sobota, 20 października 2012

Rozdział 21

Snułam się tak jeszcze chyba ze dwie godziny, a łzy leciały mi ciurkiem.
W końcu dostrzegłam jakąś wioskę i zaczęłam iść w jej kierunku. Przetarłam oczy i przylepiłam sztuczny uśmiech na twarz. Kiedy szłam przez miejscowość wszyscy ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Większość osób była w podeszłym wieku, ale biegały także dzieci, pokrzykując wesoło.
- Jak to świetnie jest być dzieckiem... - westchnęłam.
- Przepraszam – zaczepił mnie wysoki, blondyn o niebieskich oczach. Mówił po angielsku. - Zgubiłaś się?
- Może trochę – uśmiechnął się. - Aż tak widać?
- Nie, ale w tej wiosce wszyscy się świetnie znają, a ciebie wcześniej tu nie widziałem.
- Gdzie ja w ogóle jestem?
- Jakieś trzydzieści kilometrów od Wrocławia.
- Świetnie! Ciekawe, jak ja tam wrócę?
Gdzie ten Mark mnie wywiózł? Ciekawe czy wrócił już do tej stodoły i zorientował się, że mnie nie ma. Jeżeli tak to, czy zaczął szukać? A co stało się z tym całym Stephenem? Może złapały ich gliny? Miejmy nadzieję, że tak.
Dalej pozostawało pytanie bez odpowiedzi: Co ja teraz mam zrobić?
- Na razie możesz zatrzymać się tu. Na przykład u mojej rodziny.
- Proponujesz nieznajomej dach nad głową? - zdziwiłam się.
- A no tak! Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Filip – błysnął uśmiechem i wyciągnął rękę przed siebie.
- Elizabeth – uścisnęłam jego dłoń.
- Więc, jak będzie?
- Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?
- Na pewno nie – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jeżeli tak, to mogę się zgodzić, ale nie na długo. Muszę wracać do Wrocławia.
Nie mam pojęcia dlaczego przyjęłam jego propozycję. Było w nim coś takiego, coś co dawało ci pewność, że nic ci się nie stanie. I to, że jest dobrym człowiekiem, co do tego nie miałam żadnych zastrzeżeń, choć zamieniłam z nim dopiero kilka zdań.
- No to chodźmy.
Ruszyłam za nim. W trakcie drogi rozmawialiśmy. Pytał się, jak tu trafiłam. Chwilę zwlekałam z odpowiedzią, ale w końcu odpowiedziałam, że uciekłam przed narzeczonym, kłamiąc oczywiście. Było mi trochę głupio, ale co miałam powiedzieć prawdę. W zasadzie, czy ja w ogóle znałam prawdę? Przecież nawet nie wiedziałam o co chodzi z tymi zdjęciami, danymi, Markiem, Stephenem, a przede wszystkim Adamem.
Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Dom Filipa był stary, duży i miał przepiękny ogród, w którym teraz przebywała mała dziewczynka jeżdżąc na rowerku. Kiedy tylko dostrzegła Filipa uśmiechnęła się i podbiegła do nas. Powiedziała coś, ale nie zrozumiałam. Filip tylko zaśmiał się. Kilka sekund później w drzwiach pojawiła się niska, trochę przy kości kobieta. Miała krótkie, brązowe włosy i oczy, takie same jak chłopak, z którym tu przyszłam. Wyglądała na trzydzieści parę lat, nie więcej. Pewnie mama, pomyślałam.
Kobieta krzyknęła coś do Filipa.
- Mama... - zaśmiał się tylko.
- Cześć – odezwała się mała dziewczynka. Na szczęście tyle jeszcze rozumiałam.
- Hej – odpowiedziałam uśmiechając się.
- To jest Martynka – zwrócił się do mnie. - Moja młodsza siostra.
- Milo mi cie poznaś – powiedziałam, a Filip razem z dziewczynką wybuchnęli śmiechem, podobnie jak dziewczyny, kiedy uczyły mnie tego języka.
- Chodźmy do domu – polecił blondyn.
Chwilę później siedziałam już w kuchni i zajadałam się kanapkami z szynką i ogórkiem. Pani Grażyna, bo tak miała na imię mama Filipa, znała angielski. Wychowywała się w Anglii i dopiero po śmierci ojca postanowiła wrócić do ojczyzny. Wypytywała mnie, czy w Anglii dużo się zmieniło, a ja z miłą chęcią jej na te pytania odpowiadałam. Rozmawiało mi się z nią tak, jakbym znała ją od początku mojego istnienia. Kiedy zapytała, co mnie tu sprowadza, odpowiedziałam to samo co Filipowi. Głupio mi tak było, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
Sama, szybko zaproponowała mi nocleg i to, że może jutro wieczorem mnie podrzucić do Wrocławia. Musiała jechać po męża na lotnisko, więc nie był to żaden problem. Nie miałam pojęcia, jak im za to podziękuję.
Wykąpałam się i praktycznie od razu zasnęłam. Byłam strasznie zmęczona. Nie miałam już siły nawet myśleć, o tym co się stało i o tym, co jeszcze może się zdarzyć.


