piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 18

  Obudziłam się obok Jaya z wielkim uśmiechem na ustach. Od czasu, kiedy poznałam chłopaków, uśmiechałam się więcej niż przez całe swoje życie.
  Chłopak spał w najlepsze, pochrapując lekko.
  Usiadłam na łóżku i jak idiotka, wpatrywałam się w niego. Brązowe włosy, które miał nasunięte na czoło, lekko rozwarte, różowe usta, jego nagi tors. Zastanawiałam się, co on takiego we mnie widzi, a do tego byłam narkomanką, która w mgnieniu oka mogła zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę jego i chłopaków. Ale jednak, kochał mnie. Nie chciałam, żeby było inaczej. Dzięki niemu, mój świat zmienił się na lepsze i wreszcie mam dla kogo żyć.
  Niebieskooki wyczuł, chyba przez sen, że ktoś go obserwuje, bo otworzył oczy. Zaśmiał się, co trochę mnie zdziwiło.
  - A jednak to nie sen! - odezwał się zadowolony, a ja, podobnie jak on, roześmiałam się.
  Usiadł po turecku, tak, że nasze kolana się stykały.
  - Dasz mi się wreszcie pocałować? - spytał rozbawiony.
  - A czy ja oponuję? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przy okazji wspierając się na dłoni, a serce biło mi jak oszalałe.
  Chłopak przybliżył się, patrząc mi głęboko w oczy. Zanim jego wargi napotkały moje, myślałam, że minęły wieki, ale kiedy wreszcie to się stało, byłam w siódmym niebie. Jego usta były ciepłe, miękkie i lekko dotykały moich. Wiedziałam, że ten lekki dotyk mi nie wystarczy. Nie wiem nawet kiedy, moje dłonie zatopiły się w gęstości jego włosów, a język powędrował głębiej. Kilka sekund później, leżałam już na łóżku, przygniatając Jaya ciężarem swojego ciała.
  Chłopak gładził mnie jedną dłonią po policzku, a drugą powędrowała w moje blond włosy. Czułam szybkie bicie serca niebieskookiego. Moje serce nie pozostawało dłużne, myślałam, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.
  - Nie zrobiła tego! - usłyszałam gdzieś w oddali głos Nathana. Odskoczyłam od Jaya, jak oparzona, a w dodatku czułam jak cała robię się czerwona. Chłopak patrzył na nas w osłupieniu i nie wiedział, co powiedzieć.
  - Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?! - zapytał niebieskooki.
  - Sorki... - uniósł ręce w geście poddania się.
  - Możemy się cieszyć. - do pokoju wleciał uśmiechnięty od ucha do ucha Max. Widząc moją minę zapytał szybko. - Nie w porę?
  - Niech Nathan nauczy się wreszcie pukać!
  - Oj, młody! - zaśmiał się Max.
  - Siema wam! - do pokoju wpadli roześmiani Siva i Vicki.
  Czy ten pokój zawsze cieszył się, tak dużą popularnością?, przemknęło mi przez głowę.
  - Miałeś rację – najstarsza blondynka zwróciła się do niebieskookiego. - W żadnej gazecie nie ma wzmianki o The Wanted i narkotykach – odetchnęłam z ulgą, lecz mój wzrok podążył w stronę Sivy. Uśmiechał się, był miły, nie mógł uderzyć Evy. To nie było możliwe.
  - A gdzie jest Tom? - spytałam nagle.
  - Też bym chciał to wiedzieć.
  Usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
  - Chyba mamy odpowiedź – zaśmiała się Emma.
  - Tom, gdzie byłeś?! - Max wybiegł z pokoju.
  - Yyy.... Na spacerze... - usłyszałam zakłopotany głos chłopaka.
  - Coś czuję, że Lisa odgrywała tutaj rolę – stwierdziła uśmiechnięta Vicki.
  - Macie zamiar spędzić cały dzień w pościeli? - zdziwiła się najmłodsza dziewczyna.
  - Kusząca propozycja, nie sądzisz? - odezwał się niebieskooki, a ja się zaśmiałam.
  - Ubierajcie się! - trajkotała dziewczyna, jakby w ogóle nie słyszała słów Jaya. - Dzisiaj spędzamy dzień na świeżym powietrzu! Nie ma wymówek! Chcę zwiedzić Londyn, a mając takich przewodników, nie będzie można się nudzić!
  - Nathan, z kimś ty się związał?! - Jay złapał się za głowę.
  - Z największą wariatką na świecie! - cmoknął ją w nos.
  - Nie mogę się nie zgodzić! - chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
  Vicki i Siva wyszli za nimi uśmiechnięci od ucha do ucha, a ja zostałam z Jayem sama.
  - Na czym my to skończyliśmy? - spytał przybliżając swoją twarz do mojej.
  - Na tym... - moje usta szybko dotknęły jego warg.
  - Ej, zapomnia... - usłyszeliśmy głos najmłodszego członka zespołu.
  - Nathan! - wydarł się niebieskooki, a ja wybuchnęłam śmiechem widząc zakłopotaną minę chłopaka.

