czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 32

Max wrócił jakoś po dwudziestej pierwszej. Było widać bardzo mocno, że płakał. Kiedy zapytałam, czy chce pogadać, pokręcił tylko głową i zamknął się w naszym wspólnym pokoju.
Dla nas wszystkich nie była to łatwa sytuacja, a co dopiero dla niego. Gdyby to było możliwe, wzięłabym choć połowę bólu, który teraz przeżywał. Wszystkich nas zdziwiło, że zachował się tak.. tak cicho. Nie krzyczał, nie denerwował się... Po prostu wszystko przemilczał, tłamsząc wszystkie uczucia w sobie. Ja bym tak nie potrafiła, podobnie jak Emma i Vicki. Choć osobiście nie znałyśmy Lily, każda chciała żeby Evę w końcu zapłaciła za wszystkie złe rzeczy, jakie wyrządziła. Wszyscy mieli jakieś powody, aby jej się pozbyć. Niedługo miała pójść do więzienia i to było jedynym światełkiem w tunelu...

Kolejne dwa tygodnie strasznie się dłużyły. Vicki, Emma, Seev, Nathan oraz Amy musieli wracać do Anglii. Tom postanowił, że zostanie. W jego życiu ważna rolę zaczęła odgrywać Monika, ale nie tylko z jej powodu został. Ważny był dla niego też Max, który cały czas chodził przygaszony i do nikogo się nie odzywał. Na pytania odpowiadał tylko kiwając albo kręcąc głową albo wzruszeniem ramion. Żadne z nas nie mogło patrzeć na takiego Maxa. Sprawiało nam to zbyt dużo bólu.
Jeśli chodzi o Evę, to trafiła do aresztu i czeka na proces. Tyle wiemy. Matt mówi, że trudności nie powinno być, ponieważ mamy dowody, i to mocne, więc tu jest plusik. Przesłałam prawnikowi również esemesa, którego dostałam od brunetki, kiedy wracaliśmy z Jayem do Polski. Komisarz stwierdził, że popełniła błąd i to strasznie głupi błąd. W pewnym sensie przyznała się do tego, co zrobiła, ale przed policją i prokuratorem milczała, czym się pogrążała. Nick wyśpiewał wszystko glinom. Trochę zdziwiło mnie to, z jaką łatwością, ale to nie było ważne. Ważne były jego zeznania, którymi przyczyniał się do wyroku skazującego dla Cook.
Przez te dni, nikt nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Na nic nie mieliśmy ochoty, widok smutnego Maxa jeszcze bardziej nas dołował. Siedzieliśmy całe dnie w domu, ale też wychodziliśmy na krótkie spacery, aby zażyć świeżego powietrza. Pogoda była przepiękna, ale na nas nie robiło to wrażenia.
W piątek miałam widzenie z Adamem.
- Cześć – przywitałam się przytulając go lekko.
- Hej. I jak tam? - zapytał siadając na krześle.
- A jak ma być? - popatrzyłam na niego i usiadłam na krześle. - Wszyscy chodzą, jakby życie z nich wyparowało.
- Przepraszam, – popatrzyłam na niego uważnie – ale ja musiałem ci o tym wszystkim powiedzieć. Wiedziałem, że będzie to ciężkie, ale też, że dasz sobie radę – przełknął ślinę. - Wiem, że zależy ci na tym całym Maxie, a chciałem ci się jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłaś. Dlatego dowiedziałaś się o tym wszystkim...
- Nie masz za co mnie przepraszać – próbowałam się uśmiechnąć, ale nie za bardzo mi to wyszło. - Dzięki tobie, Eva może dać nam wreszcie święty spokój. Dziękuję ci za to – chwyciłam jego dłoń i mocno uścisnęłam.
- A jak Max sobie z tym radzi?
- Przechodzi wszystko na nowo – westchnęłam smutno i oparłam czoło o dłoń. - A najgorsze jest w tym wszystkim to, że ja nie wiem w jaki sposób mogę mu pomóc – odparłam bezsilnie. - Już raz przechodził przez śmierć Lily, a teraz musi dodatkowo jeszcze raz.
- Da radę – uśmiechnął się lekko Adam. - Z jego siłą i z takimi przyjaciółmi, każdy dałby sobie radę.
- Miejmy nadzieję. A ty, jak się czujesz? Potrzebne ci coś?
- Dobrze. W sumie to potrzebuję wolności, ale to wcale nie jest takie proste – próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł grymas. - Mam tylko nadzieję, że jakiegoś dużego wyroku nie będzie.
- A jeśli powiedziałbym policjantom i prokuratorowi, że pomogłeś w ujęciu pewnej kobiety, która popełniła przestępstwo, jakim jest zabójstwo, to by to coś dało? - Dopiero teraz przyszło mi takie coś do głowy. Jakby nie patrzeć, to Adam pomógł i to bardzo.
- Może – zamyślił się. - Może to byłoby jakimś punktem łagodzącym...
- Zadzwonię do Matta i go zapytam – uśmiechnęłam się.
- Możesz zadzwonić do mojego adwokata... Jagoda załatwiła ponoć najlepszego w kraju.
- Wiem. Jagoda już dała mi na niego namiary – pokiwałam głową.
Z siostrą Adama spotkałam się kilka dni przed spotkaniem z nim samym. Rozmawiałyśmy przez kilka godzin o tym wszystkim, co się wydarzyło i o tym, co dopiero miało się wydarzyć. Kobieta rozmawiała nawet ze mną o Maxie. Wiedziała, że nie jest łatwo pogodzić się ze stratą bliskiej ci osoby. Ona straciła przyjaciółkę, która była dla niej jak siostra. Opowiadała, jak jest ciężko pogodzić się z tym, że tej osoby na świecie już nie ma, ale to wcale nie oznacza, że wcale jej nie ma. Była pewna, że Karolina, tak miała na imię dziewczyna, patrzy na nią z góry, a czasami nawet stoi obok niej i pomaga. Mówiła, że może mi się to wydać dziwne, ale tak właśnie ma i tego już nie zmieni. Karolina będzie towarzyszyła jej i Adamowi przez resztę życia. Mężczyzna wiedział, jak to jest tęsknić za kimś kogo kochało się nad życie. Był zdolny załatwić wszystko, no prawie wszystko. Nie mógł znaleźć kierowcy, który wtedy potrącił Karolinę na tej przeklętej drodze. Dlatego też dał mi to nagranie. Chciał, aby choć jedna osoba poznała prawdziwy powód śmierci ukochanej. Tą osobą był Max.