Biegłam przez łąkę pełną różnokolorowych kwiatów, a w oddali majaczyła sylwetka jakiegoś mężczyzny. Okazało się, że to właśnie Jay. Czekał na mnie i był strasznie szczęśliwy, że mnie zobaczył. Zachowywaliśmy się tak, jakby te miesiące, które przeżyliśmy osobno, nie miały żadnego znaczenia, a nawet się nie wydarzyły. Naszą szczęśliwą scenerię przerwał niestety Mark, który pojawił się nagle, nie wiadomo skąd. Krzyczał coś, ale nie rozumiałam co. W pewnej chwili wyciągnął pistolet i nie mrugając nawet okiem, strzelił w niebieskookiego.
- Nie! - obudziłam się z krzykiem. Od razu usiadłam na łóżku dysząc ciężko. - Dobra, spokojnie, to tylko sen – uspokajałam się.
Gdyby Jayowi coś się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Na szczęście chłopak jest daleko stąd i nic, naprawdę nic mu się nie może stać. Nic.
Tej nocy nie zmrużyłam już oka. Do samego świtu rozmyślałam, wspominałam i nie znalazłam odpowiedzi na żadne pytanie, które mnie dręczyło. Co, jak co, ale życie to potrafiłam sobie komplikować. I to naprawdę dobrze, a raczej źle. W tym byłam mistrzynią.
Około ósmej usłyszałam, że ktoś jest już w kuchni, więc zeszłam na dół. Był to Filip. Przywitałam się z nim wesoło i usiadłam na krześle.
- Tak tu spokojnie – westchnęłam, patrząc przez okno na rozciągający się las i błękitne niebo.
- Dlatego nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać – uśmiechnął się. - Co chcesz zjeść?
- Cokolwiek – powiedziałam, nie odrywając wzroku od krajobrazu. - Co robi twój tato?
- Krzysztof nie jest moim ojcem – powiedział otwierając lodówkę i zaczął przeglądać jej zawartość. - Jest ojcem Martyny i jakby to powiedzieć... niezbyt za sobą przepadamy. Ale on pomógł mojej matce, a ja pragnę, aby była szczęśliwa. Zbyt wiele dla mnie poświęciła. - zdecydował się na jajecznicę, więc wyciągnął z lodówki potrzebne produkty i zabrał się za przyrządzanie posiłku. - A twój ojciec?
- Zostawił mnie i matkę dla jakiejś wytapetowanej lalki. Zresztą, na jego miejscu w ogóle nie wiązałabym się z moją matką – westchnęłam. - Był to niewątpliwie największy błąd w jego życiu.
- Dlaczego?
- Moja matka nie jest taka, jak twoja – powiedziałam tylko, bo chciałam zakończyć już ten temat. - Pomóc ci?
- Nie, poradzę sobie.
- Filip, ile ty tak właściwie masz lat? - spytałam.
- A na ile według ciebie wyglądam? - popatrzył na mnie.
- Dziewiętnaście? - zabrzmiało to jak pytanie, a nie odpowiedź.
- Pudło – uśmiechnął się. - Siedemnaście.
Szczęka mi opadła. Niemożliwe. Który siedemnastoletni chłopak zaprosiłby pod swój dach jakąś nieznajomą? Chłopaki w jego wieku nie zwracają uwagi na ludzi, którzy potrzebują pomocy. Mają ważniejsze „problemy” na głowie.
- No co? - zapytał.
- Nigdy w życiu nie spotkałam tak dojrzałego siedemnastolatka – uśmiechnęłam się lekko.
- Musiałaś wpadać na samych idiotów – skomentował krótko, a ja teraz się zaśmiałam.
- Tak, nie brakuje ich w moim życiu – pojawił się obraz Marka, Lukasa i kilku innych mężczyzn.
- Dobrze mi się z tobą rozmawia. Czuję się tak, jakbym znał cię od zawsze.
- Dziwne, co nie? - podniosłam jedną brew.
- Nawet bardzo.
- A twoja dziewczyna?
Spytałam, po prostu z ciekawości. Taki chłopak, jak on musiał mieć dziewczynę. Miły, pomocny, a do tego przystojny.
- Nie mam dziewczyny.