    Po zjedzonym śniadaniu i po tym jak Max wylał na Nathana colę, wyszliśmy uśmiechnięci z domu. Przy zwiedzaniu miasta było naprawdę dużo zabawy. Biegaliśmy po całej ulicy śmiejąc się jak wariaci. Chłopaki rozdali przy okazji kilka autografów i robili sobie zdjęcia z fanami.
  Najmłodsza blondynka latała z cyfrówką swojego chłopaka i robiła zdjęcia w najmniej odpowiednim momencie. Vicki powiedziała tylko „Lepiej żeby te zdjęcia nie ujrzały światła dziennego, bo będzie z tobą krucho”, na co tamta tylko się zaśmiała i cyknęła jej fotkę.
  Do domu wróciliśmy strasznie zmęczeni, ale dobry humor nas nie opuszczał. Emma wymyśliła, żeby pobawić się w chowanego. Żaden z chłopaków nie miał nic przeciwko, więc zaczęliśmy grę. W czasie zabawy Siva zbił lampę, przewrócił się kilka razy, potykając o jakieś przedmioty, które dziwnym trafem wyrastały mu pod nogami, kiedy tylko biegł.
  Po godzinnej zabawie zachciało nam się jeść. Postanowiliśmy zamówić pizze i obejrzeć jakąś komedię. Oglądając śmialiśmy się w każdym momencie, niekoniecznie z filmu.
  Kiedy tak z nimi siedziałam nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Kochający przyjaciele i kochający Jay. Nic dodać nic ująć. Nikomu nie pozwolę tego zniszczyć, a już szczególnie Evie. Nie pozwolę, obiecuję, przemknęło mi przez myśl, kiedy Jay bardzo głośno roześmiał się z żartu, który opowiedział Max.
  Około dwudziestej drugiej wszyscy byli już w swoich pokojach, a ja postanowiłam wyciągnąć niebieskookiego na jeszcze jeden spacer, ale już tylko we dwoje. Z wielką chęcią przystał na mój pomysł.
  Szliśmy wtuleni w siebie z uśmiechami na ustach. Dopiero teraz zorientowałam się jaki jest wysoki. Był jakieś dwadzieścia pięć centymetrów wyższy ode mnie.
  - Jesteś szczęśliwa? - zapytał nagle.
  - Jestem, ale wiesz, że niedługo muszę wracać...
  - To przeprowadź się do nas – powiedział od razu.
  Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie równie uważne, jak ja na niego.
  - Nie chcę wam siedzieć na głowie, a tak w ogóle mam tam pracę...
  - Nie musisz pracować.
  - Ale chcę. Muszę coś robić, chcę czuć, że jestem potrzebna.
  - To jaki problem, znaleźć coś tutaj?
  - Nie mogę – pokręciłam głową. - Może kiedyś... - westchnęłam, ale już po chwili leżałam na jego kolanie, a głowa przechylała się do tyłu. - Co ty robisz?!
  - Może kiedyś?! - oburzył się.
  - Dobra, dobra. Na pewno! - zaśmiałam się i mało co spadłam, na szczęście Jay mocno mnie przytrzymał. Po chwili stałam już o własnych nogach.
  - Mówił ci ktoś już kiedyś, że niezły z ciebie wariat?
  - Hmm... - zastanowił się. - Bardzo dużo ludzi – zaśmiał się i przerzucił mnie sobie przez ramię.
  - Puść mnie! - śmiałam się.
  - Przecież cię nie trzymam – puścił moje nogi, a ja niebezpiecznie się zachwiałam i krzyknęłam. Po sekundzie znów czułam jego palce na swoich nogach.
  - Nigdy nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
  - Postaw mnie na nogi! - zażądałam.
  - Nie.
  - Proszę cię!
  - Pod warunkiem, że mnie pocałujesz – powiedział, a ja uniosłam do góry brwi.
  - No dobra... - zgodziłam się niby niechętnie. Chwilę później uciekałam już przed nim śmiejąc się w niebo głosy.
  - Mnie się nie oszukuje, zapamiętaj! - krzyknął tylko i ruszył biegiem w moim kierunku.
  Był naprawdę szybki, albo ja taka wolna, gdyż dogonił mnie w niecałe trzydzieści sekund.
  - Mam cię! - obrócił mnie i nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
  - Ach... ta młodość – usłyszałam głos jakiejś starszej pani i uśmiechnęłam się.

