piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział 8

  Odpowiedź szybko nawinęła się sama. Vicki musiała pomóc w czymś Matto'wi, a zostawały jeszcze zakupy. Szybko zaoferowałam swoją pomoc. Dziewczyna uprzedziła mnie, że jak wywinę jakiś numer, to gorzko tego pożałuję. Łatwo się domyśleć, że właśnie taki numer wywinęłam.
  Kiedy przechodziłam przez park, zauważyłam dwóch chłopaków. Na pozór wyglądali normalnie, gdyby nie fakt, że jeden z nich przekazywał, temu drugiemu, biały proszek w przezroczystej torebeczce.
  Podeszłam do nich i zapytałam czy coś mogą mi sprzedać. Diler był zachwycony, że ma następnego klienta. Bez niczego sprzedał mi towar i odeszłam. Żadnego przechodnia, nie interesowało, to co się działo. Każdy pochłonięty był własnymi sprawami.
  Znalazłam jakiś zapyziały bar i tam zażyłam towar. Przez moment nie wiedziałam, co się działo, ale szybko się otrząsnęłam. Wygrzebałam z portfela jeszcze kasę na fajki i opuściłam lokal.
  Szła tą samą drogą, co przedtem, jarając szluga i uśmiechając się jak głupia. Świat wydawał się taki piękny...
  Usiadłam na ławeczce, niedaleko szkoły Amy. Przypomniałam sobie jak to było, kiedy byłam dzieckiem. Beztroski świat, a największy problem, to ile jest siedem razy sześć oraz czy zdążę na ulubioną bajkę. Szkoda, że musiałam tak szybko dorosnąć...
  Chyba za bardzo pochłonęły mnie wspomnienia z dzieciństwa, bo zjawiła się obok mnie Vicki razem z córką Matta. Dziewczyna była na mnie wkurzona, chociaż to i tak za delikatne słowo. W mgnieniu oka postawiła mnie na nogi, chwyciła mocno za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę mieszkania jej przyjaciela.
  - Vic, wyluzuj – powiedziałam, lecz nawet na mnie nie spojrzała.
  Resztę drogi przemilczałyśmy. Zaczęło się dopiero w domu, kiedy Amy poszła, do jakiejś koleżanki się pobawić. Siedziałam przy stole w kuchni i paliłam papierosa.
  - Ja przez ciebie oszaleję! - krzyknęła na mnie.
  - Uspokój się. Przecież nic takiego nie zrobiłam – wzruszyłam ramionami.
  - No pewnie, że nie! - wzięła ode mnie papierosa i zgasiła go zwinnym ruchem w popielniczce. Pierwszy raz ją taką widziałam. Popatrzyłam na nią uważnie. - Ale wiesz, co? - spojrzała mi głęboko w oczy. - Ja już nie mam siły się z tobą użerać. Nie wiem, jak do ciebie dotrzeć, żebyś wreszcie z tym skończyła. Nie mam pojęcia. Mam straszny żal, do Alexa, że cię w to wciągnął. Ja wracam do Londynu i daję ci święty spokój. A ty, rób co chcesz, tylko mnie już w nic nie mieszaj, ani Matta. I tak ma już za dużo kłopotów, a ty mu nie podrzucaj nowych.
  Zniknęła w salonie, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam w miejsce, w którym jeszcze kilka sekund temu, stała. Zabolały mnie wszystkie jej słowa. Miałam ochotę iść i już nigdy nie wrócić, może wtedy wszyscy mieliby spokój?
  Wstałam i udałam się do salonu, gdzie Vicki pakowała swoje rzeczy.
  - Vicki...
  - Zamknij się! - ryknęła na mnie. - Mam już cię po dziurki w nosie! Nie wiem jak zrobi Matt, może pozwoli ci zostać, a może nie, to już jego sprawa.
  - Pogadajmy... - wtrąciłam, a ona podeszła do mnie, wraz ze spakowaną torbą i popatrzyła mi prosto w oczy.
  - Z ludźmi, którzy rozpieprzają swoje życie, nie gadam – powiedziawszy to wyszła, a ja znowu zostałam sama jak palec.
  Usiadłam na kanapie i czułam jak łzy płyną mi po policzkach. Znowu ją skrzywdziłam. Miałam ochotę wbić sobie nóż w serce. Dlaczego zawsze zawodziłam ludzi, których kocham, no czemu do cholery?!
  - Vicki? - usłyszałam głos Matta. Szybko otarłam łzy. - Liz, gdzie jest Vicki? - spytał wchodząc do salonu. - Już pojechała? - zdziwił się mężczyzna.
  - Ta.. W dodatku przeze mnie.
  - Jak to przez ciebie? - zapytał i usiadł obok mnie na kanapie.
  - Mówiła ci..? - nie dokończyłam, miałam wielką nadzieję, że zorientuję się o co mi chodzi. Nie zawiodłam się.
  - O tym, że bierzesz? - popatrzyłam na niego i kiwnęłam głową. - Słuchaj, jeżeli ci to pomoże, to ja też kiedyś brałem. - otworzyłam szeroko załzawione oczy. Nie mogłam w to uwierzyć.
  - Serio? - kiwnął głową.
  - Ale jak widzisz, wyszedłem z nałogu. Dobrze wiem, że nie jest, to łatwe, ale jak człowiek chce, to wszystko jest możliwe – uśmiechnął się lekko. - Jeżeli chcesz, to mogę ci pomóc z tym zerwać – położył swoją dłoń na mojej i spojrzał mi głęboko w oczy.
  - Vicki też próbowała i nic...
  - Warto spróbować jeszcze raz. Wiem, że jesteś w stanie rzucić to w cholerę – dalej patrzył mi w oczy. - Wierzę w ciebie.
 Ostatnie zdanie Matta sprawiło, że chciałam to rzucić. „Wierzę w ciebie”. Takie krótkie zdanie, a jak może człowiek podbudować. Poczułam, że mogę to zrobić. Tak jak mówiła Vicki, dla siebie.
  - Dziękuje ci... - uśmiechnęłam się.
  - Nie ma za co.
  - Właśnie, że jest – przytuliłam go.
  Nie, nie mogłam skończyć zaćpana w jakimś zapyziałym kiblu, na dworcu. Mam przecież dopiero osiemnaście lat. Całe życie przed sobą. Czas wziąć się za siebie. Później może być za późno. Ale czy się uda? Mam ogromną nadzieję, że tak.





_____________________________________
Krótki,. owszem, ale nie mam siły.... Dziewczyny potrafią wymęczyć ;D
Pozdrowienia dla: Klaudii, Wery i Izy ;*

3 komentarze:

  1. Krótki ale zajebiaszczy :*
    Pisz szybko następny <33
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. zarąbisty :)) czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jes! ;)
    Już nie mogę się doczekać następnego. ^^
    Muszę wiedzieć co się będzie działo...
    Pisz, szybko następny, ok? ;***
    Wiem, ze będzie tak samo fantastyczny jak ten ;D

    OdpowiedzUsuń