy chcieli zobaczyć Matta i małą Amy. Dziewczynka strasznie się ucieszyła na ich widok. Wszystkich wyściskała i wycałowała.
Bardzo spodobało im się nasze mieszkanie, lecz Moniki wygrało. Vicki była zachwycona ścianą pełną zdjęć i wycinków. Od razu powiedziała swojemu chłopakowi, że muszą coś takiego zrobić, na co ten tylko przytaknął i wrócił do rozmowy z Jayem.
Przed osiemnastą wszyscy zaczęli szykować się na imprezę. W naszym małym mieszkaniu prawie nie było się, gdzie ruszyć, ale jakoś daliśmy radę.
Moja szafa trochę się wzbogaciła przez te sześć miesięcy. Z wypłaty zawsze jeszcze mi zostawało, więc pieniądze odkładałam. Zebrała się już niezła sumka, ale wszystko zostało w mieszkaniu Adama, a nie chciało mi się tam wracać, przynajmniej na razie.
Założyłam zwiewną jasnoniebieską sukienkę i łańcuszek z wisiorkiem koniczyną, który dostałam od Jaya wraz z ostatnim listem. Emma miała krótką, białą sukienkę, a Vic jasnożółtą. Wyglądały ślicznie. Chłopaki postawili na białe koszule i jeansy, w czym wyglądali naprawdę świetnie. Mała Amy również miała na sobie sukienkę, za to jej tata niebieską koszulę i, podobnie do chłopców, jeansy. Organizatorka imprezy wyglądała równie pięknie. Niebieska sukienka w kwiatki idealnie podkreślała jej figurę i współgrała z kolorem jej oczu.
Impreza zaczęła się kilka minut przed wyznaczoną godziną. Razem z Tomem zostaliśmy obdarowani kolejnymi życzeniami i prezentami. Chłopak dostał od Nathana, Emmy, Vicki i Seev'a karaoke, a ja fiolkę słodko pachnących perfum, które od razu przypadły do gustu Jayowi. Matt razem ze swoją córką wręczyli piwnookiemu nowe słuchawki, a od nas, czyli ode mnie, Jaya i Maxa, dostał butelkę whisky „Jacka Danielsa” i bransoletkę wykonaną z rzemyków. Szczęśliwi, wspólnie z Tomem podziękowaliśmy za prezenty i pokroiliśmy tort.
Po zjedzonym cieście przyszedł czas na toast, który oczywiście był za nasze zdrowie, a później piwnooki razem z Moniką wyszli na balkon, aby rozpalić grilla.
- Lisa się do was odzywała? - zapytał cicho Nathan kończąc ciasto.
- Próbowała, ale Tom nie odbiera od niej telefonów – powiedział Jay. - A do was?
- Była kilka razy pod domem – odezwała się Vic. - Ale rozmawiała tylko z Seev'em. Pieprzyła jakieś głupoty, że to nasza wina.
- Mogła się nie pchać do łóżka obcemu facetowi – stwierdziła Emma.
- Widzieliście zdjęcia w Internecie? - spytał Siva.
- Taa.. - podrapałam się po głowie. - Ale to już sprawka Evy.
- I tego całego Victora – dodała najstarsza blondynka dopijając szampana.
- No bo kto inny znał prawdę, o tym wszystkim? – skrzywił się Nath.
- Możemy pogadać o czymś innym? - zapytał Jay. - Eva za bardzo działa mi już na nerwy.
Usłyszeliśmy dzwonek telefony Toma. Wstałam i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Lisy.
- Halo? - odebrałam, a cała piątka wlepiła we mnie wzrok.
- Elizabeth? - usłyszałam głos dziewczyny. - Cześć. Możesz podać mi Toma do telefonu?
- Jest zajęty – powiedziałam chłodno.
- Czym?
- Ma urodziny, więc mamy imprezę – oparłam się o komodę.
- Na pewno na rozmowę ze mną znajdzie czas – powiedziała pewnym głosem. - Więc daj mu telefon.
- Tom jest teraz zajęty – powtórzyłam równie chłodno, jak za pierwszym razem.
- Liz...!
- Nie sądzisz, że za bardzo go zraniłaś? - zapytałam. - Daj mu święty spokój.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić – oburzyła się.
- No tak, Evie wychodzi to o wiele lepiej – powiedziałam to szybciej, niż pomyślałam.
- Jak śmiesz?!
Już miałam jej coś odpowiedzieć, ale po prostu się rozłączyła. Rzuciłam telefon na komodę i popatrzyłam na moich przyjaciół.
- Miła pogawędka, nie?
- Chyba przesadziłaś... - odezwał się niepewnie Jay.
- To ona przesadziła z tym, że zdradziła naszego przyjaciela – mówiłam to patrząc mojemu chłopakowi prosto w oczy.
Jeszcze tego brakowało, żebym pokłóciła się z niebieskookim o Lisę. Tylko nie to!
- To, co pijemy? - z balkonu wyjrzał zadowolony Tom.
- Tak, pewnie! - krzyknął Seev, aby nie psuć mu humoru.
Kilka minut później każdy był w świetnym humorze. Chłopaki opowiadali kawały, więc nie można było wytrzymać ze śmiechu. Śmiałam się, ale wiedziałam, że gdzieś część mnie jest smutna. To przez tę rozmowę z Lisą i niedoszłą kłótnię z Jayem.
- Przepraszam – szepnęłam loczkowi do ucha. - Miałeś rację, nie powinnam była...
- Daj spokój – uśmiechnął się i czule objął ramieniem. - Chyba też bym tak jej powiedział... Zraniła Toma aż za bardzo – szepnął i zaczął śmiać się z końcówki kawału, który opowiadał akurat piwnooki.
Impreza trwała do czwartej nad ranem.
Najtrzeźwiejszy z nas był Matt i
Jay, którzy czuwali nad tym, abyśmy nie zrobili nic głupiego. Nie
wliczało się w to oczywiście śpiewanie karaoke. Śmiałyśmy się
z dziewczynami słysząc, jak chłopaki śpiewali po pijaku.
Pewnie rano wiele sąsiadów będzie się skarżyć, ale jakoś żadne
z nas nie zwracało na to uwagi, za bardzo pochłonięci byliśmy
zabawą.
Oczywiście nie obyło się bez tańczenia. Moje nogi nie były przyzwyczajone do tak dużej ilości tańców jednej nocy, więc bolały mnie już gdzieś około pierwszej. Za to dziewczyny tańców dość nie miały. Na parkiecie zachowywały się jak szalone. Więc, kiedy Jay stwierdził, że czas kończyć imprezę nie były zbytnio zadowolone, lecz kiedy Vicki usiadła na kolanach Seev'a, prawie od razu zasnęła.
Oczywiście nie obyło się bez tańczenia. Moje nogi nie były przyzwyczajone do tak dużej ilości tańców jednej nocy, więc bolały mnie już gdzieś około pierwszej. Za to dziewczyny tańców dość nie miały. Na parkiecie zachowywały się jak szalone. Więc, kiedy Jay stwierdził, że czas kończyć imprezę nie były zbytnio zadowolone, lecz kiedy Vicki usiadła na kolanach Seev'a, prawie od razu zasnęła.
Amy dawno już spała, więc Matt
musiał spać w mieszkaniu Moniki. Tom też powiedział, że zostaje
u szatynki, gdyż jest strasznie zmęczony. Oczywiście żaden z
chłopaków mu nie uwierzył i zaczęli sobie żartować.
Niezbyt dobrze pamiętam, jak dodarliśmy do mieszkania, ale kiedy byliśmy już w domu każdy położył się spać, gdzie tylko mógł. O czwartej trzydzieści nie było już słychać żadnych rozmów, tylko lekkie pochrapywanie chłopaków.
Była to najlepsza impreza urodzinowa na jakiej byłam. No i oczywiście najlepsze urodziny, jakie w życiu przeżyłam.
Nie myśląc już o niczym, wtuliłam się w Jaya i odpłynęłam w głęboki sen.
Niezbyt dobrze pamiętam, jak dodarliśmy do mieszkania, ale kiedy byliśmy już w domu każdy położył się spać, gdzie tylko mógł. O czwartej trzydzieści nie było już słychać żadnych rozmów, tylko lekkie pochrapywanie chłopaków.
Była to najlepsza impreza urodzinowa na jakiej byłam. No i oczywiście najlepsze urodziny, jakie w życiu przeżyłam.
Nie myśląc już o niczym, wtuliłam się w Jaya i odpłynęłam w głęboki sen.
------------------------------------------
Dobra macie długi rozdział :) Musi to Wam wystarczyć na dwa tygodnie, gdyż zaczęły mi się ferie i mam trochę planów i nie będę miała czasu pisać ;)