  Kiedy obudziłam się następnego ranka, Jaya przy mnie nie było. Na poduszce była za to żółta róża. Po chwili zadzwonił telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni, odezwałam śmiejącym się głosem.
  - Halo?
  - Cześć Liz – usłyszałam syczący głos Evy.
  - Czego chcesz? - uśmiech zszedł mi z twarzy.
  - Wyjdź przed dom, musimy porozmawiać.
  - Nie mamy o czym – ucięłam krótko.
  - Wręcz przeciwnie. Mam kilka artykułów i zdjęć, które mogą cię zainteresować... - rozłączyła się, a ja popatrzyłam na telefon rozgniewana. A dzień tak przyjemnie się zaczął, pomyślałam.
  Szybko ubrałam się i wyszłam poza pokój, w domu była cisza, jak makiem zasiał. Otworzyłam drzwi i ujrzałam czarnowłosą dziewczynę.
  - Czego chcesz?
  - Nie zaprosisz mnie do środka?
  - Do tego domu suki mają zakaz wstępu – powiedziałam z zimnym wzrokiem, ale tamta roześmiała się tylko.
  - Posłuchaj... Nie zaniosłam do redakcji tych tekstów – podniosła rękę, a ja ujrzałam kilka zadrukowanych kartek A4. - dlatego, że myślałam, że Jay jednak zmieni zdanie. Nie zmienił. Ale teraz wszystko zależy od ciebie. Odejdziesz – te papiery nie ujrzą światła dziennego, zostaniesz – cały kraj znienawidzi chłopaków, a do tego będą mieć proces w sądzie, a ty razem z nimi. Wszyscy za posiadanie narkotyków, ty za pobicie niejakiej Lauren, a Siva za pobicie Felixa i może ciebie.
  - Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałam zdziwiona. Nic nie rozumiałam.
  - Nieważne. Teraz wszystko zależy od ciebie. Masz czas do jutra. Jeżeli  wyniesiesz się z Londynu, i zostawisz chłopaków w spokoju, niszczę te papiery, a jeżeli nie... no cóż... będę zmuszona rozesłać to do różnych redakcji.
  - Jesteś...
  - Nie kończ. Wiem – roześmiała się. - Więc jak? Wygrałam. - stwierdziła widząc moją minę. - Dobry wybór, inaczej chłopaki byliby skończeni – chciała się odwrócić, ale o czymś sobie przypomniała. - A, jeszcze jedno. Nie próbuj kontaktować się ani z chłopakami, ani z tymi twoimi przyjaciółeczkami, bo pożałujesz. To na razie – uśmiechnęła się i zbiegła ze schodów, a ja trzasnęłam drzwiami.
  Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zniszczyć twoje szczęście, przypomniały mi się słowa, które powiedziała do mnie kiedyś matka. Nie sądziłam, że kiedyś, pomyślę albo powiem, że miała rację.
  Walnęłam głową w drzwi; po chwili poczułam ból. Świetnie! I co teraz. Czas na kolejną ucieczkę? A może zostać? Gdybym została zniszczyłabym wszystko, karierę chłopaków. Mieliby do mnie ogromny żal, chociaż niektórzy w prost by tego nie powiedzieli.
  Co ja takiego zrobiłam, że Bóg tak mnie ukarał?, pomyślałam i poczułam pod zamkniętymi powiekami napływające łzy. Teraz nie jest ważne twoje szczęście, tylko szczęście Jaya i reszty.
  Wbiegłam na górę i wyciągnęłam torbę spod łóżka. Otworzyłam szafę i wrzuciłam do niej wszystkie rzeczy, jakie tylko tutaj miałam. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, więc szybko otarłam je wierzchem dłoni. Zapięłam torbę, która ponownie wylądowała pod łóżkiem.
  - Liz! Wstałaś już?! - usłyszałam wołający głos Jaya.
  - Tak, wstałam! - odkrzyknęłam trochę łamiącym się głosem. - Już schodzę!
  Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na chwilę oczy.
  Po chwili byłam już na dole, w kuchni, gdzie Jay rozłożył się z zakupami.
  - Dzień dobry – przywitał podchodząc do mnie i całując lekko.
  Teraz o wiele lepszy ten poranek, przemknęło mi przez głowę.
  - Na co masz ochotę? - odsunął się i pokazał na zakupy rozłożone na wyspie kuchennej.
  Było tam wszystko. Świerze pieczywo, warzywa, owoce, jajka, kawa, herbata, a nawet kilka pojedynczych kwiatów. Chłopak uśmiechał się serdecznie, a ja miałam ochotę uciec jak najdalej się da. Kochałam ten jego uśmiech i chciałam, żeby pozostał w mojej pamięci na wieki. W końcu teraz pozostaną mi tylko wspomnienia. Walczyłam z tym, aby nie popłynęły mi łzy.
  - Może jajecznica? - wypaliłam.
  - Okej! - podszedł do jakiejś szafki i wyciągnął z niej gigantyczną patelnię. - Chłopaki to straszne głodomory, więc przyda się bardzo duża dawka – zaśmiał się, a ja razem z nim.
  - Wcale po was tego nie widać – stwierdziłam.
  - Dużo czasu spędzamy w ruchu. To koncerty, próby i tak dalej – położył patelnię na palnik płyty ceramicznej i nalał sporą ilość oliwy z oliwek.
  - No tak.
  - Siema! - przywitał się Nathan, który wszedł do kuchni przecierając oczy, a do tego w samych bokserkach.
  - Hej – powiedzieliśmy równocześnie z niebieskookim i wymieniliśmy spojrzenia.
  Najmłodszy chłopak podszedł do lodówki i wyciągnął z niej karton mleka.
  - Od kiedy ty gotujesz? - zdziwił się.
  - Od dzisiaj – odpowiedział mu tamten i zaczął kroić jakieś mięso w kosteczkę.
  - Liz, masz na niego aż za dobry wpływ – uśmiechnął się do mnie, a ja przełknęłam ślinę. Ciekawe czy tak samo pomyśli, kiedy dowie się, że ich zostawiłam, przemknęło mi przez myśl. - Ty cuoco (kucharz) tylko niczego nie przypal! - zaśmiał się zniknął zanim zdążyła trafić w niego ścierka, którą wycelował w niego Jay.
  - Czasem zachowujecie się jak małe dzieci – zaśmiałam się.
  - Obawiam się, że my nigdy nie dorośniemy. Cholera! - wrzasnął, a ja podskoczyłam.
  - Co?!
  - Przeciąłem sobie palec! - uniósł palec wskazujący do góry; spływała z niego krew.
  - Włóż pod zimną wodę – nakazałam. - Gdzie macie apteczkę? - spytałam opanowana.
  - Druga górna szafka, po twojej lewej.
  Wyciągnęłam dobrze zaopatrzoną apteczkę. Ranę polałam wodą utlenioną i przykleiłam mu na palec plaster.
  - Czy to konieczne? - jęknął, na co kiwnęłam tylko głową.
  - Słyszałem, że ktoś tu robi śniadanie – do kuchni wkroczył wesolutki Max. Kiedy spojrzał na niebieskookiego nie mógł powstrzymać śmiechu. - Może ty lepiej nie bierz się za to gotowanie? - śmiał się dalej, a na twarzy niebieskookiego pojawił się grymas.
  - Liczą się chęci – powiedziałam uśmiechnięta i cmoknęłam go w policzek, poprawiając mu przy tym humor.
  - Chyba też muszę znaleźć sobie dziewczynę... - westchnął łysy chłopaka, opadając na krzesło. - Wy macie siebie, Nathan Emmę, Siva jest szczęśliwy z Vicki, a Tom zaczyna czuć coś do tej całej Lisy...
  - Nie martw się – usłyszeliśmy wesoły głos Sivy. - Kupimy ci psa – poklepał go po ramieniu. - Najlepszy przyjaciel człowieka, w końcu.
  - Cześć wam – przywitała się Vicki, na co pomachałam jej tylko.
  - Przynajmniej jakieś pocieszenie – westchnął Max, a do kuchni wbiegła Emma.
  - Ktoś podobno robi śniadanie! - wykrzyknęła, a wszyscy, oprócz Jaya wybuchnęli śmiechem.
  - Nasz kochany kucharz został ranny podczas misji – śmiał się dalej Siva, a po chwili ścierką, którą wycelował w niego niebieskooki, wylądowała na jego głowie, wywołując kolejne falsy śmiechu.
  - Co się tu dzieje? - do kuchni wkroczyli Tom i Nathan. Tamten drugi od razu podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją czule w czoło.
  - To co jemy? Umieram z głodu – odezwała się Vicki.
  - To może ja się popiszę? - zaproponowała Emma. 
  - To my za godzinę wracamy – oznajmił Jay i bez ostrzeżenia pociągnął mnie za sobą.
  - Gdzie mnie ciągniesz? - spytałam.
  - Na spacer – chwyci dwie kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w prawą stronę. - Przepraszam.
  - Ale za co? - nic nie rozumiałam.
  - Za to, że nic mi dzisiaj nie wyszło...
  - Oj, daj spokój – uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz wpatrzoną przed siebie. Nie mogłam uwierzyć, że dzisiaj jest ostatni dzień, który z nim spędzę. - Kocham cię – szepnęłam, a on od razu na mnie spojrzał. - Kocham cię – powiedziałam już trochę głośniej. Było mi lżej na duszy. Wreszcie to powiedziałam i nie sprawiło mi to wielkiej trudności.
  - Ja ciebie też – szeroko się uśmiechnął i zbliżył twarz do mojej. Kilka sekund później poczułam jego wargi napierające na moje. Nie liczyło się nic innego, tylko on i ja.