- A tak, mówiła, że się spotkałyście – uśmiechnął się. - A co u Moniki? Słyszałem, że jakiś mężczyzna pojawił się w jej życiu?
- Tak – uśmiechnęłam się lekko. - Jest z Tomem.
Monika i Tom... Kolejna para, która nam powstała. Było im trochę głupio, że akurat w takim momencie, ale Max lekko się uśmiechnął, kiedy usłyszał, że są razem. Piwnooki bał się reakcji przyjaciela, ale nie było tak źle. Tom próbował nie odstępować Polki ani na krok, ale przecież dziewczyna musiała chodzić do pracy. Wtedy to Tom nie rozstawał się ze swoim telefonem komórkowym. Miło było tak na nich popatrzeć, dopełniali się idealnie.
- Przynajmniej jakaś jedna, pozytywna wiadomość. A jak u ciebie i Jaya?
- Dobrze – uśmiechnęłam się, tym razem szerzej widząc przed oczami mojego kochanego Loczka.
- O i drugi pozytyw w tym szarym świecie – ucieszył się.
Pogadaliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut i musiałam iść. Po drodze zrobiłam jeszcze jakieś zakupy i skierowałam się w stronę mieszkania. Kiedy dotarłam w wyznaczone miejsce było kilka minut po szesnastej. Jay razem z Tomem i Moniką siedzieli w salonie i grali w jakąś planszową grę.
- Cześć wam – przywitałam się kładąc torby na blacie w kuchni.
- Siemka – odpowiedzieli nawet na mnie nie patrząc.
- Gdzie Max? - zaczęłam wypakowywać produkty z reklamówek.
- Poszedł na jakiś spacer – odpowiedział Monika rzucając kostką.
- W ogóle to mamy pomysł – powiedział niebieskooki.
- Zamieniam się w słuch – włożyłam jogurty do lodówki.
- Co ty na to, żeby jutro zrobić sobie wycieczkę? Pochodzilibyśmy po jakimś lesie, czy coś? - piwnooki spojrzał na mnie.
Zamyśliłam się.
- W sumie, to nie taki zły pomysł – stwierdziłam. - Udałoby się może wreszcie wyciągnąć z miasta Maxa. Nie mogę już patrzeć, jak chodzi taki smutny...
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.
Monika pożyczyła samochód od Jagody, więc wyjechaliśmy z Wrocławia jakoś przed dziewiątą. Szatynka prowadziła, bo ani ja ani chłopaki nie mieli prawka. Zresztą kierownica nie była po tej stronie, po której powinna być.
Ma przez całą drogę milczał, co strasznie zaczęło denerwować chłopaków. Okej, rozumieli, że przeżywał śmierć Lily, ale nie mogli już patrzeć na to jak się zachowuje. Minęło sporo czasu, więc powinien wrócić już do rzeczywistości. Za takie coś dostali ode mnie po uderzeniu w głowę.
Po godzinie drogi dotarliśmy na skraj jakiegoś lasu. Monika zatrzymała samochód pod jakąś małą, drewnianą chatką. Dziewczyna wyjechała z kieszeni spodni klucze i pomachała nam nimi przed oczami.
- O co chodzi? - spytałam zdziwiona. Nie było mowy o żadnym domku.
- Zostajemy tutaj na noc – wyszczerzył się Tom i objął swoją dziewczynę.
- O czym wy mówicie? - zapytał niebieskooki. - I czyj w ogóle jest ten domek?
- Trzeba odpocząć od tego miasta – uśmiechnęła się Polka. - A domek jest mojego znajomego leśniczego.
- W sumie to nie jest taki zły pomysł – odezwał się Max i ruszył w stronę chatki.
- Wiedziałam, że wam się spodoba – odparła zadowolona Monika i otworzyła bagażnik.
- Ale my nie mamy żadnych rzeczy na prze... - zaczęłam.
- Tym się nie martw – wyszczerzył się Tom i chwycił dwie torby z bagażnika i ruszył w stronę domku, gdzie na schodach czekał już łysy chłopak.
- Nic z tego nie rozumiem – podrapał się mój chłopak po głowie.
- Nie ty jeden – pokręciłam głową.
Resztę dnia poświęciliśmy na spacery po lesie. Powietrze było takie czyste. Oddychało się całkiem inaczej niż w mieście. Ptaszki wyśpiewywały swoje melodyjki, a my ich słuchaliśmy. Nawet Max kilka razy się uśmiechnął, z czego każdy z nas był zadowolony.
Wieczorem rozpaliliśmy nawet ognisko w wyznaczonym miejscu, gdzie nie było aż tylu drzew. Tom i Monika pomyśleli o wszystkim. Bawiliśmy się świetnie, nawet Max. Był zadowolony, uśmiechnięty, a może tylko udawał? Nie, wszystko było szczere, ręczę swoją głową.
Do domku wróciliśmy po godzinie dwudziestej trzeciej, każdy był padnięty, więc od razu położyliśmy się do łóżek.
Prawie już nie kontaktowałam z rzeczywistością, kiedy usłyszałam głos łysego chłopaka:
- Ale mnie komary pogryzły!
- Gdzieś w torbie jest maść – odpowiedziała Monika zaspanym głosem.
Max wstał z łóżka i zaczął grzebać głośno w jednej z toreb.
- Nigdzie nie ma! - jęknął.
- Jak kurde nie ma, jak pakowałam! - Polka niechętnie podniosła się z łóżka i migiem znalazła się obok chłopaka.
- Dla twojej wiadomości: nie potrafię czytać po polsku – odparł Max.
- Ale po obrazkach to chyba rozpoznasz? - dziewczyna spojrzała na niego spod byka i wręczyła mu tubkę maści.
Razem z Jayem zaśmialiśmy się.
- Mogłoby już tak zostać, na zawsze – szepnął mi do ucha niebieskooki.
- Mogłoby – westchnęłam i wtuliłam się w chłopaka.

Kiedy wszystko było już na swoim miejscu i leśniczówka lśniła czystością, postanowiliśmy ją opuścić. Było kilka minut po siedemnastej, kiedy dotarliśmy do Wrocławia. Monika zaparkowała samochód pod naszym blokiem i udaliśmy się do mieszkania. Opadliśmy zadowoleni na kanapy i w tym samym momencie rozległ się dźwięk komórki Maxa.
- Halo?
- Chcecie coś do picia? - zapytał Tom szeptem.
- Kiedy?
Równocześnie z Moniką i Jayem pokiwaliśmy głowami.
- Dobra – uśmiechnął się łysy chłopak; z niebieskookim wymieniliśmy zaciekawione spojrzenia. Max nacisnął czerwoną słuchawkę, kończąc połączenie. - Gramy koncert w Polsce – wyszczerzył się.
- Super! - ucieszył się Tom rozlewając sok do szklanek.
- A kiedy? - spytał Loczek.
- Dwudziestego ósmego września – poinformował nas.
- W ten sam dzień, co rozprawa Stephana i Marka – przygryzłam lekko wargę.
- Koncert jest na dwudziestą, więc spokojnie się wyrobicie – odpowiedział pewnie łysy chłopak.
- Czy powietrze w tym lesie było jakieś magiczne? - szepnął mi do ucha Jay, a ja leciutko się zaśmiałam.
Ale może w coś w tym było?

Następnego dnia dzwonił Matt i poinformował nas o dalszych losach Evy. Siedziała w areszcie, nie chciała rozmawiać z adwokatem ani z prokuratorem, a już tym bardziej z policją, ale to działało na naszą korzyść. Jej ojciec rwał sobie włosy z głowy, a ona miała to wszystko w głębokim poważaniu. W dodatku sama siebie pogrążyła krzycząc do Nicka, że za dużo dała mu pieniędzy i już grosza od niej nie dostanie.
Byłam zdziwiona jej zachowaniem. Dałbym sobie rękę odciąć, że będzie walczyć jak lwica o swoje, a tu taka niespodzianka.
Dzwoniłam również do adwokata Adama. Kiedy z nim rozmawiałam, stwierdziłam, że na lepszego obrońce trafić nie mógł. Był miły, ale stanowczy. Dobrze się z nim rozmawiało. Zapaliła się gdzieś iskierka nadziei, że Adam dostanie niższy wyrok za pomoc w ujęciu przestępcy. Miałam nadzieję, że sąd to uwzględni. Od razu poprosiłam mecenasa, aby załatwił mi widzenie z przyjacielem. Podziękowałam panu Robertowi i zakończyłam połączenie.
Polskie fanki szalały z radości, kiedy pojawiły się na stronach internetowych informacje o koncercie The Wanted w Polsce. Bilety rozeszły się jak świeże bułeczki. Fanki dziękowały za ściągnięcie chłopaków do Polski mnie, pisząc na Twitterze na oficjalne konta chłopaków. Zdarzały się też niemiłe komentarze na mój temat, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Ważne, że nie wydało się to, że miałam coś wspólnego z narkotykami.
Kolejne trzy tygodnie zleciały, jak z bicza strzelił. W sumie nic takiego nie robiliśmy. Max poleciał razem z Tomem do Anglii i mieli wrócić razem z chłopakami na koncert. Ten pierwszy, aby odwiedzić rodzinę i grób Lily, a piwnooki musiał porozmawiać z ciężarną Lisą oraz też chciał odwiedzić rodziców.
Z tego, co wiem, Lisa czuje się dobrze i mieszka z rodzicami, a z Victorem nie utrzymuje żadnego kontaktu, podobnie jak z Evą. Ponownie błagała Toma, aby do niej wrócił, ale ten nie chciał. Kiedy powiedział, że ma już kogoś, to dziewczyna wyrzuciła go za drzwi. To nie było tak, że nie chciał tego dziecka. Piwnooki wiedział, że nie jest to wymarzona sytuacja do zostania ojcem, ale nie mógł nic na to poradzić. Chciał mieć z dzieckiem kontakt, nie było innej możliwości. Monika też już pomału zaczęła przyzwyczajać się do sytuacji. Chciała być z Tomem i wiedziała, że zrobi dla niego wszystko, a poza tym lubiła dzieci, więc pewnie problemu by raczej nie było. Ale nie oznaczało tego, że dziewczyna się nie bała.
Przez te wszystkie dni, nie odstępowaliśmy się z Jayem choćby na krok. Praktycznie wszystko robiliśmy razem. Niebieskooki był nawet razem ze mną u Adama. Martwiłam się trochę, że coś będzie nie tak, ale moje obawy szybko się rozwiały. Chłopaki znaleźli wspólny język, a nawet trochę mnie obgadywali. Adam opowiedział kilka historii, kiedy mieszkałam u niego, a Jay kilka ostatnich. Mimo że śmiali się ze mnie, to wcale mi to nie przeszkadzało. Chciałam, aby wszystko było w jak najlepszym porządku.
Trzy dni przed koncertem chłopaki dotarli do Polski. Na lotnisku był istny zamęt. Fanki piszczały, były strasznie podekscytowane. Tom, Max, Siva i Nathan pozowali do zdjęć przez ponad półtorej godziny, a my z dziewczynami czekałyśmy na nich w samochodzie. Czas umiliłyśmy sobie grą w karty oraz rozmawiając na różne tematy.
Strasznie stęskniłam się za chłopakami. Zastanawiałam się, jak ja wytrzymałam bez nich pół roku, skoro było mi ich tak brak przez kilka tygodni.
Zapakowaliśmy się do dwóch aut i ruszyliśmy do mieszkania. Chłopaki poszli od razu spać, a my z dziewczynami postanowiłyśmy urządzić sobie babski wieczór. Tylko tym razem obyło się bez alkoholu, więc nikomu zbytnio nie odbijało. Można śmiało stwierdzić, że byłyśmy grzeczne.


Nastał dzień rozprawy, no i dzień koncertu.
W sądzie stawiliśmy się z Jayem kilka minut po dziesiątej. Niebieskooki wcale przychodzić nie musiał, ale tak się uparł, że żadna siła nie mogła go stąd wyciągnąć.
Na korytarzu spotkaliśmy Jagodę. Przedstawiłam ich sobie, po czym zaczęliśmy rozmawiać.
Po kilku minutach zostałam poproszona na salę rozpraw. Pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Złapałam kontakt wzrokowy z Adamem i uśmiechnęłam się do niego lekko, co odwzajemnił.
Moje wypowiedzi tłumaczył starszemu sędzi wynajęty tłumacz, więc moje zeznania trwały troszkę dłużej niż innych.
Po kilku minutach odpowiadania na proste pytania, przyszedł czas na te „trudniejsze”.
- Czy oskarżony – wzdrygnęłam się na to słowo – sprowadzał do mieszkania jakiś dziwnych mężczyzn? - zapytał tłumacz.
- Nie – pokręciłam przecząco głową.
- A jakieś kobiety? - spytał prokurator poprawną angielszczyzną.
Spojrzałam ukradkiem na Adama, który kiwnął lekko głową.
- Raz. Przyprowadził w środku nocy jakąś młodą dziewczynę, która była kompletnie pijana. Zostawił ją w domu i gdzieś poszedł. Ja położyłam się spać, a kiedy rano wstałam, to już jej nie było. Potem dowiedziałam się, że policja szuka Adama.
Tłumacz szybko powiedział sędziemu, co zeznałam. Starszy pan spojrzał na mnie i zapytał o coś. Wyłapałam tylko jakieś pojedyncze słowa.
- Co łączy świadka z oskarżonym? - usłyszałam pytanie po angielsku.
- Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedziałam szczerze.
- Nic więcej? - kolejne pytanie zadane przez prokuratora.
- Nic więcej – powiedziałam stanowczo.
- Przepraszam – powiedział obrońca Adama i podniósł się z miejsca. - Ale czy to ma coś wspólnego ze sprawą, panie prokuratorze? Jeśli nie, to chciałbym zadać świadkowi kilka pytań.
- Oddaję głos panu mecenasowi – odpowiedział sędzia.
Byłam wdzięczna tłumaczowi, że wszystko powiedział mi po angielsku.
- Dziękuję. Czy kiedykolwiek mój klient zrobił pani krzywdę.
- Nigdy – powiedziałam twardo. - Adam zawsze mi pomagał. Zawsze znalazł dla mnie czas.
- Ale nie powiedział pani o swojej przeszłości – wtrącił prokurator.
- A jakie to ma znaczenie? - wbiłam wzrok w mężczyznę. - Adam jest dobrym mężczyzną, tylko wpakował się nie w to towarzystwo, co trzeba.
- Wspomniała pani o tym, ze pan Adam pani pomagał. Mogłaby pani podać jakiś przykład? - usłyszałam dźwięk głosu adwokata.
- Mogłabym. Adam pomógł w złapaniu morderczyni – odpowiedziałam, a sędzia spojrzał na mnie uważnie, kiedy zrozumiał co powiedziałam. - Kilka lat temu w wypadku samochodowym zginęła narzeczona mojego przyjaciela. Sprawca „wypadku” - zaakcentowałam to słowo – trafił do więzienia. Ale to dzięki Adamowi okazało się, że zabicie Lily było wykonane na zlecenie.
- Proszę oskarżonego o powstanie.
Mój przyjaciel wykonał posłusznie polecenie starszego pana.
- Czy to, co powiedziała świadek jest prawdą?
Adam kiwnął twierdząco głową i usiadł.
- Dobrze – westchnął sędzia. - Pani dziękujemy, a na salę poprosimy...
Obróciłam się na pięcie i opuściłam salę rozpraw. W drzwiach minęłam się jeszcze z Jagodą, która była strasznie zdenerwowana. Posłałam jej lekki uśmiech i ruszyłam w stronę krzesełek, gdzie siedział Jay...


