poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 11

  Odwróciłam się i ujrzałam Sivę. Przełknęłam ślinę.
  - Patrick możesz...? - miałam nadzieję, że zrozumie o co chodzi i nie myliłam się, zrozumiał od razu. - Jak mnie tutaj znalazłeś? - spytałam od razu.
  - Vicki powiedziała, że znajdę cię w tym mieście, a Nathan wygadał się wczoraj, że cię widział.
  Nathan, czemu o tym nie pomyślałam?! Ale Vicki?
  - Jak to od Vicki? Nie rozumiem.
  - Powiedzmy, że zapamiętałem ją z koncertu – podszedł do mnie. - Przynajmniej zostawiłaś jakiś list...
  - Po co przyszedłeś? - zapytałam, unikając wzroku chłopaka.
  - Liz, chcesz wiecznie się ukrywać?
  - Może...
  - To nie jest żadne rozwiązanie – westchnął. - Słuchaj, znam Jay'a długo i powiem, ci szczerze, że jeszcze go takiego nie widziałem. Żadna inna dziewczyna, nie zawróciła mu tak w głowie jak ty. On oddałby wszystko, żeby tylko cię zobaczyć.
  - Ja się po prostu boję...
  - Czego?
  - Jego reakcji na to, że brałam – ściszyłam głos.
  - Właśnie. Brałaś – zauważył.
  - Ale narkomanką zostanę do końca życia – moje oczy spotkały się z jego oczami.
  - No to spotkaj się z nim i wszystko mu wytłumacz. Tylko o to cię proszę, a później dam ci spokój. Obiecuję.     
  - Nie wiem czy to dobry pomysł... 
  - Nie byłby ci lżej, gdybyś wreszcie o wszystkim mu powiedziała? Ja sam nie znam całej twojej historii, mnie nie musisz jej opowiadać mnie, ale chociaż wytłumacz wszystko Jayowi.
  - Po co? Lepiej żeby nie wiedział – powiedziałam mętnie.
  - Opowiedz mu wszystko... A potem możesz wyrzucić nas ze swoje życia, zapomnieć.
  - Nigdy nie byłabym w stanie wymazać was ze swojego życia. – co do tego byłam pewna na miliardy procent. - Zrobiłeś dla mnie więcej, niż cała moja rodzina przez całe życie. Nigdy ci tego nie zapomnę. A co do Jaya....
  - Zaryzykuj – chwycił moją dłoń. - Żebyś później nie żałowała – wyciągnął z kieszeni mały notesik i zapisał na nim numer telefonu. - To kontakt do mnie. – pocałował mnie w czoło i spojrzał w oczy. - Pamiętaj dzwoń o każdej porze, zawsze chętnie ci pomogę i wysłucham – uśmiechnęłam się lekko.
  - Dzięki – wzięłam karteczkę. - Jesteś wspaniały.
  - Przesadzasz... Po prostu bardzo cię polubiłem – uśmiechnął się szeroko. - Przepraszam, muszę lecieć.
  - Jasne.
  - Pamiętaj o tym, co ci powiedziałem – kiwnęłam głową. - Do zobaczenia.
  - Na pewno – pomachałam chłopakowi na pożegnanie. Wsadziłam karteczkę do kieszeni i poszłam się przebrać. W domu będę miała czas, aby na tym pomyśleć, teraz muszę popracować.