  Po zjedzonym wspólnie śniadaniu, dla mnie ostatnim, chłopaki musieli iść na jakąś sesję zdjęciową, a my zostałyśmy w domu.
  Usiadłyśmy na kanapie.
  - W końcu jestem szczęśliwa – powiedziała Vicki zamykając oczy.
  - Ja też – uśmiechnęła się Emma. - A to wszystko dzięki tobie – uścisnęła moją dłoń; spojrzałam na nią uważnie.
  - Ty poznałaś nas z chłopakami – dokończyła najstarsza blondynka. - Za co bardzo ci dziękujemy – rzuciły się na mnie.
  Przynajmniej one będą szczęśliwe, pomyślałam.
  - Ej! Bo mnie udusicie! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
  Trzeba przeżyć te ostatnie chwile z nimi jakoś szczęśliwie, przemknęło mi przez głowę.
  - Cześć wam – usłyszałyśmy głos jakiejś kobiety. Nasze głowy od razu odwróciły się w kierunku kobiety, która okazała się Lisą. - Pukałam, ale chyba nie słyszałyście, a drzwi były otwarte...
  - Nie tłumacz się! - uśmiechnęła się do niej Vicki.
  - Co prawda, to nie nasz dom, ale zapraszamy! - powiedziała Emma.
  - Nie chcę wam...
  - Oj, daj spokój – najmłodsza blondynka wstała, podeszła do niej, chwyciła za rękę i usadowiła na kanapie.
  Zawsze, kiedy ją widziałam, ubrana była elegancko. Granatowa spódnica, biała bluzka, a na to żakiet i delikatna biżuteria. Byty nie za wysokie, czarne lub odcienie czerni. Ciekawe, czy na randki z Tomem też się tak ubiera?, przemknęło mi przez myśl, jakby to była moja sprawa.
  - Może napijemy się czegoś? - zaproponowała Emma. - Nathan pokazał mi, gdzie trzymają alkohol i...
  - Świetny pomysł! - poparła ją Vicki.
  - Nie dla mnie – zauważyłam i wskazałam na moją głowę.
  - Zapomniałam, przepraszam.
  - Ale wy, nie odmawiajcie sobie – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
  - Na pewno?
  - Tak.
  Po chwili na stole stały już szklanki, kieliszki małe i duże oraz pełno kolorowego alkoholu. O tak dobrze zaopatrzonym barku marzyłby nie jeden facet.
  - Pozwólcie, jestem kelnerką, nie barmanką, ale może coś wymyślę – powiedziała Emma i wzięła się za swoją pracę.
  - O której mają wrócić chłopcy? - spytała Lisa.
  - Nathan ma wysłać sms'a Emmie, kiedy będą kończyli – odpowiedziałam.
  - Byłaś umówiona z Tomem? - spytała Vicki.
  - Nie, chciałam zrobić mu niespodziankę – uśmiechnęła się nieśmiało.
  - Będzie kolejna para! - wykrzyknęła Emma, a Lisa lekko się zaczerwieniła.
  - Trzeba znaleźć kogoś naszemu kochanemu Maksiowi– zamyśliła się Vicki.
  - Lisa, nie masz przypadkiem żadnej fajnej koleżanki? - spytałam.
  - Powiedzmy, że mam -zaśmiała się tamta.
  Wreszcie się rozluźniła, pomyślałam uśmiechnięta.
  - Dobra, mam! - krzyknęła Emma. - Proszę – podała Lisie małą szklankę z kolorowym trunkiem.
  - Nie otruję się? - zapytała.
  - Chyba nie – zaśmiała się. - A tu dla Vicki – podała najstarszej blondynce niebiesko żółty trunek.
  Przez następne pięć godzin wygłupiałyśmy się, śmiałyśmy się i dziewczyny piły. Po pół godzinie nikt by nie przypuścił, że tak krótko znałyśmy Lisę. Robiłyśmy sobie nawet zdjęcia. Jak Emma się na coś uprze, to wątpliwe, że ktoś ją od tego oderwie.
  Dziewczyny były kompletnie piane, gadały jakieś głupoty i co chwila wybuchały niepohamowanym śmiechem. Cud, że w ogóle trzymały się na nogach. Muzyka grała niebyt głośno, ale kiedy poleciała piosenka chłopaków, radio grało na maksa. Sześć butelek po różnorodnym alkoholu walało się po stole, a kilka szklanek było pobitych.
  Niedługo później do domu weszli chłopcy. Ich miny byłe bezcenne, kiedy zobaczyli, że z dziewczynami urządziłyśmy sobie małą imprezkę.
  - Dobra tego się nie spodziewałem... - zająknął się Siva.
  - Lisa? - spytał z niedowierzaniem Tom.
  - Może wcale tego po niej nie widać, ale jest zajebista – zaśmiała się Emma, która opierała się o kominek, żeby tylko nie upaść.
  - Żałujcie, że was nie było – Vicki zaczęła zmierzać w stronę swojego chłopaka, potykając się o własne nogi i gdyby Siva w pewnym momencie jej nie złapał, runęłaby na ziemię jak długa.
  - Tobie już chyba wystarczy – westchnął i spojrzał na nią uważnie.
  Max podszedł do stolika i wziął jedną butelkę do ręki.
  - Przynajmniej mają dobry gust – zaśmiał się.
  - Lisa zostaje na noc – uśmiechnęła się Emma. - Użyczysz jej kawałek łóżka, prawda? - spojrzała na Toma, który tylko podrapał się po głowie i szepnął coś pod nosem.
  - Ja tobie też z miłą chęcią użyczę kawałek materaca. A teraz chodź – Nathan wziął ją na ręce.
  - Na razie dziewczyny – pomachała do nas i zachichotała. - Noc jest jeszcze dłuuuuuga i kto wie, co może się wydarzyć – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i po chwili zniknęła z naszego pola widzenia.
  - Chodź, Lisa – Tom chwycił ją za rękę. - Vicki pożyczysz jej jakąś koszulkę. - zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie, a nie pytanie.
  - A po co jej koszulka? - zdziwiła się tamta, a ja pokręciłam głową.
  - Idziemy – zadecydował Siva.
  - Gdzie chcesz iść? - spytała jego druga połówka.
  - Spać.
  - Nie chce mi się spać...
  Nie patrząc na jej protesty zaciągnął ją na górę, a za nimi poszli Lisa z Tomem. Na dole zostałam tylko ja, Max i Jay. Oboje wpatrywali się we mnie, a ja nie wiedziałam co mam im powiedzieć.
  - Trzeba tu posprzątać...
  - Przepraszam? - na mojej twarzy pojawił się grymas.
  - W porządku – uśmiechnął się łysy chłopak. - Ten dom przeżywał większych pijaków – spojrzał na swojego przyjaciela i oboje wybuchnęli śmiechem.
  - Wolę nie wiedzieć – podniosłam ręce w geście poddania.
  - Może urządzimy powtórkę? - zaproponował Jay.
  - O nie! Przez dwa dni z łóżka wstać nie mogłem! - zaprotestował drugi.
  - Ale było fajnie! Nie zaprzeczysz.
  - Nie mógłbym – uśmiechnął się.
  - Może byście mi pomogli, a nie wzięliście się za wspominanie? - przerwałam im zbierając puste butelki.
  - Spokojnie – zaśmiał się łysy chłopak. - Sprzątanie nie zając. Zaraz wracam – biegiem dotarł do kuchni.
  - Zgadzam się – powiedział Jay i usiadł na kanapie. - Usiądź – poklepał miejsce obok siebie; usiadłam, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
  - Jestem! - krzyknął Max i postawił na stoliku trzy szklanki.
  - Ja, dziękuję – powiedziałam tylko.
  - Jay? - podniósł brwi.
  - Pewnie – po tych słowach w jego literatce znalazła się kolorowa ciecz.
  - Jak tam sesja? - zapytałam.
  - Normalnie – wzruszył ramionami Max. - Jak to na sesjach... Stań tak, przechyl głowę w prawo, w lewo... - usiadł w fotelu z butelką wódki, pociągnął łyk nie zapijając niczym.
  - Dobrze się czujesz? - spytałam; kolejny łyk.
  - Wyśmienicie – wstał i zaczął kierować się ku schodom.
  - Gdzie idziesz? - pytanie padło z ust Jaya.
  - Do siebie. Dobranoc – wbiegł po schodach i usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
  - Wywinął się od sprzątania – zauważył i wziął łyka kolorowego drinka, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Wstał i włączył radio, z którego poleciała wolna piosenka. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. - Mogę prosić?
  - Nie jestem w tym zbyt dobra – ostrzegłam.
  Chwyciłam jego dłoń i wstałam. Zaczęliśmy kołysać się w takt muzyki. Chciałam żeby pozostało tak już na zawsze, ja i on i nasz mały świat. Marzenie nie do spełnienia.
  - Kocham cię – szepnął i spojrzał mi w oczy.
  - Ja ciebie też – pochylił się i nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
  - Chciałbym, żeby to trwało wieki... - powiedział, kiedy nasze wargi oderwały się od siebie. - Nigdy się nie kończyło... - czułam jak oczy mi wilgotnieją. Po chwili po policzku spłynęła mi jedna, samotna łza, którą Jay starł kciukiem i uśmiechnął się lekko. - Nie płacz...
  Zaśmiałam się, ale chciałam teraz płakać. Łzy uśmierzają ból, to pewne. Gdybym teraz zaczęła płakać, zaczęłyby się pytania, a tego chciałam uniknąć. Przecież nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Tak będzie lepiej.
  - Kocham cię i nie chcę, żebyś o tym zapomniał...
  - Nigdy nie zapomnę.
  Przytulił mnie mocno, a ja zamknęłam oczy.
  Najwidoczniej nie mam prawa do tego, aby być szczęśliwą...

  Tej nocy przyszła do nas jeszcze Emma, która była w szampańskim humorze. Pokazała nam zdjęcia i z naszej małej „imprezki” i ze zwiedzania miasta. Śmiała się non stop, albo z min swojego chłopaka i mówiła jaki on to nie jest przystojny, to z min innych. W pewnej chwili przyszedł po nią Nathan, lecz ta nie chciała iść. Zaczęła przed nim uciekać, a ten ganiał ją po całym pokoju. „Na prawdę z niej wariatka” usłyszałam jak Jay powiedział to pod nosem. „Chciałabym wiedzieć co ty wyrabiasz po pijaku” odgryzłam się i zaśmiałam.
  Emma wylądowała na łóżku i śmiała się, jak nawiedzona. 
  - Zapomniałam! - krzyknęła nagle i wybiegła.
  - Nigdy więcej nie tknie alkoholu – powiedział Nathan i wybiegł za nią.
  Wybuchnęliśmy z Jayem śmiechem.
  - Te blondynki – westchnął po chwili.
  - Masz coś do blondynek? - spojrzałam na niego niby groźnie.
  - Ja? - zdziwił się. - No może oprócz tego, że...
  - Mam coś dla was! - Emma rzuciła się na łóżko i podała nam dwa zdjęcia. Na jednym całujemy się z Jayem, a reszta za nami robi głupie miny, a na drugim jesteśmy wszyscy w ósemkę, śmiejąc się i robiąc głupkowate miny.
  Tego dnia nie zapomnę do końca życia.
  - Emma! - zdenerwował się Nathan.
  - Sorka, muszę lecieć, bo Nath mnie zaraz zabije – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Miłej nocki – cmoknęła mnie w policzek i wybiegła rzucając się na swojego chłopaka mało co go nie wywracając. - Jak ja cię kocham! - usłyszeliśmy jeszcze, zanim zamknęły się drzwi.
  - Ona naprawdę nie powinna pić – roześmiałam się.
  - Jest wtedy niebezpieczna. A to zdjęcie – podniósł do góry fotografię, na której się całowaliśmy - oprawię i powieszę nad łóżkiem – zaśmiał się. - Będzie idealnie pasować.
  - Nathan! - usłyszeliśmy wrzask Emmy.
  - Lepiej to sprawdzę – wyskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju.
  Na korytarzu leżał nieruszający się chłopak, a blondynka nad nim klęczała. Szybko do nich podbiegłam.
  - Coś ty mu zrobiła?! - krzyknęłam na nią.
  - Nie wiem! Szedł i nagle się przewrócił! - Emma, jakby odzyskała świadomość.
  - Buuu! - podskoczyłyśmy obie krzycząc, a Nathan wybuchnął śmiechem.
  - Ty....! - zdenerwowała się blondynka. - Myślałam, że coś ci się stało, idioto! - chłopak dalej śmiał się jak szalony.
  - Co wy wyrabiacie? - z pokoju wyjrzał Tom.
  - Nathan odpalił stary numer – poinformował go Jay.
  - Nadal mi to wychodzi! - wykrzyknął uradowany i ponownie się śmiał.
  - Jesteś nienormalny!
  - Też cię kocham! - pociągnął ją tak, że teraz na nim leżała. Po chwili śmiała się razem z nim.
  - Tylko teraz nie wysadźcie całego domu w powietrze, błagam – powiedziawszy to Tom, zamknął drzwi od pokoju.
  - Zachowujcie się jakoś – nakazał Jay i zniknął za drzwiami pokoju, a ja razem z nim. - Dwójka wariatów – zaśmiał się. - Dobrali się doskonale.
  Resztę nocy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Chciałam, żeby ta noc trwała wiecznie, lecz zleciała zbyt szybko.
  O szóstej nad ranem, kiedy Jay zasnął, wstałam cichutko z łóżka. Ubrałam się i wyciągnęłam torbę spod łóżka. Na biurku znalazłam jakąś czystą kartkę i długopis. Zapaliłam lampkę. Napisałam długi, jak na mnie list, a krople łez zmoczyły kartkę. Z dołu przyniosłam żółtą różę, którą kupiłam, kiedy dziewczyny wysłały mnie po jakiś sok do sklepu.
  Zgięłam kartkę i położyłam razem z różą na poduszce, na której jeszcze niedawno spoczywała moja głowa. Łzy płynęły z moich oczu, jak jeszcze nigdy.
  Pochyliłam się i dotknęłam swoimi wargami ust Jaya. Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak spokojnie oddycha, nie wiedząc, co zastanie, kiedy tylko otworzy oczy.
  Chwyciłam torbę, wiedziałam, że gdybym jeszcze przez chwilę na niego patrzyła zwątpiłabym z moją decyzję. Najciszej, jak tylko się dało zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Łzy płynęły mi po policzkach strumieniem.
  Najszybciej jak tylko mogłam dotarłam na dworzec, kupiłam bilet i wyjechałam z Londynu, czując, że ktoś wyrwał mi cząstkę mojego serca...