---------------------------------------------------------
No i macie kolejny rozdział :) Trochę dziwnie, bo w czwartek, ale siedzę w domu chora i tak jakoś wzięło mnie na pisanie ;p
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Prośba ode mnie: CZYTASZ=KOMENTUJESZ. Dla Was to napisanie kilku słów, a dla mnie jakaś lekcja. Piszcie, co Wam się podoba i to, co Wam się nie podoba :) To wtedy jeszcze bardziej motywuje :D
Dziś ostatni dzień lutego! ;D Nareszcie zacznie się marzec i wiosna ;)
Pozdrawiam Was gorąco, poziomkowa! ;*

7 komentarzy:

  1. ze mną łatwo współpracować, bo mi się wszystko podoba ;]
    cudo, cudo, cudo <33

    OdpowiedzUsuń
  2. EXTRA!!
    Pisz następny.
    Szkoda, że TW naprawdę nie gra koncertu w Polsce. :/
    Fajnie by było, wydałabym chyba całe pieniądze, żeby tylko tam być. ♥.♥ Dobra, bez przesady. Więcej niż 500za bilet bym nie dała. xD
    Się rozmarzyłam. *O*
    A tak wg, to teraz się skapłam, że ostatni rozdziału chyba nie czytałam. xD
    Nie wiem jak ja to zrobiłam, skoro wchodzę na bloggera praktycznie co chwile. xD
    Jeszcze raz Ci mówię, rozdział extarśny [jest takie słowo?!]
    Ogólnie komentarz długi, bo wiosnę czuje. ♥
    A tak jak dziś wracałam i słuchałam muzyki, to stwierdziłam, ze Heart Vacancy to do wiosny pasuje i mi się o twoim blogu przypomniał. xD
    Kończę to pisanie bez sensu, trzeba nadrobić tą lukę w czytaniu. ;/
    Pozdrawiam Cie ja.
    Pisz rozdział, bo nie wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D
      Haha, nie ty jedna! :)
      Może gdzieś Ci umknął, zdarza się ;)
      Nie wiem, ale jak nie ma to możemy stworzyć :D
      Wiosna *.*
      Również pozdrawiam ;)
      W piątek lub sobotę się pojawi ;p

      Usuń
  3. Kurczę, już nie ma co pisać...
    Oczywiście rozdział *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O* *O*
    Chyba wystarczy?
    No cóż, rozdział piękny...
    Fakt wiosna nadchodzi.
    Rozdział super.
    Dobra nie wiem co napisać, bo I Found You już chyba napisała wszystko...
    No więc koniec, dziękuję za uwagę...
    No i czekam, mam nadzieje że nie długo, na następny rozdział...
    A i rozdział BOSKI, ale to chyba już napisałam..

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam twojego bloga od niedawna i przyznam że mnie wciągnął. :)
    Rozdział jak zawsze świetny :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na dziewiątkę, S. ;*
    http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy dodasz nexta? He mogła byś mnie poinformowac na Twiterze @WeronikaDemater. Dzięki wielkie

    OdpowiedzUsuń