- Cześć – przywitała mnie wesoło Emma w poniedziałek rano; była w świetnym humorze, który od razu przerzucił się również na mnie.
- Widzę, że humorek dopisuje – powiedziałam podchodząc do baru, za którym stała dziewczyna.
- Dobrze widzisz – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- A co jest tego powodem? - spytałam, siadając na krzesełku.
- Raczej kto! - rzuciła we mnie ścierką, którą wycierała kieliszki.
- No dobra, więc kto to taki? - zapytałam domyślając się odpowiedzi.
- Nathan! Wiesz, jaki on jest cudowny? - rozmarzyła się. - Tak słodki, a w dodatku zabawny.
- Bo się zakochasz – zaśmiałam się i odrzuciłam ścierkę prosto w jej twarz. Dziewczynie jednak nie było do śmiechu. - Nie mów, że już się zakochałaś! - można powiedzieć, że chyba cierpiałam na to samo. A jeszcze pouczam innych. Świetnie.
- A ty, to co?! Nathan mi opowiedział, widziałaś się z Jayem dwa...
- Trzy razy – wtrąciłam.
- Niech ci będzie. I co? I jedno i drugie chodzi jak strute!
- Czy ja wyglądam na strutą? - zdziwiłam się.
- Teraz nie, ale jak tutaj trafiłaś, to wcale na szczęśliwą nie wyglądałaś!
- Serio? - podniosłam do góry brwi.
- Tak... Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, nie wiedziałam, że będziesz zdolna do tego, aby uderzyć Lauren – zaśmiała się. - Pozory mylą.
- Mylą, mylą.
- Ty mi lepiej powiedz, co mogę Nathanowi kupić na urodziny – wypaliła blondynka. - Dzisiaj szesnasty, a urodziny osiemnastego, a ja nic dla niego nie mam. Nawet pomysłu – westchnęła, opierając się na dłoni.
- Namaluj jego karykaturę – zaśmiałam się. - A do tego spędź z nim miły wieczór i będzie jak znalazł – udałam się w kierunku szatni.
- Jesteś genialna! - wykrzyknęła za mną Emma, a ja zaśmiałam się.
Kiedy tylko w restauracji pojawił się Rob, czyli gdzieś po dwunastej, Emma zapytała czy może się zwolnić. Mężczyzna nie widział w tym problemu, ruch i tak był wtedy nie duży. Dziewczyna wyleciała z miejsca swojej pracy w tak szybkim tempie, że nawet się nie pożegnała. Gdzie ona tak się spieszy?, pomyślałam.
Było po czternastej, gdy wychodziłam z pracy. Kiedy przeszłam kilka kroków, usłyszałam, że ktoś mnie woła. Męski głos. Odwróciłam się i mało co nie wpadł na mnie Nathan. Co on tu robi?
- Świetnie, że cię widzę! - uśmiechnął się, a ja od razu odwzajemniłam uśmiech. - Mam do ciebie sprawę, do Emmy też i obie nie możecie mi odmówić.
- Tak? - moje brwi powędrowały ku górze.
- W piątek robię imprezę urodzinową i nie może was zabraknąć! - wyszczerzył zęby.
- Emma na pewno się zjawi.. - w to nie wątpiłam. Ale czy ja się tam nadaję?
- Liz, cholera! Czy ty możesz wreszcie pogadać z tym popaprańcem?! - mało, co nie krzyknął. - Nie poznaję go od czasu koncertu, na którym byłaś razem z Vicki...
- Skąd wy znacie Vicki? - przerwałam mu. Najpierw Siva, teraz on.
- Nieważne! - machnął ręką. - Ważne jest to, że nie mogę poznaj mojego przyjaciela. Buja w obłokach, praktycznie nic do niego nie dociera – idąca, czarnowłosa dziewczyna popatrzyła się na nas dziwnie. No tak, wyglądamy jak para wariatów, w końcu nikt normalny nie drze się na ulicy. - Jak ty czegoś nie zrobisz, to nam chłopak w depresje popadnie! - ponownie podniósł głos.
- Ciszej! - powiedziałam.
- Będę się darł, a jestem do tego zdolny, dopóki powiesz, że przyjdziesz i z nim pogadasz – zaszantażował.
- Nathan...
- A Liz śpi z misiem! - wydarł się, a idący ludzie dziwnie na nas patrzyli, niektórzy nawet się uśmiechnęli.
- Nathan... - miałam go już dość.
- Liz, nie potrafi zasnąć bez misia – kolejny krzyk.
- Dasz mi w końcu coś powiedzieć?! - krzyknęłam zdenerwowana. Naprawdę super musiało, to wyglądać z perspektywy ludzi, którzy na to patrzyli. Dwójka małolatów, wydzierających się na pół miasta. Można się pośmiać, nie ma co. - Pójdę na te twoją imprezę! - na twarzy chłopaka pojawił się wielki uśmiech, za to na mojej lekki grymas.
- I..?
- I pogadam z Jayem...
- Dzięki ci Panie Boże za dar przekonywania – wzniósł ręce ku górze.
- Chyba za dar skutecznego szantażu – odgryzłam się.
- Nie denerwuj się tak– objął mnie ramieniem. - Nie wiesz, że złość piękności szkodzi? - zaśmiał się. Ruszyliśmy do przodu, odprowadzani spojrzeniami ludzi. - Kiedy tylko cię zobaczyłem, na tym dworcu, od razu wiedziałem, że namieszasz w naszym życiu – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Mam być z tego zadowolona, czy wręcz przeciwnie?
- Pewnie, że zadowolona! Co z tego, że Jay jeść nie może i nie kontaktuje, i tak jest super! - popatrzyłam na niego i zaśmiałam się. Ten chłopak był wyjątkowy i nie dało się tego ukryć. - Znaczy będzie jeszcze bardziej super, jak mi podasz adres Emmy. Chcę jej zrobić niespodziankę.
- Oj, takiej niespodzianki, to na pewno się nie spodziewa!
- To zaprowadzisz mnie?
- Pewnie! - chwyciłam go za rękę. - Chodź – pociągnęłam go i ruszyliśmy w stronę domu blondynki.
W drodze do mieszkania Emmy i jej rodziny, rozmawialiśmy wesoło. Nathan przyjechał sam, specjalnie, aby zaprosić blondynkę i mnie na swoją imprezę. O tym, że jest tutaj wie tylko Siva, który chciał przyjechać, ale jechał w odwiedziny do rodziny.
Chłopak pytał, czy Emma mówiła coś o nim, więc powiedziałam niektóre rzeczy, które dzisiaj mi oznajmiła. Widać było, że bardzo jest zadowolony. Ucieszyło mnie to.
Blondynka była prze-szczęśliwa, kiedy zobaczyła kogo jej przyprowadziłam. Kiedy rzuciła się Nathanowi na szyję, myślałam, że go przewróci. Chłopakowi najwidoczniej odpowiadało takie zachowanie, gdyż okręcił się wokół własnej osi, a dziewczyna śmiała się wesoło. Stwierdziłam, że tylko będę im zawadzać, więc dowiedziałam się tylko, o której zaczyna się impreza i pożegnałam się. Wychodząc z bloku, uśmiechałam się jak głupia. Dzięki Nathanowi zobaczę Jaya, wytłumaczę wszystko, o ile będzie w ogóle chciał mnie słuchać. A jeżeli wysłucha, a potem powie, że mam się wynosić, że nie potrzebna mu znajomość z narkomanką? Będę próbowała powoli wyrzucić go z głowy, a przede wszystkim z serca, ale do końca zapomnieć się nie da, prawda?