(http://www.youtube.com/watch?v=-6lRKGS2Nn8)

   Kochany Jayu
   Teraz mogę śmiało powiedzieć, że przez ten bardzo krótki okres czasu, nauczyłeś mnie kochać. Dzięki Tobie wypowiedziałam po raz pierwszy te dwa magiczne słowa. Kocham Cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile jeszcze razy chciałabym je wypowiedzieć dla Ciebie...
  Muszę odejść, kolejny raz uciec i zmagać się z przeszłością, ale dzięki Tobie, tą lepszą przeszłością. Przepraszam, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz...
  Przez długi czasu zastanawiałam się dlaczego los jest taki okrutny... To nie los, lecz ludzie... Ludzie, którzy potrafią wbić Ci nóż w serce, nawet bez mrugnięcia okiem...
  Vicki zapytała mnie kiedyś, dlaczego nie rzucę narkotyków. Odpowiedziałam jej, że nie mam dla kogo... Pojawiłeś się ty i wiedziałam, że teraz muszę to rzucić, bo znalazłam kogoś dla kogo chcę żyć. Dziękuję Ci, przepraszam, że nie możesz tego usłyszeć...
  Żółta róża, ta, którą dałeś mi po raz pierwszy, po koncercie... (Skąd wiedziałeś, że żółty to mój ulubiony kolor...?) Mam ją do teraz... Jest jeszcze ta, którą ujrzałam, kiedy wczoraj otworzyłam oczy... Zachowam je, aby zawsze przypominały mi o naszej, jakże krótkiej miłości... Będą przypominały te szczęśliwe, niebieskie oczy, kiedy powiedziałam po raz pierwszy, że Cię kocham...
  Tobie też zostawiam jedną... Zrobisz z nią, co zechcesz... Wyrzucisz, spalisz, zachowasz... nie wiem...
  Wiem tylko jedno, kocham Cię i nigdy nie przestanę... Nie zapomnij o tym...
  Jeszcze raz przepraszam...
                                                                                                                                 Twoja Liz


  Niedługo później byłam już pod mieszkaniem Matta. Cała zapłakana nacisnęłam dzwonek. Po chwili mężczyzna otworzył drzwi i widząc mnie zapytał:
  - Co się stało? - wpuścił mnie do środka i usadowił na kanapie.
  - Musiałam odejść... - zaczęłam. - Inaczej zniszczyłabym wszystko...
  - Co byś zniszczyła? Nic nie rozumiem.
  Najszybciej jak tylko mogłam streściłam mu spotkanie z Evą. Po chwili płakałam już w jego ramionach.
  - Ja muszę wyjechać... i to szybko.
  - Ale gdzie?
  - Nie wiem. Dobrze wie, że będę u ciebie.
  - Dlaczego z nim nie porozmawiałaś? Może razem byście coś wymyślili?
  - Jeżeli bym została, mieliby proces w sądzie, a to nie wpłynęłoby dobrze na ich karierę.
  - Jesteś dla niego ważniejsza niż jakaś kariera – zapewnił.
  - Ale miałby do mnie żal, wiem to.
  - Znowu uciekasz – stwierdził.
  - Bardzo dobrze o tym wiem – wychlipałam. - No, ale co miałam robić?
  - Liz! Wróciłaś! - mała dziewczynka wskoczyła mi na kolana i mocno mnie przytuliła.
  - Hej, skarbie – równie mocno ją przytuliłam.
  - Zostaniesz z nami już na zawsze? - popatrzyła na mnie tymi swoimi dużymi oczyma, a z moich oczu ponownie popłynęły zły. - Czemu płaczesz? - otarła mi policzek.
  - Strasznie za tobą tęskniłam – ponownie mocno ją przytuliłam.
  - Ja też. Narysowałam dla ciebie nawet obrazek. Chcesz zobaczyć?
  - Pewnie.
  Amy zeskoczyła z moich kolan i pobiegła do swojego pokoju.
  - Mówiłaś serio o tym, że chcesz wyjechać?
  - Tak. Najlepiej z Anglii. Nie chcę spotkać Jaya, ani reszty na jakieś ulicy, co bym im wtedy powiedziała?
  - Mogę coś zrobić, żebyś zmieniła swoją decyzję? - spytał z nadzieją.
  - Nie. Muszę wyjechać stąd jak najszybciej.
  - Może być Polska? Mam tam kumpla, jest mi winien przysługę, więc nie będzie problemu...
  - Nie wolisz tej przysługi jakoś inaczej wykorzystać?
  - Nie – uśmiechnął się lekko. - Więc, jeżeli chcesz mogę zadzwonić do niego nawet teraz...
  - Byłabym ci bardzo wdzięczna – przytuliłam się do niego. - mimo że znam cię tak krótko, to już traktuję cię jak brata – zaśmiałam się.
  - Mieć taką siostrę, to zaszczyt – zawtórował mi śmiechem.
  - Dziękuję ci za wszystko.
  - Proszę – nagle pojawiła się obok nas Amy i wręczyła mi obrazek, na którym byłam ja, ona i Matt.
  - Dziękuję.
  - Cieszę się, że już wróciłaś – uśmiechnęła się i ponownie wtuliła się we mnie.