- Nie wierzę – uśmiechnęłam się.
- To uwierz – spojrzał na mnie przez ramię.
- I nie masz żadnej na oku? - uniosłam brwi.
- Tego nie powiedziałem – uśmiechnęłam się.
- To dlaczego jej tego nie powiesz?
- Nie mam u niej szans...
- A to dlaczego? - zdziwiłam się, a on obrócił się w moją stronę.
- Jest dziewczyną mojego największego wroga... - westchnął, a ja skrzywiłam się.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Zaraz wracam.
Po tych słowach chłopak zniknął i słyszałam jak rozmawia z jakąś dziewczyną. Przez myśl przeszło mi, że to może ta dziewczyna, w której się kocha. Po chwili do kuchni weszła blondynka średniego wzrostu. Miała na sobie przewiewną niebieską sukienkę, która była identycznego koloru, co jej oczy.
Kiedy obok niej stanął Filip wyglądali świetnie. Idealna para. Uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech.
- Hej, jestem Agnieszka – przedstawiła się po angielsku.
- Cześć. Elizabeth.
- Przyjechałaś na wakacje? - spytała.
- Yyy... nie... Trafiłam tu przez przypadek – podrapałam się w tył głowy. - Spotkałam Filipa i jakoś tak wyszło...
- Jak zawsze pomocny – zaśmiała się tamta.
Tej dziewczyny nie dało się nie polubić.
- Miałem poduczyć cię matmy – przypomniało się chłopakowi.
- Taaa – uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Już się zmywam – powiedziałam i podniosłam się z krzesła.
- Nie musisz, możemy to przełożyć – odpowiedziała dziewczyna.
- Nie! Nie chcę psuć waszych planów! A i tak podziwiam cię. Wakacje, a tobie chce się uczyć. I to jeszcze matematyki!
- Nie mam innego wyjścia – skrzywiła się blondynka.
- To może ja pójdę po książki? - odezwał się wreszcie Filip. - Chcesz coś do poczytania? - zwrócił się do mnie?
- Pewnie! Tylko pamiętaj, że czytam tylko i wyłącznie po angielsku!
Agnieszka zaśmiała się wesoło.
- To wy idźcie, a ja sobie usiądę i poczekam.
Chwilę później byłam już u chłopaka w pokoju i zastanawiałam się, jaką książkę mam sobie wybrać do czytania.
- Masz dobry gust.
- Dzięki. Niektóre mają trochę zniszczone strony, ale to nic.
- Ale ja nie mówię o książkach – popatrzyłam na niego.
- To o czym? - odwrócił się w moją stronę.
- No o Agnieszce.
- Co?! - spojrzał na mnie tak, jakby nie wiedział co do niego powiedziałam.
- No to podoba ci się w końcu, czy nie? - nic już z tego nie rozumiałam.
- To nie Agnieszka mi się podoba.
- Nie? - spytałam rozczarowana.
- Aga to tylko koleżanka ze szkoły. No dobra, przyjaciółka, ale nic więcej.
Kiwnęłam tylko głową i wróciłam do przeglądania książek, a chłopak opuścił pokój.. Naprawdę wydawało mi się, że to ona jest tą, w której Filip się zakochał. Ale, kolejny raz się pomyliłam. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.
W końcu wybrałam jakąś książkę, ale nawet nie zaczęłam jej czytać, ponieważ dobiegło mnie wołanie z dołu.
- Idę!
Kiedy zbiegłam ze schodów po prostu zaniemówiłam. W drzwiach stali Matt i Jay. Ten drugi trzymał moje zdjęcie w dłoni i patrzył na mnie niedowierzającym wzrokiem.
Co oni tu robią?
Serce zaczęło mi coraz mocniej być, kiedy niebieskooki odezwał się:
- Wreszcie cię znalazłem...


http://www.youtube.com/watch?v=5r8G3SEGIV0 hahaha, zgon zaliczyłam, jak to zobaczyłam <3
Dobra, rozdział krótki, bo nie mam zbytnio czasu na pisanie ;/ Ale obiecuję, że następny będzie dłszy  ;)

1 komentarz: