poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 13

 - Cześć Jay... - powiedziałam, na co chłopak odwrócił się szybko i spojrzał mi w oczy.
  - Elizabeth... - wyszeptał, jakby nie wierzył, że jestem w jego pokoju i patrzę na niego. - Jesteś tutaj, czy mi się tylko wydaje? - spytał, dalej nie spuszczając ze mnie wzroku.
  - Jestem – uśmiechnęłam się nieśmiało.
  - Zniknęłaś... - podszedł bliżej; dzieliło nas kilka kroków. - Przychodziłem codziennie tam, gdzie widzieliśmy się ostatnio z nadzieją, że cię zobaczę... Ale nie było cię...
  - Przepraszam... - wydusiłam z siebie.
  - To wy sobie pogadajcie, a ja się ulotnię – oznajmił Siva, ale żadne z nas nie zwróciło na niego uwagi; usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
  - Jak się tutaj znalazłaś? - zapytał i dalej świdrował mnie wzrokiem.
  - Długa historia... - westchnęłam.
  - Chyba mamy czas, prawda? - spytał z nadzieją w głosie, a ja kiwnęłam tylko głową.
  Wziął mnie za rękę i zaprowadził na zaścielone łóżko, na którym usiedliśmy. No to teraz muszę wyznać mu całą prawdę, pomyślałam. Serce dalej biło mi jak oszalałe.
  - Jay, nie wiem od czego zacząć...
  - Może najlepiej od początku? Ale początku, od dzieciństwa, jeżeli...
  - No dobrze... - westchnęłam, a chłopak spojrzał mi jeszcze głębiej w oczy. Poczułam, że mogę mu zaufać. Zaczęłam swoją opowieść. - Ojciec bił matkę odkąd pamiętam. Źle ubrała się na wieczór z jego znajomymi dostawała po twarzy, powiedziała coś źle na temat jego rodziny, kolejny siniak do kolekcji. Kiedy miałam dziewięć lat, uderzył i mnie, nawet nie wiem, za co. Matki nie było, więc może nie miał się na kim wyżyć, po ciężkim dniu pracy? Nie wiem i raczej nigdy się tego nie dowiem. Powiedziałam o tym matce, ale ta w ogóle nie zareagowała, za co byłam na nią wściekła, jak jeszcze nigdy na nikogo. Później dostawałam po twarzy, lub po innych częściach ciała, za to, że dostałam jedynkę z matematyki, nie wyprowadziłam psa na spacer, nazwałam babcię babką, a jego idiotą. Za tego idiotę, tak mnie sprał, że wylądowałam w szpitalu z połamaną prawą ręką i z wybitym kciukiem. Matka oczywiście powiedziała, że spadłam z roweru.
  Kiedy skończyłam dwanaście lat, zaczęłam wdawać się w bójki. Potrafiłam nawet uderzyć za nieoddaną na czas linijkę, albo wesoły śpiew. Matka z ojcem, co chwilę byli wzywani do szkoły, za co dostawałam lanie w domu. Ojca zwolnili z pracy, więc wyjechaliśmy z miasta na wieś. Coraz częściej odwiedzali nas dziadkowie, od strony taty. Przez nich też byłam poniżana i to przy całej rodzinie. Dostałam z czegoś jedynkę, automatycznie byłam wyzywana od nieuków, itp. Zawsze mówili, że daleko w życiu nie zajdę, w czym może mieli rację. Zamykałam się wtedy w pokoju i płakałam w poduszkę i powtarzałam, ze Bóg jest niesprawiedliwy. Zastanawiałam się, czym takim mu zawiniłam, ze zesłał na mnie taki, a nie inny los.