Osiemnastego kwietnia zadzwoniłam do Nathana i złożyłam mu najserdeczniejsze życzenia urodzinowe i kazałam pozdrowić Sivę. Chłopak kilka razy przypomniał mi, ze w piątek mam być w Londynie, a o dwudziestej zapukać do drzwi ich domu. A jeżeli nie, to impreza wpadanie do mnie. Na samą myśl, że ta impreza miałaby się przenieść do mieszkania Matta, miałam drgawki. Potwierdziłam to, że pojawię się na sto procent i pożegnaliśmy się, a następnego dnia, od razu po pracy, mając już swoją gotówkę, wybrałam się po prezent dla solenizanta. Chodziłam chyba ze trzy godziny i nic ciekawego nie wpadło mi oko. Dopiero, kiedy miałam już wracać do domu, znalazłam to czego szukałam.
Nastał piątek. Ubrałam żółtą spódniczkę, białą bluzkę i buty na koturnie, a do tego żakiet. Pomalowałam paznokcie na słoneczny kolor, chwyciłam prezent i wyszłam, wcześniej powiadamiając Matta i Amy, że opuszczam mieszkanie.
Pociągiem miałam jechać razem z Emmą, ale musiałam jeszcze coś załatwić, więc jechałyśmy w pojedynkę. Impreza zaczynała się o ósmej, a kiedy jechałam do Londynu było za piętnaście siódma. Jazda pociągiem trwała czterdzieści minut. Idąc wolnym krokiem dotarłam do mieszkania numer czternaście. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam dzwonek.
- Idę! - usłyszałam damski głos,a po chwili otworzyły się drzwi. - Liz? - zdziwiła się Vicki, kiedy zobaczyła kto domagał się wpuszczenia do środka. Wyglądała jak zwykle pięknie i najwidoczniej gdzieś się szykowała, gdyż włosy były mocno pokręcone, błyszczała niebieska sukienka i buty na wysokiej szpilce. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszłam pogadać, ale jak wychodzisz...
- Mam jeszcze czas – powiedziała i zaprosiła mnie do środka. - Usiądź – wskazała na krzesło, które stało w kuchni. - O czym chcesz pogadać? - usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
- Na początek chciałam cie przeprosić – spojrzałam jej w oczy. - Chciałaś mi pomóc, a ja za każdym razem pokazywałam, że twoją pomoc mam gdzieś. Ale dzięki Mattowi wyszłam z tego, nie biorę już. Jestem czysta.
- Ja też cię przepraszam, nie powinnam się zachować, tak jak się zachowałam, podczas naszego ostatniego spotkania. Strasznie za tobą tęskniłam – uśmiechnęła się i położyła swoją dłoń na mojej. - Zapomnijmy o tym.
- Czyli już się nie gniewasz?
- Pewnie, że nie! - kamień spadł mi z serca. - Zrobiłam tak jak mówiłaś. Zwolniłam się u Felixa.
- Serio?
- Tak. Dalej pracuję jako kelnerka, ale u mojego kolegi – uśmiechnęła się.
- Ja też znalazłam pracę – pochwaliłam się.
- Gdzie? - zapytała mile zaskoczona.
- U kolegi Matta.
- U Roba?
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Też tam kiedyś pracowałam. Jakby nie patrzeć, to jet to moje rodzinne miasto – zaśmiała się blondynka. - Ta zołza, Lauren dalej tam pracuje?
- Znasz ją? - kolejne zdziwienie. Jak ja wielu rzeczy o niej nie wiem.
- Pewnie! - mało co nie krzyknęła. - Największa franca, jaką w życiu poznałam.
- Odeszła z pracy – uśmiechnęła się.
- Rob wreszcie zmądrzał?
- Nie. Odeszła przeze mnie. Sama dobrze wiesz, że mnie się nie denerwuje – zaśmiałam się.
- Mam się bać?
- Skądże. Lauren dostała w nos i tyle – wzruszyłam ramionami, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - A potem przeprosiła cały personel i odeszła – kolejna dawka śmiechu, ze strony dziewczyny.
- Lauren nie zna, przecież takiego słowa.
- Najwidoczniej poznała. Wybierasz się gdzieś? - zmieniłam temat.
- Tak idę do Nathana na imprezę, ty również, prawda? - uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Skąd wiesz?
- Siva... - powiedziała dalej uśmiechając się.
- Właśnie! Możesz mi powiedzieć skąd wy się znacie? - przypomniała mi się scena, kiedy piosenkarz powiedział mi, że trafił tu mniej więcej dzięki blondynce.
- Przyszedł do baru Felixa i powiedział, ze musimy pogadać. O tobie. Powiedział jak się poznaliście wszyscy i tak dalej, zapytał czy wiem, gdzie się podziewasz, no to podałam mu adres – wzruszyła ramionami. - Potem zaprosił mnie na kolację, miło nam się rozmawiało i jakoś tak wyszło, ze poznałam cały zespół i Nathan zaprosił mnie na imprezę.
- Więc, to tak – powiedziałam, również uśmiechając się.
- No to może pójdziemy razem? - zaproponowała.
- Świetny pomysł!
Kilka minut później byłyśmy już w drodze do domu chłopaków. Nasze rozmowy były praktycznie, co chwila przerywane fałdami śmiechu, a przechodzący obok ludzie dziwnie się na nas patrzyli, jednak w niczym nam to nie przeszkadzało.
Zadzwoniłyśmy do drzwi i otworzył nam śmiejący się Nathan. Ucieszył się jak dziecko, kiedy nas zobaczył. Vicki pierwsza złożyła mu życzenia i wręczyła prezent. Później przyszła na mnie kolej. Po przerywanych śmiechem chłopaka, życzeń, wreszcie wręczyłam mu prezent.
- Skarbonka labirynt! - krzyknął i rzucił mi się na szyję. - Ale musiałaś koszulkę? -spytał, widząc białą tkaninę.
- Obyś tej nie zgubił – zagroziłam palcem i zaśmialiśmy się.
Nie było jeszcze dwudziestej, ale impreza już trwała. Było mnóstwo ludzi. Max i Tom trochę zdziwili się, kiedy mnie zobaczyli, ale również się ucieszyli. Siva również się cieszył, ale nigdzie nie zauważyłam Jaya.
Było już chyba ze dwadzieścia osób, a muzyka grała. Nathan przedstawił mi kilka osób, ale po chwili i tak wyleciały mi ich imiona z głowy. Nigdzie również nie widziałam Emmy, ale po pięciu minutach pojawiła się i brunetowi, nic więcej do szczęście nie było potrzebne.
Po wypiciu jednego kieliszka szampana z Sivą i Vicki, spytałam chłopaka czy nie wie, gdzie jest Jay. Przeprosił Vicki i chwycił mnie za rękę. Poszliśmy na górę i dotarliśmy do ostatnich drzwi na prawo. Siva zapukał i czekał aż usłyszy „proszę”, jednak ta chwila nie nastała. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
- Siva, zaraz schodzę – odpowiedział Jay. Kiedy usłyszałam jego głos serce na chwile się zatrzymało. Teraz nie ma już ucieczki, muszę z nim porozmawiać, pomyślałam. Teraz serce biło mi jak szalone, bałam się. Bałam się tego, ze mnie odrzuci, tak jak rodzice i Lucas.
- Cześć Jay... - powiedziałam, na co chłopak odwrócił się szybko i spojrzał mi w oczy.
________________________________________________
A tutaj: http://www.viva-tv.pl/news/the-wanted-czy-one-direction głosujemy na chłopaków z The WANTED.! ;D
Zajebiste .!!
OdpowiedzUsuńKobieto nie masz serca.!
Przerywać w takim momencie .!!
Wstyd :]
Pisz szybko następny <3
Weny :*
O Boże jak mogłaś przerwać w takim momencie :)) Kocham<3 pisz szybko kolejny :))
OdpowiedzUsuńw takim momencie? Jak mogłaś ? ahah czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie http://polishstoryaboutthewanted.blogspot.com/ :)
:)
OdpowiedzUsuń