  O czternastej byłam już w mieszkaniu Matta. Kiedy weszłam do kuchni, Nathan razem z Emmą milczeli nad kubkiem z herbatą. Chciało mi się śmiać. Ich miny wyrażały wszystko.
  - Hej wam – powiedziałam głośno.
  - Nie krzycz tak – odezwał się chłopak.
  - Przepraszam – szepnęłam i usiadłam na jednym z krzeseł. - Nieźle zabalowaliście wczoraj.
  - Nic nie pamiętam – mruknęła blondynka.
  - No to witam w klubie.
  - Jak my tu w ogóle trafiliśmy? - spytała dziewczyna.
  - Mnie się pytasz? - zdziwiłam się. - Wiem tylko tyle, ze przyszłaś bez butów, a ty bez koszulki.
  - Bez butów? - jęknęła Emma. - Jezu, jakie ja buty zakładałam? - próbowała sobie przypomnieć.
  - W takim razie jestem ci winien parę butów – stwierdził brunet. - W końcu to ja cię wyciągnąłem ta tę imprezę.
  - I przy okazji wygadałeś się Sivie – zauważyłam.
  - Co? - popatrzył na mnie. - Był u ciebie? - kiwnęłam głową. - Liz, przepraszam...
  - W sumie, to powinnam ci podziękować – stwierdziłam. - Rozmowa z nim, dała mi dużo do myślenia.
  - No to chyba dobrze? - kiwnęłam głową. - Chyba jedyna dobra rzecz jaką zrobiłem po pijaku.
  - Cześć Liz – usłyszeliśmy głos Matta. - I wam też? – przetarł oczy.
  No tak. Człowiek budzi się po niezłej balandze, a w jego domu dwójka młodych osobników. Każdy zadałby sobie pytanie „Co jest grane”. Takiego przebiegu spraw Matt na pewno się nie spodziewał. Elizabeth potrafi zaskoczyć, nie ma co.
  - Dzień dobry – przywitał się Nathan.
  - Cześć Rob – wychrypiała Emma prawie na śpiąco.
  - Emma? - zdziwił się właściciel mieszkania.
  - Czy to takie dziwne? - dziewczyna podniosła głowę. - Ja też mogę czasem się rozerwać – spojrzała na Matta. - Chociaż, ty też nieźle zabalowałeś – zauważyła, widząc, ze mężczyzna wcale nie spędził tej nocy spokojnie w łóżku.
  - Jestem dorosły – stwierdził i napił się wody.
  - A ja to niby nie?
  - Skończyłaś osiemnaście w zeszłym miesiącu.
  - Nigdy nie przestaniesz się czepiać?
  - Nowe hobby – uśmiechnął się do dziewczyny. - Ciebie kolego nie kojarzę – powiedział patrząc na bruneta.
  - Matt poznaj Nathana, Nathan poznaj Matta – powiedziała mętnym głosem blondynka.
  - Jesteś jej chłopakiem? - chłopak zarumienił się leciutko.
  - Daj im spokój – odezwałam się widząc minę Emmy. - Nie widzisz, że są zmęczeni?
  - A ja, to niby nie?
  - Zrobię herbaty, a ty usiądź – nalałam wodę do czajnika i uruchomiłam go.
  - Która jest godzina? - zapytał Nathan.
  - Po trzeciej – odpowiedziałam, patrząc na zegarek.
  - Chłopaki mnie zabiją! - poderwał się krzycząc.
  - Możesz się łaskawie przymknąć? - zapytał właściciel mieszkania.
  - Muszę lecieć.
  - Gdzie? - zdziwiła się Emma.
  - Za pół godziny wracamy do Londynu!
  - Już?
  - Przepraszam, Em – popatrzył jej w oczy. - Obiecuję, że zadzwonię – cmoknął ją w policzek. - Dzięki za nocleg – przytulił mnie. - Do zobaczenia – szybkim krokiem ruszył do drzwi.
  - Pa pa – Emma pomachała mu ręką na pożegnanie.
  - Pa – odezwałam się.
  - Do zobaczenia – trzasnęły drzwi, lecz po pięciu sekundach znowu się otworzyły. - Nie znam drogi i yyy... nie mam koszulki, a jest zimno– zauważył Nathan, a ja wybuchnęłam śmiechem.

  Nathana odprowadziła Emma, której byłam zmuszona pożyczyć buty. Dziewczyna nie miała zbyt dużego wyboru, więc wzięła moje porozdzierane trampki. Czułam się trochę głupio, ale na szczęście szybko to się zakończyło.
  Chłopak był zmuszony założyć koszulkę Matta, która była na niego zdecydowanie za duża. Brunet obiecał, że koszulka zostanie zwrócona, jak najszybciej. Jego ubrania przecież były w hotelu, więc blondynka oświadczyła, że koszulkę odda w poniedziałek, kiedy będziemy w pracy; właściciel T-shirtu nie protestował. 
  Wieczorem poszłam po Amy, która była u koleżanki. Dziewczynka była smutna, więc zapytałam się, co się stało.
  - Zakochałam się – rzuciła opadając na fotel.
  - Kim jest ten szczęściarz? - zapytałam z uśmiechem siadając na kanapie; dziewczynka wyciągnęła z torby zdjęcie i podała mi je tak, ze twarz osoby nie była widoczna.
  - Odwróć.
  - Okej – kiedy odwróciłam zdjęcie, nie mogłam powstrzymać śmiechu.
  - Śmiej się śmiej.
  - Przepraszam – uspokoiłam się. - Amy przecież on ma ze dwadzieścia dwa lata.
  - No powiedz, że nie jest przystojny! - spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie, które przedstawiało Maxa.
  - Jest, ale nie jest dla ciebie za stary? - spytałam dalej nie mogąc powstrzymać śmiechu.
  - Kiedy miłość wchodzi w drogie, to wiek nie ma znaczenia – oznajmiła stanowczo.
  - Co prawda, to prawda, – zauważyłam – ale... - nie dała mi skończyć; oburzona wyrwała mi zdjęcie Maxa.
  - Będę musiała się zastanowić czy zaprosić cię na nasz ślub.
  - Nie przesadzasz troszeczkę? - spytałam podnosząc brwi.
  - Nie! - krzyknęła. - Wstępu do naszego domu też nie będziesz miała! - uciekła i jedyne, co usłyszałam to trzask zamykanych drzwi, a potem zaczęłam się śmiać. Niewątpliwie, to dziecko potrafi poprawić humor.

  Około dwudziestej drugiej byłam już wykąpana i siedziałam owinięta kołdrą z kubkiem gorącej herbaty. Myślałam nad rozmową, którą odbyłam dzisiaj z Sivą. „On oddałby wszystko, żeby tylko cię  zobaczyć”. Prawda była taka, ze też chciałam go zobaczyć. Napotkać ponownie jego niebieskie tęczówki, które intensywnie na mnie patrzyły. Usłyszeć jeszcze raz jego głos, który wypowiada moje imię. Poczuć zapach jego perfum. Po prostu znaleźć się przy nim. W każdej chwili mogłam przecież wsiąść do pociągu i pojechać do Londynu, adres miejsca zamieszkania chłopaków przecież znałam. Ale co dalej? Stanę przed drzwiami i co? Powiem „Hej, pamiętasz mnie jeszcze?”? Bez sensu.
  Jaka ja jestem głupia, pomyślałam, widziałam chłopaka trzy razy, a już mi odbija, jestem nienormalna. Lepiej będzie jeżeli pójdę już spać, nie wiadomo co jeszcze może się zrodzić w tej mojej głowie.
  Odstawiłam kubek i zamknęłam oczy. Praktycznie od razu pochłonął mnie sen.

1 komentarz:

  1. Kiedy skończyłam czytać ten cudowny rozdział, moją uwagę przykuł jeden drobny szczególik...
    A mianowicie... kobieto, dodałaś rozdział o 7:21!!!
    Co Ty o tej porze robiłaś na kompie?!^^
    Ale wiesz co... opłacało się, bo ten rozdział jest genialny.
    I ten Nathan ,,Nie krzycz tak'' - nieźle zabalował z tą Emmą. xd
    No i wreszcie nasza ukochana bohaterka opamięta się i (mam taką nadzieję ;D) wróci do naszego biednego Jaya!
    Taaak! Nareszcie! ;D
    Wspaniale ci to wyszło, fenomenalne!!! :)
    Pisaj szybko nexta, bo muszę wiedzieć jaką podejmie decyzję! :D
    Buźka! xxx

    OdpowiedzUsuń