  Zaprzyjaźniłam się z brązowowłosą dziewczynką o imieniu Meg. Była wesoła, miała kochających się rodziców i słodkiego psiaka, który nazywał się Kamyk. Nie mam pojęcia dlaczego go tak nazwała, pewnie nigdy się nie dowiem. Przesiadywałam u niej całymi dniami. Bawiłyśmy się lalkami, samochodami, budowałyśmy fortece i okopy. Rodzice Meg bardzo mnie lubili, nawet raz, w moje trzynaste urodziny, zaproponowali, żebym u nich została na noc. Matka zgodziła się bez niczego, wątpię czy w ogóle wiedziała o co ją pytam, ale ojciec mi zabronił. Powtarzał: „Masz swój dom. Nie będziesz włóczyła się po sąsiadach, co o mnie ludzie powiedzą?”. Odpowiedziałam: „ Ciesz się, ze nie wiedzą nic o tym, ze bijesz własną córkę i żonę, wtedy byś się martwił”. Szybko pożałowałam tych słów; zepchnął mnie ze schodów, tak po prostu... Wstrząśnienie mózgu, połamane nogi i pełno siniaków. Oczywiście kolejne kłamstwo ze strony matki: „Biegła, potknęła się o niezawiązane sznurówki i spadła”. Nie wiem dlaczego skłamała... Nie wiem dlaczego zawsze kłamała. Może bała się przyznać przed sobą, że ma za męża człowieka, który katuje własną rodzinę, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie? Że niszczy życie mnie, a przede wszystkim sobie?
  Kiedy miałam wychodzić ze szpitala matka oznajmiła, że nie wracamy do domu, tylko do domu Meg. Nie wiedziałam, o co chodzi. Matka nagle chciała zostawić ojca i odejść? Z drugiej strony byłam szczęśliwa, że wreszcie nikt nie będzie mnie bił. Okazało się później, że matka odeszła od ojca tylko dlatego, że dowiedziała się o jego zdradzie z jakąś dwudziestolatką. Wkrótce potem wzięli rozwód. W sądzie matka nawet słowem nie wspomniała o tym, że ojciec znęcał się nad nią i nade mną. Oczywiście byłam na nią wściekła, ale z biegiem miesięcy mi przeszło. Ojciec odstąpił nam domu na wsi, a sam wyprowadził się do miasta, do swojej nowej dziewczyny. Sąd orzekł, że jeden miesiąc wakacji mam przebywać z ojcem. Kiedy do niego przyjechałam wypytywał o matkę, ale udzielałam mu odpowiedzi „tak” lub „nie”, za co oberwałam w twarz kilka razy. A jeszcze ta jego nowa dziewczyna... Myślałam, że wybuchnę śmiechem, kiedy ją zobaczyłam. Wysokie różowe szpilki, spódniczka mini w tym samym kolorze i biała bluzeczka, blond włosy. Kłóciłyśmy się o wszystko, a ojcu pękała już głowa. Nie wytrzymał i dał nam w twarz. Dziewczyna zaraz potem się wyprowadziła, a ojciec obwiniał o to mnie. Nie patrząc na nic, spakowałam rzeczy, ukradłam mu trochę pieniędzy i uciekłam. Nawet się nie przejął, że mnie nie ma.
   Matka zaczęła na nowo ufać ludziom, a nawet znalazła sobie mężczyznę. Mark był naprawdę miły, a nawet nie odrzucił matki, kiedy ta wyznała mu prawdę o tym, jak kiedyś wyglądało jej życie. Oboje byli szczęśliwi, ale czegoś im jeszcze brakowało. Oczywiście dziecka, drugiego. Parę tygodni później rozniosła się wieść, że moja matka jest w ciąży. Na początku cieszyłam się, że będę miała siostrzyczkę, albo braciszka, ale kiedy Anna przyszła na świat, już szczęśliwa nie byłam. Wszyscy zaczęli koło niej skakać, kupować jej różne prezenty, a mnie mieli w nosie. Próbowałam jakoś zwrócić na siebie uwagę. Jako piętnastolatka zaczęłam nosić ostry makijaż i wdawać się w ponownie w bójki. Matka powtarzała tylko: „Dziecko, co ja z tobą mam”, a Mark całkowicie przestał ze mną rozmawiać, dodawał tylko swoje krótkie komentarze i docinki.
  Wreszcie stwierdziłam, że nie ma sensu i rozstałam się z moim codziennym makijażem i ubiorem. Meg bardzo, to odpowiadało, bo miała już dość moich czarnych kolorów. W wakacje, kiedy skończyłam szesnaście lat, na horyzoncie pojawił się Lucas... Zakochałam się ze wzajemnością, przynajmniej tak myślałam. Zaczęliśmy z sobą być. Było pięknie, wreszcie znalazłam kogoś, kto mnie rozumiał i kochał. W takim przekonaniu trwałam półtora roku. Pojawiła się Lilly, a Lucas latał za nią jak piesek. Wreszcie stwierdził, że musimy się rozstać i mnie rzucił. Dziwne było to, że nie uroniłam ani jednej łzy, więc może to nawet nie była miłość, tylko zauroczenie? Nie ważne.
  Przez Anne, matka praktycznie ze mną nie rozmawiała, wydawała tylko polecenia, typu: wynieś śmieci, posprzątaj dom i tak dalej. Wtedy przysięgłam sobie, że, kiedy już skończę osiemnaście lat, to stąd wyjadę.
  Zaczęła się matura i jakimś cudem ją zdałam. Piętnastego lipca skończyłam osiemnaście lat i wiedziałam, że to jest klucz do wolności. Spakowałam kilka potrzebnych mi rzeczy, zostawiłam list dla Meg i matki, po drodze wstąpiłam do ojca, skąd zwinęłam mu kilka papierków. Jego nowa żona zaczęła wyśmiewać się ze mnie, nawet nie wiem dlaczego, więc dostałą w twarz. Ojciec zapytał, co mi odbiło, a ja odcięłam się tylko słowem „geny” i uciekłam. Kupiłam bilet do Londynu i chciałam odciąć się od przeszłości.
  Tutaj po kilku miesiącach poznałam Vicki i Alexa, który był narkomanem. Kilka imprez i popłynęłam. Tak leciała działka za działką, a ja pomału się staczałam. Trzy tygodnie później Alexa znaleźli zaćpanego w męskim wc, na stacji benzynowej. Vicki chciała, za wszelką cenę, wyciągnąć brata z nałogu, ale niestety nie udało jej się. Zaczęła próbować ze mną. Tylko, że też nie wychodziło jej to. Czasem zachowywałyśmy się jak najlepsze przyjaciółki, a czasem tak jakbyśmy się nienawidziły. Chciałam żeby mi pomogła, ale nie widziałam powodu, aby rzucić.
  Pojawiliście się wy... ty. Później koncert, a potem nasze spotkanie i pobicie przez Felixa, z którego uratował mnie Siva, a ja tak po prostu uciekłam, bo wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Bałam się co będzie, jak już dowiecie się o mnie prawdy. Vicki przyjechała za mną i gdyby nie ona, kolejny raz spałabym na dworcu. Zamieszkałam u kolegi Vicki, Matta. Wzięłam tam tylko raz, dziewczyna wróciła do Londynu, a ja zostałam. Tam Matt pomógł mi stanąć na nogi, znalazł pracę, pomógł wyjść z nałogu. Przyjechaliście na koncert, znalazł mnie Nathan razem z Sivą, a potem Nathan zaprosił mnie i Emmę na imprezę urodzinową. Nadarzyła się kolejna okazja, aby ci wszystko wyjaśnić. Tak się tutaj znalazłam.
  Zakończyłam swoją opowieść patrząc Jayowi w oczy. Z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać, więc czekałam cierpliwie, aż coś powie. Modliłam się w duchu, aby tylko mnie nie odrzucił....



___________________________________

Ten rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy, to czytają :D dziękuję wam ;*
http://www.viva-tv.pl/news/the-wanted-czy-one-direction  oczywiście, że The Wanted.! Głosujemy.! ;p

3 komentarze:

  1. Jezu w niektórych momentach płakałam...
    Naprawdę możesz mi wierzyć..
    Boskie :]
    Pisz szybko następny <33
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja kocham twoje opowiadania :)) pisz nastepny szybko <3

    OdpowiedzUsuń