  Pół godziny później Matt zadzwonił do swojego kolegi o imieniu Adam. Chłopak zgodził się bez zastanowienia i dodał jeszcze, że rozejrzy się za pracą dla mnie, za co byłam u bardzo wdzięczna i prawie nie wyrwałam Mattowi telefonu z rąk, żeby mu podziękować. Adam zgodził się na to, abym jeszcze dzisiaj znalazła się we Wrocławiu i, że będzie czekał na lotnisku.
  Matt zarezerwował mi również bilet i pomógł spakować się do końca. Kiedy byliśmy już na lotnisku Amy nie chciała mnie puścić, biedaczka rozpłakała się, a ja razem z nią. Kiedy przyszło żegnać Matta, rozryczałam się jeszcze bardziej. „Przecież będziemy do siebie dzwonić, pisać i gadać przez Internet”, po tych słowach uśmiechnął się i mocno mnie przytulił. „Będę za tobą tęsknić”, szepnęłam. „My za tobą też”.
  Kiedy siedziałam w samolocie, wiedziałam, że nie było już odwrotu. Z podręcznego bagażu wyciągnęłam zdjęcie, które wczoraj dostaliśmy od Emmy. Jedno spojrzenie na uśmiechnięte twarze spowodowało potok łez.
  Zawsze myślałam, że byłam silna, a tak naprawdę byłam słaba. Gdybym tylko znalazła w sobie odrobinę siły, stawiłabym czoło tej całej Evie. Poddałam się, kolejny raz. Moje życie to jedna wielka przegrana.
  Spojrzałam na telefon. Pięćdziesiąt nieodebranych połączeń, dwadzieścia wiadomości. „Coś ty najlepszego zrobiła?!”, „Gdzie ty jesteś?!” - wiadomości od Vicki, podobnie były od Emmy. Kilka nieodebranych połączeń od Sivy, Maxa, Nathana, Toma i Jaya. „Zrobiłem coś źle?”, „Proszę odezwij się”, „Przepraszam...” i kilkanaście podobnych wiadomości od niebieskookiego. Ty nie masz za co przepraszać, pomyślałam i wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.
  Przechodząca obok stewardesa podała mi chusteczkę i powiedziała coś, czego nie zrozumiałam. Nie chciałam rozumieć nic. Cały świat miałam gdzieś i chciałam, aby on też nie był mi dłużny.
  Samolot wystartował, a ja poczułam kolejne dwa strumienie łez spływające po moich policzkach...
 


______________________
Po dwutygodniowej przerwie wracam.! ^^ Wycieczka super zajebista ;D Miałam wenę, ale na całkiem inne opowiadanie, ale nawet nie było czasu pisać ;D Po wycieczce jeszcze kilka poprawek na lepszą ocenę, pogoda, że szkoda w domu siedzieć, więc pisałam wieczorami i jest.! ;D
Dziękuję tym Dziewczynom, które o mnie pamiętały i pytały się, kiedy kolejny post ;*
Rozdział z dedykacją dla Mojej Kochanej Siostry Monii ;* Musimy pogadać jak tam do Ciebie wpadnę.! ;D
WAKACJE.! też cieszycie się tak samo jak ja.?! ;D Dwa miesiące bez nauki i wczesnego wstawania.! ;D Fazy z przyjaciółmi, spanie pod namiotami i reszta.! ;D
Wam Czytelnikom życzę, aby te wakacje były niezapomniane, wyjątkowe, abyście poznali mnóstwo nowych ludzi i mieli mega odjechane fazy ;D

Co do następnego rozdziału, będzie chyba po wakacjach. Nie wiem czy będę miała czas, aby pisać. Mam nadzieję, że gdzieś to wcisnę ;D
Jeszcze raz Wam dziękuję i do przeczytania za dwa miesiące.! ;*



6 komentarzy:

  1. świetny blog ;>
    maasz taalent do pisania

    ewaa-farnaa-ef.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnee i świetny blog. Wbij do mnie all-for-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny blog:D
    Zapraszam do mnie: http://kissing15.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. :) Podoba mi się pomysł przedstawienia postaci w formie galerii :)
    Świetna też jest aranżacja bloga :*

    www.it-other-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie ;)
    wejdziesz ?? :
    http://nicolandsam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejciu... Normalnie czytając to z piosenką do której wrzuciłaś link w tle... Po prostu popłakałam się. :'(
    Normalnie zakochałam się w Twoich opowiadaniach. :D
    Pozdrawiam, Reia. :D
    http://anioly-nie-gryza.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń